sobota, 19 marca 2016

Rozdział 10

            Siedziałem w pokoju wspólnym Slytherinu. Nel miała wrócić już jakiś czas temu, ale do tej pory jej nie było. Nie powinienem był puszczać jej samej, szczególnie kiedy po zamku grasuje bestia. Usłyszałem jak ktoś wchodzi. Obróciłem się z nadzieją, ale moim oczom ukazała się profesor McGonagall.
  -Panie Malfoy, pójdzie pan ze mną.
          Ruszyłem za nauczycielką w milczeniu. Błagałem w duchu, żeby ta sprawa jej nie dotyczyła. Weszliśmy do skrzydła szpitalnego. Wtedy ją zobaczyłem. Leżała wśród nieruchomych ciał ofiar ataków. Podszedłem do jej łóżka. W oku zakręciła mi się łza.  Zdziwiło mnie to, że bez problemu mogłem poruszać jej ręką.
  -Nie jest spetryfikowana.-stwierdziłem obracając się w stronę nauczycieli.-Ale martwa też nie.
  -Do jej organizmu dostał się jad Bazyliszka.-wyjaśnił wyraźnie zdenerwowany Snape.-Substancja, która zabija w ciągu kilku, może kilkunastu minut. Na razie jest śpiączce. Nie wiemy kiedy się obudzi.
  -Wyzdrowieje.-powiedział Dumbledore wchodząc do pomieszczenia.-Zdążyliśmy w ostatniej chwili, ale będzie żyła.
  -Mogę z nią zostać?-spytałem.
  -Na razie nie.- powiedział dyrektor.-Musi odpoczywać. Możesz odwiedzić ją jutro z samego rana.-skończył.
          Pokiwałem głową. Z nim nie wolno było dyskutować.
  -Chcieliśmy tylko, abyś wiedział co jej się stało.-dopowiedział.-Wiemy, że jesteście dla siebie bardzo ważni.
          Udałem się w stronę drzwi. Stanąłem przy nich(oczywiście od strony korytarza) i przysłuchiwałem się rozmowie nauczycieli.
  -Spokojnie Severusie, wyjdzie z tego.-powiedział Dumbledore.
  -A co jeśli nie?-spytał nauczyciel eliksirów.
  -Uda się przyjacielu. Musisz mieć nadzieję.
          Wyjrzałem zza ściany. Wyczułem w głosie Snape'a troskę, a to jak ściskał rękę dziewczyny tylko potwierdziło to, jak bardzo się o nią martwił. Udałem się do swojego pokoju. Blaise dopytywał się o przyjaciółkę, ale zbyłem go mówiąc, że dziewczyna się uczy. Nie miałem siły mu niczego opowiadać.
          Co chwila się budziłem, gdyż cały czas śniła mi się Nel. Żegnała się ze mną, a ja bezskutecznie próbowałem ją zatrzymać. O czwartej nad ranem obudziłem się zlany potem. Sięgnąłem pod łóżko. Wyjąłem szkicownik i zacząłem rysować. Chciałem ją uwiecznić. Zupełnie jakby zaraz miało jej nie być, jakby miała rozpłynąć się w powietrzu, albo była tylko wytworem mojej wyobraźni. Skupiałem się na każdym szczególe. Na jej błyszczących oczach, rumieńcach, które zawsze oblewały jej policzki i jednym niemalże białym pasemku w jej kruczoczarnych włosach. rysowałem do końca ciszy nocnej. Kiedy nastała szósta, błyskawicznie się ubrałem i wybiegłem z dormitorium. W pokoju wspólnym wpadłem na diabła.
  -Gdzie tak pędzisz?-spytał.
  -Wczoraj Nel się nie uczyła. Została zaatakowana. Później opowiem ci wszystko.-rzuciłem i pobiegłem dalej.
          Pędziłem tak szybko, że niecałe pięć minut później byłem już w skrzydle szpitalnym. Wbiegłem do pomieszczenia i moim oczom ukazał się profesor Snape, rozmawiający z Dumbledorem. Zupełnie jak wczoraj wieczorem.
  -Jest bardzo podobna do matki.-powiedział nauczyciel.
  -Masz rację Severusie. Tylko włosy i charakter ma po ojcu.-powiedział Dumbledore.-A teraz pozwólmy Draconowi z nią posiedzieć.-odwrócił się do mnie.-Chodź chłopcze.
          Podszedłem do nich. Spojrzałem na nauczyciela eliksirów. Wyglądał jakby spędził tu całą noc, podejrzewam, że tak było.
  -Możesz z nią zostać cały dzień.-powiedział Albus.-Jesteś dziś zwolniony z lekcji. Przyda jej się opieka najbliższych.
  -A Harry?-nie wierze, że spytałem o bliznowatego, ale to w końcu był jej brat.-Czemu go tu nie ma?
  -Harry ma na razie inne sprawy na głowie.-rzekł dyrektor.
  -Nic nie powinno być dla niego ważniejsze od siostry.-powiedziałem twardo.
          Wychodząc rzucił tylko krótkie: "Masz rację Draco" i już go nie było. Zostaliśmy sami. Usiadłem na łóżku obok jej nieprzytomnego ciała i zacząłem do niej  mówić. W głębi duszy czułem, że mnie słyszy.
  -Wie., że mnie słyszysz. Narysowałem coś. Myślę, że ci się spodoba. Zobaczysz kiedy się obudzisz.
          Siedziałem tak przez cały dzień. Wyszedłem tylko na obiad podczas, którego wyjaśniłem Blaise'owi to czego wcześniej mu nie powiedziałem. Rysowałem od dnia do nocy od czasu do czasu opowiadając jej o czymś, albo bawiąc się kosmykiem jej czarnych włosów. Chciałem być przy niej kiedy się obudzi. Wiedziałem, że to muszę być ja.
Dwa tygodnie później.
          
