I tak oto doszliśmy do końca tego opowiadania. Bardzo dziękuję wam za dotrwanie do końca.
Ps: Aktualnie pracuję nad innyn opowiadaniem, ale mam w planach także opowiadanie o Silenie Malfoy- córce Nel i Draco.
Serdecznie zapraszam Was na mój profil na wattpadzie:
nelmalondale102
Jeszcze raz bardzo wam dziękuję.
Do zobaczenia N.M
środa, 10 sierpnia 2016
Rozdział 36
"Dziewięć lat później"
"Narracja trzecioosobowa"
Cała rodzina Malfoy przeszła przez ścianę między peronem dziewiątym, a dziesiątym na dworcu King Cross w Londynie i wkroczyli na peron 9 i 3/4.
Chłopcy od razu pożegnali się z rodzicami i zgarniając po drodze swojego kuzyna Jamesa wbiegli do pociągu. Silena zaś ruszyła do swojego kuzynostwa- Albusa i Rose i ich rodziców. Czarnowłosa przytuliła brata i przyjaciół po czym zajęli się przyjemną rozmową.
Po około dziesięciu minutach zabrzmiał gwizdek oznaczający odjazd pociągu. Matki od razu przytuliły swoje dzieci.
-I pamiętaj Rose.-zaczął Ron.-Jeśli nie trafisz do Gryffindoru to cię wydziedziczymy.
-Ron.-upomniała go Hermiona.-Nie martw się Rose, gdziekolwiek trafisz i tak będziemy z ciebie dumni.
W tym samym momencie Malfoy'owie podeszli do swojej córki.
-Gotowa?-spytała zielonooka z uśmiechem na twarzy.
-Tak.-odpowiedziała jej blondynka i uściskała najpierw mamę potem tatę.
-I pamiętaj.-dodał Draco.-Nigdy, ale to przenigdy nie zdejmuj naszyjnika.
-Przecież pamiętam tato.-odpowiedziała i wraz z Potterem i Weasley'ówną wsiedli do pociągu.
Odjechali żegnani przez rodziców, a Nel przytulając się do Draco spojrzała na swoje lewe ramię, a potem porozumiewawczo na brata.
Od dziewiętnastu lat blizna nie zabolała żadnego z nich ani razu. Wszystko było dobrze.
niedziela, 7 sierpnia 2016
Rozdział 35
W podróż poślubną wyjechaliśmy na małą wyspę na Karaibach. Byliśmy tam sami (nie licząc służby oczywiście), gdyż była to prywatna wyspa rodziny Malfoy. Draco nigdy o tym nie wspomniał, ale nie wnikałam. Spędziliśmy tam cały miesiąc. Spacery po lesie, plaży, kąpiele w morzu i basenie, oraz skoki z wodospadu. Wycieczki wgłąb wyspy, nurkowanie wśród rafy koralowej i wiele innych rzeczy (od. aut. chyba wszyscy domyślamy się co jeszcze tam robili). powiem jedno, był cudownie.
"Osiem lat później"
Narracja trzecioosobowa
Państwo Malfoy wybudowali swoją rezydencję na obrzeżach Londynu. Ona, tak jak jej brat i przyjaciele stała się sławna. Wszyscy widzieli o wybrańcu, ale także o Nel Potter(później Malfoy)-dziewczynie, bez której poświęcenia wygranie wojny nie byłoby możliwe.
Aktualnie siedzieli w ogrodzie, patrząc jak ich córeczka biega za starszymi braćmi.
Nel urodziła trójkę dzieci. Starszych chłopców- bliźniaków i o rok młodszą córkę. Chłopcy, pomimo iż byli bliźniakami, wyglądali zupełnie inaczej. Scorpius Blaise wyglądał zupełnie jak ojciec-włosy w kolorze prawie białego blondu i hipnotyzujące, platynowo-szare oczy zaś Nico Severus miał kruczoczarne włosy i pełne energii, zielone oczy-wykapana matka. Za to Silena Amanda była mieszanką rodziców. Długie, jasne włosy ojca i zielone oczy matki.
Bliźniacy już od najmłodszych lat wykazywali zdolności władania telekinezą. Blondynka wręcz przeciwnie, lecz rodzice wiedzieli, że jest wyjątkowa. Znali treść przepowiedni:
"Ta, która córką smoka zwana,
gdy czternaście swych lat przeżyje.
Obudzi w sobie żar, nie do pokonania.
Silniejsza od mroku, decyzje podejmie
czy stanie za światłem czy w ciemność odejdzie."
Na razie odłożyli zmartwienia na bok i cieszyli się życiem. Właśnie zajadali się truskawkami kiedy podbiegł do nich Nico.
-Mamo, mamo, pac co mam.-powiedział podając zielonookiej kartę.
Spojrzała na nią. Była to karta z czekoladowych żab, jednak gdy ją obróciła, aż ścisnęło ją w sercu. Na karcie widniał jej wizerunek. Pokazała kartę mężowi, a ten pocałował ją w czoło mówiąc:
-Jestem z ciebie dumny kochanie.
-A ja mam wujka Harry'ego!-krzyknął Scorpius podbiegając do nich.
-A właśnie...-zaczęła czarnowłosa.-W tym roku święta u Weasley'ów.
-Babcia Molly!-wykrzyknęła Silena przytulając mamę.
środa, 3 sierpnia 2016
Rozdział 34
Pov.Draco
Potter przed chwilą zabił Voldemorta, który rozpadł się w pył. Wojna się skończyła, śmierciożercy polegli. Powinniśmy się cieszyć, ale nie potrafiłem. Dla mnie ta wojna zakończyła się tragedią. Trzymałem w objęciach moją jedyną, prawdziwą miłością. Martwą. Oddała życie za brata. Za nas wszystkich. Gdyby nie jej poświęcenie nigdy byśmy nie wygrali. Nel Potter zawsze będzie bohaterką. Obiecałem jej, że będę szczęśliwy, ale nie dam rady. To wszystko miało potoczyć się inaczej. Miałem się jej oświadczyć, ożenić się z nią wychowywać dzieci, a teraz!? Teraz nic z tego nie jest możliwe! Wszystko przez Voldemorta! A teraz nie żyje ani on, ani Nel. Od dobrych dziesięciu minut trzymam jej ciało w objęciach. Jest taka zimna, a jej usta są całkiem białe. Wygląda niczym śpiąca królewna, ale ona już się obudzi.
Wiele osób próbowało mnie od niej odciągnąć. Mówili do mnie, ale ich słowa zagłuszał mój płacz. Tak. Dracon Lucjusz Malfoy, książę Slytherinu płacze. I najgorsze jest to, że nie może przestać.
Z rozmyślań wyrwał mnie ruch. Myślałem, że ktoś chce wyciągnąć jej ciało z moich objęć, ale głęboko się pomyliłem.
Poczułem jak ktoś zaciska swoje palce na mojej ręce. Spojrzałem w dół i ujrzałem coś, czego nigdy bym się nie spodziewał. Palce Nel lekko zacisnęły się na moich. Przeniosłem wzrok na jej twarz, która znowu nabrała kolorów. Lekkich, ale jednak. Lekko otworzyła oczy jednak od razu je zamknęła.
-Draco...-wyszeptała, a mnie ogarnęło wszechobecne szczęście.
Nie zważając na obrażenia jakich obydwoje doznaliśmy przytuliłem ją z całej siły. Bałem się, że mam halucynacje, że zaraz zniknie. Jednak czułem bicie jej serca. Prawdziwe.
-Jak?-spytałem przez łzy napływające mi do oczu.
-Naszyjnik.-powiedziała tylko i słabo się uśmiechnęła.
-Nel.-usłyszałem głos Harry'ego.
Wypuściłem ją z uścisku jednak nadal podtrzymując żeby nie upadła. Chwilę później dziewczyna tkwiła w żelaznym uścisku brata.
-Jak to możliwe?-spytał wybraniec kiedy pomogliśmy Nel wstać na nogi, a obok nas zebrali się wszyscy.
-To zasługa Dumbledore'a.-mówiła cichym głosem.-Ukrył Kamień Wskrzeszenia w wisiorku, który dostałam od Draco
-Wiedziałaś, że posiadasz Kamień Wskrzeszenia i nic nam nie powiedziałaś?-wypaliła Weasley'ówna.
-Oczywiście, że nie wiedział.-powiedziałem za ślizgonkę, za co otrzymałem jej wdzięczne spojrzenie.
-Nieważne.-powiedziała Granger.-Ważne, że wróciłaś.-dodała przytulając przyjaciółkę.
* * *
"Pół roku później"
Pov.Nel
Minęło pół roku od bitwy. W pełni sił byłam już dwa tygodnie po bitwie. Opieki mi nie brakowało. Przez ten czas mieszkaliśmy w Norze. I nie chodzi mi tylko o mnie, Hermionę i Harry'ego. Nie uwierzycie w to, ale mieszka z nami. Draco! W końcu pogodził się z Golden Trio, a pani Molly przyjęła go jak członka rodziny. Wracając do Hogwartu.
Straty były ogromne, a ja jako pierwsza zgłosiłam się do pomocy w odbudowie zamku. Nie sądziłam, że pójdzie nam to tak szybko, ale uwinęliśmy się w niecałe pół roku. Dzisiaj miało odbyć się przyjęcie z okazji ponownego otwarcia szkoły.
Zeszłam do holu ubrana w czerwoną sukienkę nad kolano oraz czarne balerinki i wraz z Draco deportowaliśmy się do Hogwartu.
Wkroczyliśmy do Wielkiej Sali. Przyjęcie trwało już od kilkunastu minut więc przybyliśmy jako jedni z ostatnich.
Bawiliśmy się cały wieczór, kiedy nagle, podczas tańca, Draco pociągnął mnie na środek, uklęknął na jedno kolano i wypowiedział słowa, na które czekałam całe swoje życie.
-Nel Potter. Czy uczynisz nie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i wyjdziesz za mnie?
Tym razem nawet się nie zawahałam.
-Tak.-odpowiedziałam z uśmiechem i złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku.
* * *
"Rok później"
Nadszedł Wielki Dzień. Byłam właśnie w naszym starym domu w Dolinie Godryka. Przeszukiwałam rzeczy mamy. Gdy byłam młodsza, powiedziała, że ma dla mnie prezent, ale da mi go dopiero kiedy będę brała ślub. No cóż, ten dzień właśnie nadszedł.
Wreszcie to znalazłam. Mała, złota szkatułka z rubinowymi zdobieniami.
Otworzyłam ją, a w środku zobaczyłam list. Od razu zabrałam się za jego czytanie.
Kochana Nel
Jeżeli czytasz ten list to znaczy, że nie mogę dać ci tej szkatułki osobiście.
Prawdopodobnie nie ma mnie już na tym świecie. Przeczuwałam moje
odejście, dlatego go napisałam. No ale cóż. Nasz los jest zapisany w gwiazdach,
dlatego tylko najsilniejsi potrafią nad nim zapanować. Ty zapanowałaś nad śmiercią.
Tak, wiedziałam o wszystkim. Profesor Dumbledore powiedział nam o swoich podejrzeniach,
a ja jako dobra matka od razu wiedziałam, że to prawda. Jesteśmy z ciebie tacy dumni,
z Harry'ego też.
Ale wracając do twojego Wielkiego Dnia. Założę się, że twoim wybrankiem jest Dracon Malfoy.
Mam nadzieję, że jest on naprawdę wspaniałym człowiekiem i większość cech odziedziczył po matce
Tak, znałam Narcyzę. Była naprawdę cudowną i kochającą dziewczyną. Mam nadzieję,
że jej syn tak samo. Powiedz mu, że pomimo iż twój ojciec na początku zdenerwował się
na wieść o waszej przyjaźni to macie nasz błogosławieństwo.
W środku szkatułki znajduje się diadem, który jest w mojej rodzinie od pokoleń.
Jest przekazywany od matki do najmłodszej lub jedynej córki w tym wyjątkowym dniu.
A teraz idź się przyszykować. Nie każ czekać swojemu księciowi zbyt długo.
Pamiętajcie, że kochamy was oboje.
Mama
Łzy napłynęły mi do oczu, jednak szybko je odgoniłam. Odłożyłam list na łóżko (na którym siedziałam) i zajrzałam do pudełka. Moim oczom ukazał się piękny, brylantowy diadem.
Schowałam list z powrotem do szkatułki i wróciłam do Nory.
Na wejściu od razu zostałam porwana przez Mione, Ginny i Fleur.
-Gdzieś ty była?-spytała Ginny.-Mamy tylko cztery godziny.
-Byłam w Dolinie Godryka. Mama zostawiła mi to.-powiedziałam wyciągając diadem ze szkatułki.
-Jest piękny.-powiedziała Hermiona.
-Wszystko gotowe.-powiedziały równo Angelina i Anastazja wbiegając do pomieszczenia.-Jeszcze tylko państwo młodzi.
-Kto pomaga Draco?-spytałam.
-Weasley'owie i Harry, a czasami także jego mama, ale spokojnie. Fred i George nie wykręcą dzisiaj żadnego numeru. Już my o to zadbałyśmy.-uśmiechnęły się porozumiewawczo. Wspomniałam już, że Angelina wyszła za Freda, a Anastazja za George'a? Nie? To chyba mi umknęło, ale mniejsza z tym.
-Dobra dziwczyny koniec gadania.Musimy przygotować Nel, a czasu coraz mnij.-powiedziała Fleur.
Muszę przyznać, że odkąd zamieszkała wraz z Billem w Anglii, mówiła po angielsku coraz lepiej.
Od dziecka marzyłam, aby w tym dniu wyglądać i czuć się jak księżniczka, dlatego też wybrałam suknie właśnie w tym rodzaju.
Do tego śnieżnobiałe buty na obcasach, brylantowa biżuteria i diadem mamy.
Zamyśliłam się tak bardzo, że nie zauważyłam kiedy byłam już prawie gotowa. Została tylko fryzura.
Fleur posadziła mnie przed toaletką i zaczęła czesać moje włosy. Nagle usłyszałam zza pleców czyjś głos.Spojrzałam w lustro. Harry stał oparty o framugę drzwi. Ubrany był w czarny garnitur. Podobno tak samo był ubrany mój narzeczony.
-Gotowa?-spytał gdy francuska wczepiła diadem w moje włosy.
-Zawsze.-odpowiedziałam.
Poczekał, aż reszta wyjdzie i odrzekł:
-Doczekałaś się co? Od dziecka chciałaś mieć taki sam ślub jak nasi rodzice.
-Marzenia się spełniają. Spokojnie, ty z Ginny też już niedługo się pobierzecie.-odpowiedziałam z uśmiechem.
-No więc czy sławna pani Nel Potter jest gotowa na jedną z najważniejszych decyzji w swoim życiu?-spytał wystawiając rękę.
-Gotowa.-odpowiedziałam chwytając jego rękę.
Idąc w stronę namiotu słyszałam rozmowy zebranych. Przy wejściu czekały Ginny i Miona, moje druhny. Chcieliśmy aby drużbami zostali Harry i Blaise, ale ten drugi zniknął jeszcze przed wojną, więc ostatecznie drużba został jeden. Najbardziej jednak zdziwiło mnie to, że Draco sam zaproponował to mojemu bratu. Wracając do rzeczywistości.
Druhny weszły pierwsze, a ja z Harrym chwilę po nich. Kiedy tak szliśmy długim dywaem, usłyszałam w myślach głos wybrańca.
-Tak wogóle to wyglądasz przepięknie.-powiedział.
-A już myślałam, że tego nie usłyszę.odpowiedziałam lecz nic już nie dodałam, bo całą swoją uwagę skupiłam na nim.
Stał tam. Ubrany w czarny garnitur i białą koszulę. Pewny swojej decyzji. Pewny tego, co za chwilę mieliśmy zrobić. Oddałam swój bukiet Hermionie i złapałam go za ręce. Po złożeniu przysięg małżeńskich, które sami napisaliśmy, wypowiedziałam najbardziej ufne słowa jakie można powiedzieć drugiemu człowiekowi.
-Tak chcę.
Po tych słowach założył na mój palec obrączkę, objął mnie w talii i podniósł mnie, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.
Kiedy mnie odstawił rozejrzałam się po gościach. Pani Molly i Pani Narcyza płakały, a moje przyjaciółki miały łzy w oczach. Byli tu także wszyscy Weasley'owie. Państwo Weasley byli dla mnie jak rodzice więc nie mogło ich tu zabraknąć. Spojrzałam na Harry'ego. Od razu zauważyłam, że cieszy się moim szczęściem.
To był najwspanialszy dzień mojego życia.
sobota, 30 lipca 2016
Rozdział 33
Pov.Nel
Powoli otworzyłam oczy, jednak szybko je zamknęłam, bo oślepiło mnie białe światło. Chwilę później spróbowałam znowu. Otworzyłam najpierw jedno oko, potem drugie, stopniowo przyzwyczajając oczy do oślepiającej bieli. Spojrzałam na siebie w lustrze powieszonym na ścianie. Byłam ubrana w śnieżnobiałą sukienkę, która idealnie kontrastowała z moimi czarnymi włosami. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Rozpoznałam je dopiero po chwili. Znajdowałam się w moim starym pokoju, w domu rodziców, w Dolinie Godryka. Wyszłam na korytarz i skierowałam się na dół. Wszystko dookoła było białe. Zeszłam po schodach i wkroczyłam do salonu. Gdy zobaczyłam kto tam stoi, po prostu oniemiałam. Przede mną stali moi rodzice, Syriusz, Remus i Amanda . Natychmiast podeszłam bliżej starając się uścisnąć ich wszystkich naraz
-Przepraszam, że wszyscy umarliście przez nas.-powiedziałam czując jak łzy napływają mi do oczu.-Remusie, twój syn...-zaczęłam
-Kiedyś ktoś mu wyjaśni za co zginęli jego rodzice.-powiedział jak zawsze spokojnym głosem.
-A ty Amy zginęłaś całkowicie przeze mnie. Gdybym się do niego przyłączyła, nadal byś żyła.
-Gdybyś się do niego przyłączyła...-złapała mnie za dłonie.-Harry nie mógłby go zabić i zginęłoby jeszcze więcej osób.
-Ale mogłam chociaż działać szybciej, może udałoby mi się cię uratować.
-Nie udałoby się. Voldemort zabił mnie jeszcze przed wrzuceniem do jeziora.
Przytuliłam ją, a kiedy oderwałyśmy się od siebie, podeszli do mnie rodzice.
-Jesteśmy z ciebie tacy dumni.-powiedziała mama przytulając mnie.-Przyjęłaś na siebie śmiertelne zaklęcie chroniąc brata. Wyrosłaś na naprawdę silną kobietę.
-Mam tylko nadzieję, że Harry i Draco się pozbierają.-wyznałam.
-Nie będą musieli.-powiedział mój tata.
-Jak to?
-To wyjaśni ci już ktoś inny.-rzucił Syriusz pokazując głową na coś za mną.
Odwróciłam głowę i zobaczyłam profesora Dumbledore'a.
-Żegnaj Nel.-powiedziała Amanda znów mnie przytulając.
Zamknęłam oczy chcąc zatrzymać tę chwilę na zawsze, jednak kiedy je otworzyłam nie było po nich ani śladu. W pomieszczeniu zostałam tylko ja i profesor Dumbledore.
-O co chodziło mojemu tacie?-spytałąm odwracając się w jego stronę.
-Niedługo się dowiesz.-odpowiedział staruszek.
-Pan o wszystkim wiedział, prawda?
-Tak. Na początku tylko się domyślałem, ale potem utwierdziłem się w tym przekonaniu.
-Czyli teraz, kiedy nie żyje, Voldemort jest znów śmiertelny?
-Pokaże ci coś. Chodź za mną.-powiedział i ruszył w stronę drzwi wejściowych.
Wyszliśmy na dwór i skierowaliśmy się do ogrodu. Pod jednym z drzew leżała dziwna postać wyjąca z bólu.
-Czy to...-zaczęłam.
-Tak.-odpowiedział mi staruszek.-To cząstka duszy Lorda Voldemorta żyjąca w tobie. Umiera. I nic nie może jej uratować. W przeciwieństwie do twojej.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
-Chyba nie rozumiem.-powiedziałam.
-To dzięki naszyjnikowi, który dostałaś od Dracona. Już na pierwszym roku zauważyłem, że on czuje do ciebie coś więcej niż przyjaźń. Widziałem jak ogląda ten wisiorek i schowałem w nim coś co mogłoby ci kiedyś uratować życie.
Od razu wiedziałam o czym mówi.
-Kamień Wskrzeszenia.-powiedziałam cicho.-Czyli... że ja...
-Nie umarłaś.
-A Voldemort?-spytałam z przejęciem.
-Nie żyje. Harry zapewne go pokonał, ale pamiętaj Nel. Nie żałuj umarłych, żałuj żywych, a szczególnie tych, którzy żyją bez miłości.
-Czyli to się dzieje tylko w mojej głowie?-spytałam.
-Oczywiście, że to się dzieje w twojej głowie Nel, ale czy to nie znaczy, że nie naprawdę?-odpowiedział.-Żegnaj Nel.
-Do widzenia profesorze.-odpowiedziałam a on zniknął.
Zostałam sama jednak po chwili pochłonęła mnie oślepiająca biel.
Zamknęłam oczy chcąc zatrzymać tę chwilę na zawsze, jednak kiedy je otworzyłam nie było po nich ani śladu. W pomieszczeniu zostałam tylko ja i profesor Dumbledore.
-O co chodziło mojemu tacie?-spytałąm odwracając się w jego stronę.
-Niedługo się dowiesz.-odpowiedział staruszek.
-Pan o wszystkim wiedział, prawda?
-Tak. Na początku tylko się domyślałem, ale potem utwierdziłem się w tym przekonaniu.
-Czyli teraz, kiedy nie żyje, Voldemort jest znów śmiertelny?
-Pokaże ci coś. Chodź za mną.-powiedział i ruszył w stronę drzwi wejściowych.
Wyszliśmy na dwór i skierowaliśmy się do ogrodu. Pod jednym z drzew leżała dziwna postać wyjąca z bólu.
-Czy to...-zaczęłam.
-Tak.-odpowiedział mi staruszek.-To cząstka duszy Lorda Voldemorta żyjąca w tobie. Umiera. I nic nie może jej uratować. W przeciwieństwie do twojej.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
-Chyba nie rozumiem.-powiedziałam.
-To dzięki naszyjnikowi, który dostałaś od Dracona. Już na pierwszym roku zauważyłem, że on czuje do ciebie coś więcej niż przyjaźń. Widziałem jak ogląda ten wisiorek i schowałem w nim coś co mogłoby ci kiedyś uratować życie.
Od razu wiedziałam o czym mówi.
-Kamień Wskrzeszenia.-powiedziałam cicho.-Czyli... że ja...
-Nie umarłaś.
-A Voldemort?-spytałam z przejęciem.
-Nie żyje. Harry zapewne go pokonał, ale pamiętaj Nel. Nie żałuj umarłych, żałuj żywych, a szczególnie tych, którzy żyją bez miłości.
-Czyli to się dzieje tylko w mojej głowie?-spytałam.
-Oczywiście, że to się dzieje w twojej głowie Nel, ale czy to nie znaczy, że nie naprawdę?-odpowiedział.-Żegnaj Nel.
-Do widzenia profesorze.-odpowiedziałam a on zniknął.
Zostałam sama jednak po chwili pochłonęła mnie oślepiająca biel.
środa, 27 lipca 2016
Rozdział 32
"Magia czasu"
Kiedy Ariana znowu pojawiła się w obrazie, siedziałam wraz z resztą uczniów w Pokoju Życzeń. Udałam się za nią do gospody. Kiedy odsunęłam obraz, miałam ochotę skakać z radości. W gospodzie ujrzałam Harry'ego, Rona i Hermionę. Od razu rzuciłam się, aby ich uściskać. Następnie wprowadziłam ich do tunelu. Opowiedziałam im, że Hogwart to już nie to samo miejsce. Gdy tunel się skończył otworzyłam przejście i z tajemniczym uśmieszkiem spojrzałam na siedzących na podłodze uczniów.
-Mam dla was niespodziankę.-powiedziałam.
-Oby nie żarcie dla Aberforth'a, bo to niestrawna niespodzianka.-zażartował Seamus, ale gdy tylko ujrzał Harry'ego wstał i zaczął klaskać z radości.
Reszta zgromadzonych przyłączyła się do niego. Po krótkiej rozmowie odnośnie kolejnego horkruksa do pomieszczenia wpadła Ginny oświadczając, że Snape wie o powrocie mojego brata.
W Wielkiej Sali Snape wygłosił przemówienie o powrocie Potter'a mówiąc, że każdy kto wie coś na ten temat ma mu natychmiast o tym powiedzieć. W tym momencie Harry, znajdujący się wśród uczniów wystąpił na przeciw Snape'a, a ja wprowadziłam do środka członków Zakonu Feniksa. Snape uciekł, a Harry poprosił Minerwę o pomoc. Wybraniec wraz z Luną udali się na poszukiwania diademu Roweny Ravenclaw, a ja ruszyłam w stronę Komnaty Tajemnic, aby zniszczyć kielich.
Poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę. Odwróciłam się i zobaczyłam Draco.
-Idę z tobą.-powiedział, a ja wiedziałam, że nie ma co protestować.
Biegliśmy korytarzami mijając uczniów i nauczycieli szykujących się do walki.
Po około piętnastu minutach staliśmy przed wrotami Komnaty. Wypowiedziałam zdanie w języku węży i weszliśmy do środka. Od razu podbiegłam do szkieletu bazyliszka i wyrwałam z jego szczęki dwa kły. Położyłam kielich na podłodze i usłyszałam głos Dracona:
-Zrób to.
Spojrzałam mu w prosto w oczy, a po chwili uklękłam i wbiłam kieł w kielich. Wydobył się z niego czarny dym, a po chwili wzniosła się wielka fala wody. Zaczęliśmy biec w stronę wyjścia, jednak woda i tak nas dosięgła. Staliśmy cali mokrzy kiedy Draco chwycił mój podbródek i pocałował mnie namiętnie. Rozchyliłam wargi pozwalając mu pogłębić pocałunek.
Po dłuższej chwili odsunęliśmy się od siebie i wróciliśmy na górę.
Wpadliśmy w sam środek bitwy. Jedno z zaklęć przeleciało tuż nad moją głową. Od razu rzuciliśmy się w wir walki. W pewnym momencie zobaczyłam jak jeden ze śmierciożerców celuje różdżką we Freda. Odepchnęłam chłopaka na bok swoją mocą, a czarownika odepchnęłam do tyłu tak mocno, że zahaczył o barierki i zleciał z hukiem na ziemię(walczyliśmy na piętrze). Nagle zobaczyłam jak Bellatrix celuje w Ginny. Wtedy pani Molly zaczęła atakować Lestrange.
-Osłaniaj mnie!- krzyknęłam do Draco biegnąc w stronę pani Weasley.-Ja się nią zajmę!-krzyknęłam do kobiety, a ta widząc złość w moich oczach natychmiast wróciła do swoich dzieci.-Zabierzcie stąd Ginny, nie powinna na to patrzeć! Expelliarmus!-krzyknęłam wytrącając różdżkę z ręki czarnowłosej. Zaczęłam używać swojej mocy. Złamałam jej rękę.-To za moją mamę.-złamałam drugą.-To za mojego tatę.-złamałam jej nogę, przez co upadła na podłogę.-To za Syriusza,a to...-powoli zaczęłam zwężać jej drogi oddechowe.-Za wszystkich innych.
Stałam nad nią i patrzyłam jak się dusi. W tym momencie zachowałam się jak Voldemort, ale nie przeszkadzało mi to. Pragnęłam tylko jej śmierci.
Kiedy Bellatrix leżała bez ducha, wróciłam do walczącego Dracona.
-Przypomnij mi, żebym cię nie denerwował.-powiedział, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. Nie trwało to jednak długo.
Chwilę potem osunęłam się po ścianie, mając kolejną wizję. Widziałam jak Nagini morduje Snape'a. Z moich oczu zaczęły lecieć łzy.
-Co się stało?-spytał Draco kucając przy mnie.
-Nagini zabiła Snape'a.-powiedziałam tylko, bo usłyszeliśmy głos Voldemorta mówiący, że mamy godzinę na oddanie mu Harry'ego.
Otarłam łzy i ruszyliśmy do Wielkiej Sali. Mijaliśmy martwych i rannych. Wśród tych pierwszych zobaczyłam Lupina i Tonks trzymających się za ręce. Podeszłam do Weasley'ów i Miony.
-Nic wam nie jest?-spytałam.-Gdzie jest Harry?
Wszyscy spojrzeli na coś za mną dlatego się obróciłam. Kiedy zobaczyłam swojego brata od razu podbiegłam aby go uściskać, jednak nie odwzajemnił tego gestu odsunęłam się od niego i spytałam:
-Coś się stało?
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?
-O czym?
-Dowiedziałem się o tym ze wspomnień Snape'a. Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć? Przed śmiercią/ A może wogóle?-od razu zrozumiałam o co mu chodzi.
-Harry, ja naprawdę zamierzałam ci powiedzieć, ale nie wiedziałam jak.
-Mogłaś mi powiedzieć wcześniej! Znaleźlibyśmy jakiś sposób!-krzyczał.
-Nie ma żadnego innego sposobu rozumiesz!-też zaczęłam krzyczeć.-Jak miałam ci to powiedzieć!? Hej Harry, jestem horkruksem i musisz mnie zabić żeby pokonać Voldemorta!-oczy wszystkich skierowały się ku mnie.-To chciałeś usłyszeć!? Straciłeś już wystarczająco dużo dlatego nie chciałam cię martwić! Musisz wypełnić swoje zadanie, a żeby to było możliwe, ja muszę wypełnić swoje! Nie pozwolę aby śmierć tych wszystkich osób poszła na marne!-wykrzyczałam wszystko co leżało mi na sercu.
-Nel...-usłyszałam cichy głos dochodzący zza moich pleców.-Uspokój się, proszę.-mówiła Ginny.
Obróciłam się i napotkałam spojrzenia wszystkich zebranych. W niektórych kryły się smutek, żal, a w niektórych przerażenie. Pierwsza otrząsnęła się Hermiona. Podbiegła do mnie i mnie przytuliła. To milczenie wyrażało więcej niż tysiąc słów.
Chwilę później dołączyła do nas cała rodzina Weasley.
Kiedy się ode mnie odsunęli, ku mojemu zdziwieniu przytulił mnie Harry.
-Przepraszam.-powiedział.
-Wybaczam. Nazwij tylko córkę moim imieniem.-zaśmialiśmy się.
-Lily Nel Potter. Brzmi całkiem nieźle, co nie Ginny?
-Idealnie.-odpowiedziała ruda.
Kiedy odkleiłam się od brata podeszłam do mojej prawdziwej miłości. Zarzuciłam mu ręce na szyję, a on objął mnie w talii i namiętnie pocałował.
-Kocham cię.-powiedział.
-Ja ciebie też.-odrzekł.
-Trzeba obmyślić plan.-powiedziałam.-Będą tu za około dwadzieścia minut. Oprócz mnie została jeszcze Nagini. Zrobimy tak. Harry, musisz zająć się na chwilę Voldemortem. Ron i Miona, łapcie.-rzuciłam im jeden z kłów bazyliszka.-Ja i Draco mamy drugi, a ty Neville weźmiesz to.-podniosłam z ziemi tiarę przydziału i podałam mu ją.-Zobacz co jest w środku.
Chłopak wziął ode mnie kapelusz i wyciągnął z niego miecz Godryka Gryffindora.
-Skąd wiedziałaś?-spytał.
-Miecza może używać tylko prawdziwy gryfon. Przez ten rok naprawdę udowodniłeś, że zasługujesz na to miano.-uśmiechnęłam się do niego ciepło.
-Idą tu!-zawołał Seamus.
-Wiecie co macie robić, a reszta niech nie da się zabić. Powodzenia.
Ruszyłam z Draco w kierunku placu, kryjąc się za kolumnami. Tak jak powiedziałam Voldemort ruszył za Harrym, a Nagini razem z nim. Deportowali się na "terytorium" Rona i Hermiony. Zrobiliśmy to samo. Kiedy chciała ich zaatakować zaczęłam mówić do niej w języku, którego nie rozumiał nikt inny. Powoli zaczynała wymykać się spod mojej kontroli jednak w samą porę Neville przeciął ją mieczem. Zakręciło mi się w głowie i upadłabym na podłogę gdyby nie czyjeś silne ramiona.
-Został jeden.-powiedziałam i wtedy sobie o czymś przypomniałam.-Harry!
Całą piątką wybiegliśmy na dziedziniec, gdzie stali wszyscy. Po jednej stronie Voldemort i śmierciożercy, po drugiej nasi sprzymierzeńcy. Podbiegliśmy na środek i zrównaliśmy się z Harrym.
-Pytam po raz ostatni. Czy ktoś z was chce wstąpić w moje szeregi i stanąć po stronie zwycięzców?-spytał Voldemort.
-Draco, chodź.-zachęcał blondyna matka.
-Nigdy więcej.-powiedział splatając swoje palce z moimi.
-Nikt?-spytał Czarny Pan niby smutnym głosem.-No cóż. Zatem zginiecie wszyscy. zaczynając od wybrańca. Avada Kedavra!-krzyknął celując różdżką w mojego brata.
Działałam natychmiastowo. Wyrwałam rękę z uścisku Dracona i stanęłam pomiędzy bratem, a promieniem. Wszystko działo się w zwolnionym tempie.
-Nie!-usłyszałam rozpaczliwy krzyk Draco. Widziałam jak pan Weasley go trzyma. Wiedziałam, że jest bezpieczny.
Wbiegłam przodem do Voldemorta więc kiedy zielone światło we mnie trafiło uśmiechnęłam się patrząc mu prosto w oczy.
-Zabiłeś siebie.-powiedziałam upadając na ziemię.
Słyszałam jak Voldemort krzyczy z bólu. A nade mną pochyliły się dwie postacie.
-Zabij go. Kocham Was.-wyszeptałam resztkami sił i osunęłam się w ciemność.
=^^= =^^= =^^= =^^= =^^=
-Avada Kedavra!-krzyknął Czarny Pan celując w Pottera.
Nel natychmiast wyrwała rękę z mojego uścisku. i stanęła przed bratem, tym samym przyjmując na siebie śmiertelny cios.
-Nie!-krzyknąłem rozpaczliwie. Chciałem stanąć przed nią, ochronić ją. Obiecałem jej to. Mieliśmy być razem. Na zawsze.
Kiedy upadła na ziemię wyrwałem się z uścisku pana Weasley'a i podbiegłem do niej jak najszybciej. Upadłem na kolana i delikatnie położyłem na nich jej głowę. Chwilę potem dołączył do nas Potter.
-Zabij go. Kocham was.-wyszeptała i zamknęła oczy.
-Nie zamykaj oczu! Nie zasypiaj! Błagam!-zacząłem płakać. Miałem gdzieś co pomyślą inni. Zginęła Nel, miłość mojego życia. Odeszła na zawsze. Chyba potwór by teraz nie płakał.-Zabij go.-powiedziałem do wybrańca.-Niech jej poświęcenie nie pójdzie na marne.
Harry kiwnął głową, wstał i po chwili usłyszałem zaklęcie niewybaczalne wychodzące z jego ust. Uniosłem głowę. Z Voldemorta został tylko pył.
Chwyciłem Nel w ramiona. Jej ciało było takie lekkie i zimne.
-Obudź się błagam.-szeptałem. To było moje jedyne marzenie.
sobota, 23 lipca 2016
Rozdział 31
-Draco ja... ja nie mogę.-odpowiedziałam ze łzami w oczach i jak najgorszy tchórz uciekłam do sypialni zamykając za sobą drzwi. Osunęłam się po nich nie powstrzymując łez i nasłuchiwałam jak chłopak przewraca stolik, a po chwili siada z drugiej strony drzwi, opierając o nie głowę. Poczułam się jak na piątym roku tylko tym razem role były odwrócone.
-Powiedz mi chociaż dlaczego się nie zgodziłaś. Na pewno przez to, że jestem śmierciożercą i wypełniam jego rozkazy. Dlatego, że cię zostawiłem prawda? To jeszcze za wcześnie?
-Nie. To w żadnym wypadku nie jest twoja wina.-odpowiedziałam wciąż szlochając.-Ja po prostu nie przeżyje ostatecznej bitwy.-w jednej chwili zdecydowałam się wyznać mu prawdę.
-Nie mów tak. Oboje przeżyjemy. Wygramy tą bitwę.
-Nie, ty nic nie rozumiesz. Ja i tak zginę. Nieważne czy wygramy czy przegramy. Taki jest mój los. Kiedy wyruszyliśmy ratować Syriusza znalazłam przepowiednię dotyczącą mnie. "Naznaczona przez Czarnego Pana, Zło nie może żyć kiedy ona żyje. Naznaczona do wielkich czynów przez samą śmierć. Ta, która umrze za miłość. Oddając życie za bliskich, Uratuje cały świat. Jednak gdy złą ścieżką podąży, Zgubna czeka nas śmieć."-wyrecytowałam.-Jestem horkruksem.-słyszałam jak wciąga powietrze lecz mówiłam dalej.-Mam w sobie cząstkę jego duszy, którą można zniszczyć tylko w jeden sposób. Poprzez moją śmierć.
-Kiedy się dowiedziałaś?-spytał szarooki siląc się na opanowanie.
-Powiedział mi wtedy w bibliotece. To dlatego żaden ze śmierciożerców nie może mnie zabić. Dlatego chce mnie mieć po swojej stronie i dlatego zginęła Amanda. Zginęła przeze mnie.
Drzwi się otworzyły i poleciałam do tyły jednak zamiast na ziemi, wylądowałam w jego objęciach.
-Umarła przez niego, nie przez ciebie, ale dlaczego nikomu o tym nie powiedziałaś?
-A jak miałam to zrobić? Podejść do brata, który i tak już stracił całą rodzinę i powiedzieć: Hej Harry, jestem horkruksem i musisz mnie zabić żeby pokonać Voldemorta. To nie było, nie jest i nie będzie takie proste. Ale mam do ciebie prośbę największą ze wszystkich.-obróciłam się przodem do niego i chwyciłam jego twarz w dłonie.-Bądź szczęśliwy. Bez względu na wszystko. Ułóż sobie życie i bądź szczęśliwy. Ja będę szczęśliwa jeżeli spełnisz tę prośbę.
Pocałował mnie lekko.
-"Po co rozdzielać życie doczesne i przyszłe skoro jedno jest zrodzone z drugiego".-wyrecytował mój ulubiony wiersz.-Nie ważne co będzie za pięć, dziesięć czy dwadzieścia lat. Liczy się tu i teraz.-powiedział i pocałował mnie namiętnie podnosząc z podłogi. Odwzajemniłam pocałunek. Tę noc spędziliśmy razem.
* * *
Rano obudził mnie śpiew ptaków. Cieszyłam się, że powiedziałam mu prawdę. Obejrzałam się przez ramię. Draco jeszcze smaczni spał, więc postanowiłam go nie budzić. Owinęłam się kocem, zgarnęłam z różnych zakątków podłogi moje wczorajsze ubrania i ruszyłam do łazienki. Wszystkie moje rzeczy są w dormitorium więc przebrać mogłam się dopiero po powrocie. Przyborów kosmetycznych też nie miałam, więc włosy, które nie oszukujmy się, były w wielkim nieładzie, przeczesałam tylko kilka razy palcami, po czym wróciłam do swojej sypialni. Blondyn już się obudził i leżał teraz na boku, wpatrując się we mnie z kołdrą zakrywającą go tylko od pasa w dół. Podeszłam do niego i nachyliłam się aby pocałować go lekko, ale on zamiast tego przyciągnął mnie bliżej i pociągnął tak, że leżałam teraz na łóżku z głową na jego nagim torsie, a on bawił się kosmykiem moich włosów.
-Co powiemy chłopakom i Ginny?-spytałam.
-A nie możesz im powiedzieć prawdy. Aż tak się mnie wstydzisz?-spytał z uśmiechem na twarzy a ja mimowolnie się zaśmiałam.
-Powiedziałabym im to, gdybyśmy nie obmyślali teraz tego buntu i gdybym przyjęła oświadczyny.
-Niestety to drugie się nie wydarzyło.
-Nie dołuje cię to, że marnujesz swój czas z dziewczyną, z którą i tak nie ułożysz sobie przyszłości, zamiast wykorzystywać go na szukanie nowej dziewczyny?
-Czas spędzony z tobą nigdy nie będzie zmarnowany.-odpowiedział całując mnie po raz kolejny.
-Która godzina?
-Już ci mówię...-spojrzał w stronę zegarka, który zawsze leżał na drugim końcu pokoju.-Chwila... co tam robią moje spodnie?
-Nie mam zielonego pojęcia i tak nie wiesz co znalazłam na szafie.-zaśmialiśmy się.-Idź się ubierz.
-Mam iść z kołdrą czy bez?-spytał zalotnym głosem.
-Weź tę kołdrę i idź się ubrać.-zaśmiałam się chowając twarz w poduszkę.
Słyszałam jak chodzi po pokoju, zapewne zbierając swoje ubrania.
-Nie wiedziałaś moich...-zaczął jednak po chwili dodał.-Dobra znalazłem.-i wyciągnął coś spod poduszki.
Słyszałam jak zamyka drzwi. Zostałam sama.
-Ojcowie by nas zabili.-pomyślałam na głos.
O cholera. Przecież wczoraj miałam omówić z gryfonami plan działania. Kurde. Nawet ich nie poinformowałam, że się nie zjawię. Ginny pewnie umiera ze strachu, że coś mogło mi się stać.
Na tę myśl natychmiast zerwałam się z łóżka. Kiedy wychodziłam z pokoju wpadłam na Draco.
-Uciekasz przede mną księżniczko?-spytał obejmując mnie w talii.
-Muszę wracać do dormitorium. Ginny pewnie umiera ze strachu, że coś mogło mi się stać. Nap...-uciszył mnie pocałunkiem.
-Poczekają jeszcze chwilę.-powiedział schodząc ustami na moją szyję.
-Naprawdę muszę już iść.-wydukałam odsuwając się od niego.-Innym razem.-dodałam z uśmiechem.
-Trzymam cię za słowo.-powiedział całując mnie w czoło na pożegnanie.
* * *
Tak jak myślałam, Ginny prawie przeżyła zawał serca. Naściemniałam przyjaciołom, że po spacerze poszłam odwiedzić stare dormitorium i jakoś tak wyszło, że tam zasnęłam. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam czarne legginsy, koszulkę na ramiączkach oraz podstawowe poranne czynności i zaczęliśmy naradę.
Siedziałam na parapecie w naszym pokoju i jadłam czekoladę. Wszystkie narady odbywały się w naszym dormitorium gdyż było ono pod stałym działaniem zaklęcia wyciszającego.
Padały już różne pomysły, ale żaden nie był wystarczająco dobry. Na razie ustaliliśmy, że przenosimy się do pokoju życzeń, a wraz z nami ten, kto będzie chciał.
-Wiem!-powiedziałam w pewnym momencie.-Wznowimy Gwardię Dumbledore'a! Uczniowie będą się czuli się bezpieczniej jeśli będą wiedzieli, że ona znowu działa.
-Jesteś genialna.-powiedział Neville.-Musisz częściej jeść czekoladę.
-Uzgodnimy to po przeprowadzce. Dobrze byłoby także gdyby inni członkowie GD zamieszkali się z nami. W końcu umieją oni więcej zaklęć niż inni.
-Okej.-podsumowała Ginny.-Czyli przenosimy się jutro, około 21. Przed tym informujemy byłych członków Gwardii o naszych planach. A wielki powrót omawiamy dopiero gdy zgromadzą się wszyscy. Wszystko jasne?
-Jak słońce.-odpowiedział Seamus, po czym wszyscy się zaśmialiśmy.
Siedziałam na parapecie w naszym pokoju i jadłam czekoladę. Wszystkie narady odbywały się w naszym dormitorium gdyż było ono pod stałym działaniem zaklęcia wyciszającego.
Padały już różne pomysły, ale żaden nie był wystarczająco dobry. Na razie ustaliliśmy, że przenosimy się do pokoju życzeń, a wraz z nami ten, kto będzie chciał.
-Wiem!-powiedziałam w pewnym momencie.-Wznowimy Gwardię Dumbledore'a! Uczniowie będą się czuli się bezpieczniej jeśli będą wiedzieli, że ona znowu działa.
-Jesteś genialna.-powiedział Neville.-Musisz częściej jeść czekoladę.
-Uzgodnimy to po przeprowadzce. Dobrze byłoby także gdyby inni członkowie GD zamieszkali się z nami. W końcu umieją oni więcej zaklęć niż inni.
-Okej.-podsumowała Ginny.-Czyli przenosimy się jutro, około 21. Przed tym informujemy byłych członków Gwardii o naszych planach. A wielki powrót omawiamy dopiero gdy zgromadzą się wszyscy. Wszystko jasne?
-Jak słońce.-odpowiedział Seamus, po czym wszyscy się zaśmialiśmy.
* * *
"Dwa dni później"
Tak jak myśleliśmy wszyscy członkowie Gwardii Dumbledore'a poparli mój pomysł, a na dodatek wiele osób przeniosło się z nami do Pokoju Życzeń. Aktualnie wszyscy zastanawiali się jak poinformować uczniów o powrocie GD, jak powiedzieć młodszym uczniom o Pokoju Życzeń i w jaki sposób rozpocząć jakiekolwiek działania. Odeszłam na bok, by pomyśleć w spokoju. Wpatrywałam się w jeden z wiszących tutaj obrazów. Zdawało mi się, że nie było go tu wcześniej. W pewnym momencie poczułam jak ktoś trąca mnie w ramię. Odwróciłam się gwałtownie i ujrzałam pełną ulgi twarz Neville'a.
-Dobrze, że to wymyśliłaś. Wogóle dobrze, że z nami zostałaś.-powiedział chłopak.
-Nie ma o czym gadać. To było oczywiste. Od początku miałam plan na coś się przydać.-uśmiechnęłam się.
-Oni pójdą za tobą tak samo jak za Harrym.-dodała podchodząca do nas Ginny.
-Nie rozumiem o co wam chodzi. Jak to pójdą za mną?-chodziłam wzrokiem od bruneta do rudej.
-Potrzebujemy przywódcy. Kogoś kto pokieruje tym całym bałaganem, który chcemy zrobić. Wybraliśmy ciebie.-oświadczył Neville jakby nigdy nic.-Od samego początku przeciwstawiałaś się śmierciożercom. Uznaliśmy, że będziesz idealną kandydatką.-oboje uśmiechnęli się do mnie z wdzięcznością, a ja starałam się opanować wzruszenie. Potrzebowali mnie. Co z tego, że zginę. Potrzebowali mnie w tej chwili, a ja zamierzałam im pomóc. Przeszłam na środek i zaczęłam mówić:
-Słuchajcie. Bardzo się cieszę, że to ja mam pokierować tym bałaganem, ale chciałabym abyście w ostatecznej bitwie stanęli za Harrym i co najważniejsze nie poddawali się. Ale do rzeczy. Jak zamierzamy poinformować uczniów o powrocie GD?-spytałam.
-Zamierzamy wypisywać graffiti na ścianach.-powiedział Seamus.
-Świetny pomysł. Seamus, Neville, za mną.
Kiedy doszliśmy do mojego dormitorium w wieży Gryffindoru wyciągnęłam z wnętrza szafy małe pudełeczko.
-Tu jest wszystko czego potrzebujemy.-powiedziałam.-Wszystkie produkty jakie Fred i George mieli w swoim sklepie. Uprzedzając wasze następne pytanie-zaklęcie zmniejszająco zwiększające.
-Jesteś genialna.-powiedzieli naraz, przytulając mnie.
Już następnego dnia zaczęliśmy czynnie działać w Gwardii Dumbledore'a. Carrowowie dostawali szału, ponieważ nie wiedzieli w jaki sposób się komunikujemy, a Snape był wściekły z powodu wypisywania graffiti dotyczących GD. Od tej pory każdy kto został przyłapany na pomocy w działaniu Gwardii był karany jeszcze okrutniejszy sposób. Mimo to nikt się nie zniechęcał.
Pewnego dnia, dyrekcja, pomimo tego, że Draco bardzo długo zwodził Snape'a, domyśliła się, że to ja za wszystkim stoję. Kiedy wracałam z biblioteki, rzucili na mnie zaklęcie całkowitego porażenia ciała i zaciągnęli do swojego gabinetu. Bardzo długo i boleśnie przepytywali mnie i chcieli zmusić do przyznania, że to ja jestem sprawczynią wszystkich ich kłopotów. Kiedy zobaczyli, że nic ze mnie nie wyciągną stwierdzili, że nie obchodzi ich to, że za moją śmierć sami zginą. W ostatniej chwili pojawiła się profesor McGonagall i Draco. Zostali oni powiadomieni przez kilku uczniów, którzy widzieli jak wicedyrektorowie wnoszą mnie do swojego gabinetu. Draco odprowadził, a raczej odniósł mnie do Pokoju Życzeń. Już miałam się kłaść kiedy usłyszałam cichy szept. Wyciągnęłam spod poduszki lusterko dwukierunkowe i spojrzałam na twarz brata.
-Hej.-powiedziałam.
-Cześć.-odpowiedział.
-Jak wam idzie szukanie horkruksów?-spytałam.
-Niezbyt, jednak dzięki tobie znaleźliśmy Miecz Gryffindora i zniszczyliśmy medalion.
-Cieszę się, że mogłam pomóc, ale muszę cię przeprosić. Miałam ciężki dzień.
-Znowu? Nel, nie możesz się tak narażać.-powiedział ze zmartwieniem na twarzy i w głosie.
-Spokojnie. Dam sobie radę. W razie czego wiesz jak się ze mną skontaktować. Uważajcie na siebie.-powiedziałam, schowałam lusterko pod poduszkę, po czym upadłam na łóżko.
piątek, 22 lipca 2016
Rozdział 30
Dzisiaj na TVN leci ostatnia część Harry'ego Potter'a więc z tej okazji leci do was dodatkowy rozdział!
Nadszedł dzień powrotu do Hogwartu na mój ostatni rok nauki i zarazem życia. No cóż. Nasz los jest zapisany w gwiazdach. Razem z Ginny zostałyśmy odprowadzone na peron. Pani Molly była przerażona. Bała się nas posyłać do szkoły. Hogwart był kiedyś najbezpieczniejszym miejscem jednak teraz już nigdzie nie było bezpiecznie. Wiedziałam, że nie mam wyjścia, Chciałam skończyć szkołę, zdać egzaminy i pomóc w razie kłopotów. Musiałam także zaopiekować się Ginny i innymi uczniami. Poza tym obiecałam sobie, że śmierciożercy mnie popamiętają i zamierzałam dotrzymać obietnicy.
Weszłyśmy do pociągu. Przechodząc między przedziałami zauważyłam, że uczniowie są nieswoi i zmartwieni. W pociągu panował spokój co nigdy wcześniej nie miało miejsca, bo zawsze wszyscy śmiali się i biegali po korytarzach. Idąc przez wagony, szukałam znajomych twarzy. Wiedziałam, że Blaise po śmierci Amandy wstąpił do grona śmierciożerców, ale miałam nadzieję, że chociaż jego tu zobaczę. Tak się nie stało. Zajęłam wolny przedział wraz z Ginny, Neville'm, Seamusem i Deanem. Rozmawialiśmy swobodnie chcąc nie myśleć o tym jak teraz będzie wyglądał Hogwart. W pewnym momencie usłyszeliśmy dźwięk trzaskania drzwiami. Już chciałam wyjść na korytarz i sprawdzić co się dzieje, kiedy drzwi naszego przedziału otworzyły się gwałtownie i stanęli w nich dwaj obleśnie wyglądający śmierciożercy szukający Harry'ego.
-Tutaj go nie ma kretyni.-powiedział Neville z pewnym siebie wyrazem twarzy(WOW.Nie wiedziałam, że Neville potrafi być taki odważny.)
Wstałam i stanęłam na przeciwko jednego z nich zakładając ręce na piersi.
-Chyba nie myśleliście, że on wróci do szkoły gamonie. -rzuciłam z wyzywającym spojrzeniem i zatrzasnęłam im drzwi przed nosem.
Reszta drogi minęła nam spokojnie jednak nasze kłopoty miały się dopiero zacząć. W świecie magii zapanowały rządy Voldemorta, które nie ominęły również Hogwartu. Nauka stała się obowiązkowa, jednak najpierw trzeba było pokazać swój status krwi. Dyrektorem został Snape, a jego zastępcami było rodzeństwo śmierciożerców- Alecto i Amycus Carrow. Musieliśmy bronić uczniów pochodzących z mugolskich rodzin. Dodatkowo każdy sprzeciw wobec nowemu porządkowi był karany. Często byłam dręczona zaklęciem Cruciatus, ale nie powiem-było warto. Praktycznie na każdym kroku uprzykrzałam życie śmierciożercom. Czasami za pomocą swojej mocy, czasami za pomocą sprzętu bliźniaków(wybłagałam u nich kilka kartonów najróżniejszych sprzętów). A wracając do kadry. Największy problem miałam z Alecto Carrow, która uczyła mugloznawstwa. Opowiadała uczniom o tępieniu mugoli i mugolaków. Jej brat bliźniak, który też uczył w Hogwarcie lubił znęcać się nad uczniami, którzy sprzeciwili się woli Czarnego Pana. Neville sprzeciwiał mu się z tego powodu. Na jednej z lekcji kazano nam ćwiczyć zaklęcia niewybaczalne na pierwszoroczniakach. Wraz z gryfonem nie zgodziliśmy się na to, więc postanowił zaprezentować zaklęcie torturujące na nas. Kiedy wycelował różdżką w chłopaka, za pomocą swojej mocy złamałam mu rękę. Już chciał rzucić we mnie Avadą kiedy zabrałam głos.
-Spokojnie. Chyba nie chcesz mnie przypadkiem zabić, prawda?
Popatrzył na mnie morderczym wzrokiem i wyszedł z sali.
Po tym wydarzeniu siedzieliśmy w Pokoju Wspólnym Gryffindoru. (Przeniosłam się tam sama z siebie i aktualni dziele dormitorium z Ginny)
-Dlaczego się tak zachowujesz?-spytała ruda.
-Jak?
-Nie udawaj.-popatrzyła na mnie przenikliwym wzrokiem.
-Dlaczego zachowujesz się wobec śmierciożerców tak jak się zachowujesz, a oni nic ci nie robią.-spytał Longbottom.
-I tak nie zrozumiecie. Najważniejsze jest to, że nie mogą mnie zabić.-powiedziałam wpatrując się w ogień.-Idę się przejść.-rzuciłam wstając.
-Ale jest już po dwudziestej drugiej.-odrzekł Seamus.
-Nie mogą mnie zabić.-rzuciłam przez ramię i ruszyłam na błonia.
Jezioro o tej godzinie wyglądało pięknie. Srebrny blask księżyca spowijał tafle wody. Stałam tak już dziesięć minut, wpatrując się w dal gdy nagle usłyszałam za sobą głos.
-Cześć księżniczko, tęskniłaś?
Obróciłam się gwałtownie i spojrzałam prosto w jego hipnotyzujące oczy.
-Nawet nie wiesz jak bardzo.-powiedziałam i złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku.
Kiedy odsunęliśmy się od siebie spytałam:
-Co ty tu robisz?
-Mam mieć na ciebie oko. Mam pilnować abyś nic sobie nie zrobiła.-odpowiedział chwytając mnie za dłonie.-Nadal nie mam pojęcia dlaczego mam to robić, ale odpowiada mi to zadanie.-powiedział znów mnie całując.
Draco odprowadził mnie pod dormitorium Gryffindoru, a sam poszedł zameldować się u Snape'a. Do salonu weszłam szczerząc się jak głupi do sera.
-Co się stało?-spytała Ginny.
-Draco wrócił.-odpowiedziałam, a gdy spojrzeli na mnie jak na wariatkę dodałam.-Spokojnie. Jest po naszej stronie.
-Mamy nadzieję.-odezwał się Dean, a ja zmierzyłam go morderczym spojrzeniem.
-A skoro już wróciłaś...-zwrócił się do mnie Neville.-Możemy wrócić do naszego planu odnośnie buntu.
-Porozmawiamy jutro. Sobota to idealny dzień na rozmyślania.-zadecydowałam.
Wszyscy pokiwali głowami na znak zgody i rozeszliśmy się do swoich pokoi.
Nadszedł dzień powrotu do Hogwartu na mój ostatni rok nauki i zarazem życia. No cóż. Nasz los jest zapisany w gwiazdach. Razem z Ginny zostałyśmy odprowadzone na peron. Pani Molly była przerażona. Bała się nas posyłać do szkoły. Hogwart był kiedyś najbezpieczniejszym miejscem jednak teraz już nigdzie nie było bezpiecznie. Wiedziałam, że nie mam wyjścia, Chciałam skończyć szkołę, zdać egzaminy i pomóc w razie kłopotów. Musiałam także zaopiekować się Ginny i innymi uczniami. Poza tym obiecałam sobie, że śmierciożercy mnie popamiętają i zamierzałam dotrzymać obietnicy.
Weszłyśmy do pociągu. Przechodząc między przedziałami zauważyłam, że uczniowie są nieswoi i zmartwieni. W pociągu panował spokój co nigdy wcześniej nie miało miejsca, bo zawsze wszyscy śmiali się i biegali po korytarzach. Idąc przez wagony, szukałam znajomych twarzy. Wiedziałam, że Blaise po śmierci Amandy wstąpił do grona śmierciożerców, ale miałam nadzieję, że chociaż jego tu zobaczę. Tak się nie stało. Zajęłam wolny przedział wraz z Ginny, Neville'm, Seamusem i Deanem. Rozmawialiśmy swobodnie chcąc nie myśleć o tym jak teraz będzie wyglądał Hogwart. W pewnym momencie usłyszeliśmy dźwięk trzaskania drzwiami. Już chciałam wyjść na korytarz i sprawdzić co się dzieje, kiedy drzwi naszego przedziału otworzyły się gwałtownie i stanęli w nich dwaj obleśnie wyglądający śmierciożercy szukający Harry'ego.
-Tutaj go nie ma kretyni.-powiedział Neville z pewnym siebie wyrazem twarzy(WOW.Nie wiedziałam, że Neville potrafi być taki odważny.)
Wstałam i stanęłam na przeciwko jednego z nich zakładając ręce na piersi.
-Chyba nie myśleliście, że on wróci do szkoły gamonie. -rzuciłam z wyzywającym spojrzeniem i zatrzasnęłam im drzwi przed nosem.
Reszta drogi minęła nam spokojnie jednak nasze kłopoty miały się dopiero zacząć. W świecie magii zapanowały rządy Voldemorta, które nie ominęły również Hogwartu. Nauka stała się obowiązkowa, jednak najpierw trzeba było pokazać swój status krwi. Dyrektorem został Snape, a jego zastępcami było rodzeństwo śmierciożerców- Alecto i Amycus Carrow. Musieliśmy bronić uczniów pochodzących z mugolskich rodzin. Dodatkowo każdy sprzeciw wobec nowemu porządkowi był karany. Często byłam dręczona zaklęciem Cruciatus, ale nie powiem-było warto. Praktycznie na każdym kroku uprzykrzałam życie śmierciożercom. Czasami za pomocą swojej mocy, czasami za pomocą sprzętu bliźniaków(wybłagałam u nich kilka kartonów najróżniejszych sprzętów). A wracając do kadry. Największy problem miałam z Alecto Carrow, która uczyła mugloznawstwa. Opowiadała uczniom o tępieniu mugoli i mugolaków. Jej brat bliźniak, który też uczył w Hogwarcie lubił znęcać się nad uczniami, którzy sprzeciwili się woli Czarnego Pana. Neville sprzeciwiał mu się z tego powodu. Na jednej z lekcji kazano nam ćwiczyć zaklęcia niewybaczalne na pierwszoroczniakach. Wraz z gryfonem nie zgodziliśmy się na to, więc postanowił zaprezentować zaklęcie torturujące na nas. Kiedy wycelował różdżką w chłopaka, za pomocą swojej mocy złamałam mu rękę. Już chciał rzucić we mnie Avadą kiedy zabrałam głos.
-Spokojnie. Chyba nie chcesz mnie przypadkiem zabić, prawda?
Popatrzył na mnie morderczym wzrokiem i wyszedł z sali.
Po tym wydarzeniu siedzieliśmy w Pokoju Wspólnym Gryffindoru. (Przeniosłam się tam sama z siebie i aktualni dziele dormitorium z Ginny)
-Dlaczego się tak zachowujesz?-spytała ruda.
-Jak?
-Nie udawaj.-popatrzyła na mnie przenikliwym wzrokiem.
-Dlaczego zachowujesz się wobec śmierciożerców tak jak się zachowujesz, a oni nic ci nie robią.-spytał Longbottom.
-I tak nie zrozumiecie. Najważniejsze jest to, że nie mogą mnie zabić.-powiedziałam wpatrując się w ogień.-Idę się przejść.-rzuciłam wstając.
-Ale jest już po dwudziestej drugiej.-odrzekł Seamus.
-Nie mogą mnie zabić.-rzuciłam przez ramię i ruszyłam na błonia.
Jezioro o tej godzinie wyglądało pięknie. Srebrny blask księżyca spowijał tafle wody. Stałam tak już dziesięć minut, wpatrując się w dal gdy nagle usłyszałam za sobą głos.
-Cześć księżniczko, tęskniłaś?
Obróciłam się gwałtownie i spojrzałam prosto w jego hipnotyzujące oczy.
-Nawet nie wiesz jak bardzo.-powiedziałam i złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku.
Kiedy odsunęliśmy się od siebie spytałam:
-Co ty tu robisz?
-Mam mieć na ciebie oko. Mam pilnować abyś nic sobie nie zrobiła.-odpowiedział chwytając mnie za dłonie.-Nadal nie mam pojęcia dlaczego mam to robić, ale odpowiada mi to zadanie.-powiedział znów mnie całując.
Draco odprowadził mnie pod dormitorium Gryffindoru, a sam poszedł zameldować się u Snape'a. Do salonu weszłam szczerząc się jak głupi do sera.
-Co się stało?-spytała Ginny.
-Draco wrócił.-odpowiedziałam, a gdy spojrzeli na mnie jak na wariatkę dodałam.-Spokojnie. Jest po naszej stronie.
-Mamy nadzieję.-odezwał się Dean, a ja zmierzyłam go morderczym spojrzeniem.
-A skoro już wróciłaś...-zwrócił się do mnie Neville.-Możemy wrócić do naszego planu odnośnie buntu.
-Porozmawiamy jutro. Sobota to idealny dzień na rozmyślania.-zadecydowałam.
Wszyscy pokiwali głowami na znak zgody i rozeszliśmy się do swoich pokoi.
* * *
Następnego dnia, w sobotę, późnym wieczorem spacerowaliśmy z Draco odległym brzegiem jeziora. Chłopak opowiadał mi o tym jak był zmuszony patrzeć jak Nagini pożera naszą nauczycielkę mugloznawstwa. Żywcem.
-To było okropne.-wzdrygnął się.
-Czyli to prawda.-powiedziałam bardziej do siebie niż do niego, a kiedy napotkałam jego pytające spojrzenie natychmiast popędziłam z odpowiedzią.-Widziałam to w śnie. Potem przez tydzień praktycznie nic nie jadłam.
-Perspektywa węża?-spytał z troską w głosie, a gdy pokiwałam głową mocno mnie przytulił. Brakowało mi tego.-Ale dzisiaj zapominamy o przykrościach. Mam dla ciebie niespodziankę.-odrzekł łapiąc mnie za rękę i prowadząc w stronę zamku.
Na korytarzu mijaliśmy uczniów i nauczycieli, aż w końcu dotarliśmy do celu. Draco przywitał się z obrazem Merlina i weszliśmy do środka. Nic się nie zmieniło. Najwyraźniej po nas już nikt tu nie mieszkał.
-Tutaj dowiedziałaś się strasznej prawdy o mnie lecz nie przestałaś mnie kochać.-zaczął blondyn.-Dlatego to właśnie tutaj postanowiłem to zrobić.
Nie zdążyłam nawet nic powiedzieć, bo ślizgon ukląkł przede mną na jedno kolano, wyjął z kieszeni małe, czerwone pudełeczko i spytał:
-Nel Potter, wyjdziesz za mnie?
sobota, 16 lipca 2016
Rozdział 29
Wakacje mijały mi bardzo przyjemnie(nie licząc myśli o Draco) Starałam się wykorzystywać ten czas jak najlepiej, gdyż wiedziałam, że nastały ciężkie czasy. Wakacje spędzałam bez brata, bo dla własnego bezpieczeństwa mieszkał on w siedzibie Zakonu Feniksa.
Dzisiaj, czyli przedostatniego dnia lipca, Zakon zamierzał przetransportować Harry'ego do Nory. Na wieczór przybyli już wszyscy członkowie m.in. Alastor Moody, Kingsley Shacklebolt, Remus Lupin, Nimfadora Tonks, Fleur Delacour i Bill Weasley. Zakon miał w planach zastosowanie taktyki siedmiu Potterów. Sześciu członków miało zmienić się za pomocą eliksiru wielosokowego w Harry'ego. Każdy miał jechać z bardziej doświadczonym opiekunem. Bliźniacy, Ron i Hermiona mieli lecieć z nimi.
-Też chcę pomóc! Nie będę siedzieć bezczynnie, jeżeli wiem, że na coś się przydam.-stanęłam na przeciw Moody'ego.
-Nie ma mowy i bez dyskusji! Jesteś za młoda.
-Jestem prawie pełnoletnia, zresztą Ron i Hermiona lecą.-nie dawałam za wygraną.
Wtedy Lupin odciągnął mnie z dala od wszystkich i zaczął tłumaczyć mi coś swoim jak zawsze opanowanym głosem:
-Nel, nie będę tego mówił przy wszystkich. Nie pozwalamy ci się narażać ze względu na słowa Dumbledore'a. Powiedział, ze mamy cię chronić do czasu ostatecznej bitwy i że właśnie wtedy wypełni się twój los.-powiedział.- Mówił jeszcze, że będziesz wiedziała o co chodzi, a my mamy cię o to nie pytać, no chyba że sama nam powiesz.
Czyli on o wszystkim wiedział. Od samego początku wiedział jaki czeka mnie los.
-Dobrze. Zostanę.-wydusiłam tylko i wróciliśmy do reszty.
Razem z Ginny i panią Molly czekałyśmy z niecierpliwością na powrót Zakonu Feniksa. Byłam bardzo niespokojna, zresztą tak jak moje towarzyszki. Siedziałam na kanapie wbijając wzrok w podłogę w czasie gdy ruda, tak jak jej matka chodziły nerwowo po pokoju. Czas dłużył się niemiłosiernie. Sekundy zmieniały się w godziny.
Nagle usłyszałyśmy hałas dobiegający z podwórka. Od razu wybiegłyśmy przed dom. W oddali dostrzegłam białe smużki dymu.
Pierwszy przybył Harry z Hagridem. Od razu odbiegłam uściskać brata. Zaraz potem przyleciał pan Artur z Fredem. Chwilę później przybł Ron z Tonks oraz Hermiona i Shacklebolt. Parę sekund później usłyszeliśmy wołanie Lupina proszącego, aby ktoś mu pomógł. Gdy tylko zobaczyłam jak niesie nieprzytomnego George'a, pierwsza zerwałam się do pomocy. Położyliśmy go na kanapie w salonie. Okazało się, że stracił ucho, gdy uderzyło go zaklęcie Sectumsempra rzucone przez Snape'a.
-Jak się czujesz?-spytał brata Fred.
-Czuję się uduchowiony.-odpowiedział ze słabym uśmieszkiem.
-Chyba nie rozumiem.-odrzekł mu bliźniak.
-Czuję się uduchowiony.-wyszeptał.-Od-uchowiony.-powiedział już wyraźniej, wskazując na swoje ucho.
-Jezu George-zaczęłam.-Jest tyle żartów o uszach a ty wyskakujesz o z jakimś oduchowionym.-zaśmiałam się.-Stać cię na coś lepszego.
Członkowie Zakonu opowiedzieli nam o tym co się wydarzyło. Zostali otoczeni przez śmierciożerców. Przynajmniej trzydzieści zakapturzonych postaci utworzyło wokół nich krąg. Nie obyło się bez strat. Zginął lider zakonu-Alastor Moody i ukochana sowa Harry'ego-Hedwiga, która uratowała go przed atakiem samego Voldemorta.
Dzisiaj, czyli przedostatniego dnia lipca, Zakon zamierzał przetransportować Harry'ego do Nory. Na wieczór przybyli już wszyscy członkowie m.in. Alastor Moody, Kingsley Shacklebolt, Remus Lupin, Nimfadora Tonks, Fleur Delacour i Bill Weasley. Zakon miał w planach zastosowanie taktyki siedmiu Potterów. Sześciu członków miało zmienić się za pomocą eliksiru wielosokowego w Harry'ego. Każdy miał jechać z bardziej doświadczonym opiekunem. Bliźniacy, Ron i Hermiona mieli lecieć z nimi.
-Też chcę pomóc! Nie będę siedzieć bezczynnie, jeżeli wiem, że na coś się przydam.-stanęłam na przeciw Moody'ego.
-Nie ma mowy i bez dyskusji! Jesteś za młoda.
-Jestem prawie pełnoletnia, zresztą Ron i Hermiona lecą.-nie dawałam za wygraną.
Wtedy Lupin odciągnął mnie z dala od wszystkich i zaczął tłumaczyć mi coś swoim jak zawsze opanowanym głosem:
-Nel, nie będę tego mówił przy wszystkich. Nie pozwalamy ci się narażać ze względu na słowa Dumbledore'a. Powiedział, ze mamy cię chronić do czasu ostatecznej bitwy i że właśnie wtedy wypełni się twój los.-powiedział.- Mówił jeszcze, że będziesz wiedziała o co chodzi, a my mamy cię o to nie pytać, no chyba że sama nam powiesz.
Czyli on o wszystkim wiedział. Od samego początku wiedział jaki czeka mnie los.
-Dobrze. Zostanę.-wydusiłam tylko i wróciliśmy do reszty.
Razem z Ginny i panią Molly czekałyśmy z niecierpliwością na powrót Zakonu Feniksa. Byłam bardzo niespokojna, zresztą tak jak moje towarzyszki. Siedziałam na kanapie wbijając wzrok w podłogę w czasie gdy ruda, tak jak jej matka chodziły nerwowo po pokoju. Czas dłużył się niemiłosiernie. Sekundy zmieniały się w godziny.
Nagle usłyszałyśmy hałas dobiegający z podwórka. Od razu wybiegłyśmy przed dom. W oddali dostrzegłam białe smużki dymu.
Pierwszy przybył Harry z Hagridem. Od razu odbiegłam uściskać brata. Zaraz potem przyleciał pan Artur z Fredem. Chwilę później przybł Ron z Tonks oraz Hermiona i Shacklebolt. Parę sekund później usłyszeliśmy wołanie Lupina proszącego, aby ktoś mu pomógł. Gdy tylko zobaczyłam jak niesie nieprzytomnego George'a, pierwsza zerwałam się do pomocy. Położyliśmy go na kanapie w salonie. Okazało się, że stracił ucho, gdy uderzyło go zaklęcie Sectumsempra rzucone przez Snape'a.
-Jak się czujesz?-spytał brata Fred.
-Czuję się uduchowiony.-odpowiedział ze słabym uśmieszkiem.
-Chyba nie rozumiem.-odrzekł mu bliźniak.
-Czuję się uduchowiony.-wyszeptał.-Od-uchowiony.-powiedział już wyraźniej, wskazując na swoje ucho.
-Jezu George-zaczęłam.-Jest tyle żartów o uszach a ty wyskakujesz o z jakimś oduchowionym.-zaśmiałam się.-Stać cię na coś lepszego.
Członkowie Zakonu opowiedzieli nam o tym co się wydarzyło. Zostali otoczeni przez śmierciożerców. Przynajmniej trzydzieści zakapturzonych postaci utworzyło wokół nich krąg. Nie obyło się bez strat. Zginął lider zakonu-Alastor Moody i ukochana sowa Harry'ego-Hedwiga, która uratowała go przed atakiem samego Voldemorta.
* * *
W dniu naszych siedemnastych urodzin, ku zaskoczeniu wszystkich, do Nory przybył Minister Magii- Rufus Serimgeour z testamentem Dumbledore'a. Dyrektor zostawił Ronowi swój wygaszacz, Hermionie- zapisany runami egzemplarz Baśni Barda Beedley'a, natomiast Harry'emu pozostawił Złoty Znicz, który złapał w swoim pierwszym meczu oraz Miecz Godryka Gryffindora. Tego ostatniego minister nie chciał mu oddać, ze względu na historyczną wartość i nieznane miejsce pobytu.
Ja w tym czasie pomagałam Fleur w przygotowaniach do ślubu. Myślę, ż gdybyśmy spędzały razem więcej czasu to mogłybyśmy się zaprzyjaźnić.
Potem, kiedy przechwyciły ją Madame Maxime wraz z panią Molly poszłam rozstawiać krzesła. W trakcie wykonywania tych czynności podeszła do mnie złota trójca.
-Nie wracam w tym roku do Hogwartu.-oznajmił Harry.
-Wiedziałam, że to powiesz i nie dziwi mnie to.-odpowiedziałam z lekkim uśmieszkiem.
-Ja i Ron postanowiliśmy szukać horkruksów razem z nim.-wtrąciła Hermiona.-Idziesz z nami prawda?-zapytała po chwili.
-Słuchajcie.-zaczęłam.-Przez te sześć lat nauczyłam się, że Dumbledore niczego ni robi przypadkiem. Znał mnie tak samo jak was, a mimo to pominął mnie w testamencie i według mnie to coś oznacza. On chciał abyście to wy udali się na tą misję, a te przedmioty mają wam w tym pomóc. Ja natomiast mam zostać w Hogwarcie. Kto będzie go pilnował jeśli wszyscy go opuścili? Poza tym mam tam do załatwienia kilka spraw.-odruchowo dotknęłam naszyjnika, który podarował mi Draco. Nigdy, ale to przenigdy go nie zdejmowałam i nie zamierzam tego robić.
-Rozumiem i może masz rację.-powiedział Harry i wszyscy się przytuliliśmy.
-Masz to o co cię prosiłam?-spytałam brata.
-Tak.-powiedział wyjmując z kieszeni dwa kawałki szkła.
-Dzięki tym lusterkom dwukierunkowym będziemy mogli się ze sobą kontaktować.-powiedziałam uśmiechając się.
Nadszedł dzień ślubu Bill'a i Fleur. Wraz z Hermioną zaczęłyśmy się szykować. Ginny była szykowana razem z Gabrielle, więc zajęło nam to mniej czasu. Ubrałam na siebie krótką, kremową sukienkę, a włosy zostawiłam rozpuszczone.
Na wesele weszłyśmy wraz z Hermioną. Ron od razu porwał brunetkę do tańca, nie chcąc, aby pierwszy zrobił do Wiktor Krum, ale ten interesował się Ginny więc zaraz Harry zaprosił ją do tańca. Ja za to tańczyłam z wieloma chlopakami. Od bliźniaków, do Kruma, aż po pana młodego. Muszę przyznać, że wesele w tak trudnych czasach było naprawdę przydatne.
Wszystko szło wspaniale. Do czasu. Nagle na środku namiotu rozbłysło niebieskie światło. Był to patronus Kingsley'a Shacklebolta, który oznajmił wszystkim, że Ministerstwo Magii upadło, minister nie żyje i że śmierciożercy nadchodzą.
Chwilę potem zostaliśmy zaatakowani. Zapanowała panika. Wszyscy zaczęli uciekać. Dostrzegłam jak Harry, Ron i Hermiona zostają otoczeni i nie mają jak się bronić. Zaczęłam biec w ich stronę, po drodze unieruchamiając kilku śmierciożerców. Odepchnęłam swoją mocą wszystkich śmierciożerców otaczających Golden Trio i krzyknęłam do przyjaciółki:
-Miona! Deportujcie się!
Zrobili to w czasie kiedy ja łamałam nogę zakapturzonej postaci. W pewnej chwili znikąd pojawiła się przede mną ciemnowłosa kobieta. Odruchowo uderzyłam ją w twarz.
-Jak śmiesz ty...-zaczęła.
-Nel Potter, miło mi.-powiedziałam i posłałam ją na jakiegoś mężczyznę.
Widziałam jak w momencie, w którym wypowiedziałam swoje imię i nazwisko wzrok kilkunastu śmierciożerców skierował się ku mnie. Momentalnie przestałam być atakowana. Dzięki temu mogłam naraz pomagać większej ilości osób. Po około dwudziestu minutach wrogowie się ulotnili. Kręciło mi się, więc podparłam się o stolik.
-Wszystko w porządku?-spytał Lupin, podchodząc do mnie wraz z Tonks.
-Tak. Najwidoczniej kolejny efekt zbyt dużego używania mocy.-odpowiedziałam lekko się uśmiechając.
-Nel, byłaś niesamowita!-powiedział Fred.
-Dokładnie.-zgodził się George.-Ciekawe tylko dlaczego cię nie atakowali.
Posłałam proszące spojrzenie dorosłym. Jako członkowie zakonu od razu zrozumieli oo co mi chodzi bo po chwili odezwała się dziewczyna:
-Chłopcy zostawcie dziewczynę w spokoju, nie widzicie, że źle się czuje?
Bliźniacy odeszli, a ja posłałam Nimfadorze dziękujące spojrzenie.
sobota, 9 lipca 2016
Rozdział 28
Na czas świąt wróciliśmy do Nory. Przyjechali bliźniacy oraz profesor Lupin i Tonks. W domu było gwarno i wesoło. Harry, Ron i pan Weasley ozdobili salon, Ginny ubierała choinkę, bliźniacy testowali nowy wynalazek, a ja z panią Molly, piekłyśmy ciastka. W pewnym momencie zostałam sama w kuchni, ponieważ pani Weasley poszła po coś do spiżarni. Po paru minutach usłyszałam czyjeś kroki. Nie zwracałam na to uwagi, bo myślałam, że gospodyni wróciła do kuchni. Okazało się jednak, że grubo się pomyliłam. Do moich uszu dotarły dwa radosne głosy.
-Wydaje nam się...-zaczął Fred.
-Że powinnaś dać więcej kremu na te ciastka.-dokończył George.
-Macie rację, jeszcze tu brakuje.-odpowiedziałam i wysmarowałam im obu poliki.-Tak, teraz jest idealnie.
-Tak, teraz jesteśmy już wystarczająco słodcy.-powiedzieli razem próbując kremu.-Powinnaś spróbować.-odrzekli, zdejmując trochę kremu ze swoich policzków i smarując nim moje.
-Teraz ty też jesteś słodka.-powiedział Fred, a ja uderzyłam go ścierką, którą zaraz potem wytarłam sobie twarz.
Gdy skończyliśmy robić ciasteczka, postanowiłam pomóc Ginny rozwieszać ozdoby na wyższych częściach choinki. Wieszałam ozdoby, przysłuchując się rozmowie, która toczyła się w salonie. Harry oskarżał Snape'a, na co Lupin bardzo się zdenerwował.
W tym momencie usłyszeliśmy przerażający krzyk zmieszany z mrożącym krew w żyłach śmiechem. Doskonale znałam te złowieszczy rechot. Zeskoczyłam z taboretu i ile sił w nogach pobiegłam przed dom. Bliźniacy stali obok mnie. Zatrzymaliśmy się na ganku. Stali tam Lupin i Tonks z wyciągniętymi różdżkami. W drzwiach stali państwo Weasley i Harry. W krzakach dostrzegłam Belatrix. Pełen gniewu Harry rzucił się za nią w pościg. Ta cały czas śpiewała, że zabiła Syriusza, co bardziej go rozwścieczyło. Od razu zrozumiałam, że to pułapka. Drugi smierciożerca, chcąc udaremnić pomoc aurorów, wyczarował wokół Nory ognisty krąg. Poczułam jak ktoś odpycha mnie na bok. To była Giny, która ruszyła na pomoc Harry'emu. Pani Weasley, zaczęła wołać ją ze strachem w głosie, a ja nie czekając ani chwili, przeskoczyłam rzez płomienie i ruszyłam za nią.
Biegłam przez zarośla, w kierunku niebieskich świateł. Znalazłam Harry'ego i Ginny na małym wzniesieniu. Zaraz potem dobiegli do nas Tonks, Lupin i pan Artur. Stanęliśmy w kręgu, plecami do siebie. Ginny kazaliśmy wejść do