          Przychodziłem do niej codziennie. Harry dowiedział się o wypadku półtorej tygodnia wcześniej. Od tej pory siedzieliśmy przy niej na zmianę. Czasami odwiedzali ją Blaise, Ron i kilka innych osób. Czasami zostawałem z nią na noc. Tak było i dzisiaj. W końcu jednak odpłynąłem do krainy Morfeusza.
=^^= =^^= =^^= =^^= =^^=

          Powoli otworzyłam oczy. Czułam się jakbym wstawała z długiego snu. Próbowałam sobie przypomnieć co się wydarzyło. Pamiętałam tylko wieści o spetryfikowanej Hermionie i korytarz potem zupełna pustka. To było dobijające. Rozejrzałam się po pomieszczeniu na tyle, na ile pozwalał mi obolały kręgosłup. Nie byłam w swoim pokoju. Poczułam, że  ktoś trzyma mnie za rękę. ktoś leżał obok mnie. Powoli odwróciłam głowę. Tym kimś był Draco. Spał obok mnie nie puszczając mojej dłoni. Szkoda było go budzić, ale nawet nie musiałam tego robić. Gdy tylko poczuł,że się ruszam zerwał się na nogi. Nic nie powiedział tylko przytulił mnie z cały sił.
  -Myślałem, że nigdy się nie obudzisz.-powiedział, a gdy się odsunął dostrzegłam na policzku pojedyńczą łzę, którą zaraz wytarł.
  -Co się stało?-spytałam.- Wracałam od Harry'ego a potem... nic.
  -Zaatakował cię bazyliszek. Dumbledore i Snape uratowali cię w ostatniej chwili. Leżysz tu już dwa tygodnie.
          Nagle wszystko do mnie wróciło. Korytarz, głos, bazyliszek, Snape, ból Dumbledore i ciemność. 
  -Dwa tygodnie!? Co z Harrym!? -rozejrzałam się po sali.-Gdzie spetryfikowani?
  -Spokojnie.-chłopak usiadł obok mnie.-Harry był ranny, ale feniks uleczył go w porę. Ginny została porwana, ale twój brat ją ocalił pokonując przy tym bazyliszka, a Dumbledore wrócił do Hogwartu.-powiedział.-Później uleczyli spetryfikowanych. To wszystko.
  -To wiem. Słyszałam.
  -Co słyszałaś?
  -Wszystko. Rozmowy Snape'a i Dumbledora, panią Pomfrey, Harry'ego...-zawiesiłam się na chwilę.- I ciebie. Słyszałam każde słowo, ale nie mogłam na nie odpowiedzieć. Byłeś tu przez cały czas.
  -A jakże inaczej. Byłem tu kiedy tylko mogłem. Pomyślałem też,  że to może ci się spodobać.-powiedział biorąc z szafki nocnej szkicownik, który dostał ode mnie na gwiazdkę.-pewnie jeszcze trochę tu poleżysz więc będziesz miała co oglądać kiedy będziesz na lekcjach. W razie czego możesz też...
            Nie dokończył ponieważ chwyciłam jego twarz w dłonie i pocałowałam go. Chlopak odwzajemnił pocałunek.
  -Kocham cię.-szepnęłam odsuwając się od niego.  
  -Ja ciebie też.
  -Po spotkaniu z Voldemortem.-powiedziałam.
  -Co po spotkaniu z nim?
  -To pasemko. To prawie białe. Zostało mi po spotkaniu z nim. Odpowiadam bo o to pytałeś. No wiesz kiedy była nieprzytomna.
        Nic nie odpowiedział bo do pomieszczenia wkroczył Dumbledore.
  -Panie Malfoy, miał mnie pan powiadomić od razu kiedy panienka Potter się obudzi.-powiedział dyrektor.
  -Już miałem po pana iść dyrektorze.-powiedział Draco z głupim uśmieszkiem na twarzy.
  -Dobrze, a teraz zmykaj na lekcje i przy okazji powiadom go, że się obudziła.-chłopak pokiwał głową, pożegnał się ze mną mówiąc, że przyjdzie później. Kiedy wyszedł czarodziej zwrócił się do mnie.-I znów spotykamy się w tym samym miejscu.
  -Historia lubi się powtarzać.-odpowiedziałam uśmiechając się.
  -Zapewne Draco opowiedział Ci o wszystkim co się wydarzyło.
  -Tak, wszystko mi wytłumaczył.
  -Powiedz mi dziecko.-zaczął Dumbledore.- Jak natknęłaś się na bazyliszka?-wiedziałam, że powinnam odpowiedzieć szczerze.
  -Wracałam od Harry'ego. Opowiedział mi o Hermionie. Kiedy szłam korytarzem znowu usłyszałam ten głos. Wtedy zobaczyłam potwora. To wszystko.
  -Jaki głos?
  -Ten sam, który słyszałam podczas kary u profesora Lockharta.-wyjaśniłam i mówiłam dalej.-Kiedy wracałam od brata zaczęłam to wszystko analizować. Na zajęciach klubu pojedynków Pansy wyczarowała węża, a ja potrafiłam z nim rozmawiać, więc kiedy okazało się, że bazyliszek to wielki wąż pomyślałam sobie...-zrobiłam krótką przerwę.-że to jego słyszałam przez ten cały czas.
  -Umiesz rozmawiać z wężami, a dlaczego, ponieważ Lord Voldemort z nimi rozmawiał,-powiedział staruszek.-Tak mi się wydaje Nel, że oddał ci część swoich umiejętności, kiedy zostawił ci ten znak.
  -Voldemort oddał część swoich zdolności mnie?-spytałam z niedowierzaniem.-To by wyjaśniało to co mówiła tiara kiedy przydzielała mnie do Slytherinu.
  -Ehe. Niezamierzenie, ale tak.
  -Ale co z Harrym. Przecież on też ma bliznę.
  -Przypomnij sobie tamten dzień. W kogo trafiło zaklęcie?
  -We mnie.
  -No widzisz. Chciałaś ratować brata. mogłaś zginąć, ale twoja odwaga uratowała wam życie. Nawet jako małe dziecko wiedziałaś na co się szykujesz. Bo widzisz. To nie nasze umiejętności świadczą o nas, lecz dojrzałe decyzje.-powiedział dyrektor.-A teraz odpocznij. Musisz nabrać sił.-dodał i wyszedł zostawiając mnie z tym wszystkim samą.
* * *
          Siedzieliśmy w Wielkiej Sali. Wypuścili mnie przed chwilą, więc od razu poszłam na kolację. Dwa dni temu Harry opowiedział mi dokładnie o tym jak zabrali Hagrida do Azkabanu i o wydarzeniach z Komnaty Tajemnic. Cieszyłam się, że sprawa została rozwiązana i że szkoła nie została zamknięta. Przełykałam właśnie herbatę (eliksiry szpitalne nie smakują jak prawdziwe, dobre jedzenie), kiedy drzwi do sali otworzyły się. Do środka wszedł Hagrid.
  -Przepraszam za spóźnienie, ale sowa, która niosła zwolnienie zgubiła drogę.-powiedział, a Ron zrobił skrzywioną minę, na wiadomość o swojej sowie. Pół-olbrzym podszedł do Golden Trio.-Dziękuję. Gdyby nie wy ciągle siedziałbym sami wiecie gdzie.
          Harry przytulił Hagrida. Dyrektor wstał i zaczął klaskać. Poszłam w jego ślady. Kątem oka spojrzałam na Dracona. Nie wstał, gdyż nie życzyłby sobie tego jego ojciec. Siedział tylko z kamienną twarzą. Wiedziałam jednak, że tak na prawdę chciałby klaskać wraz ze mną.

2 komentarze: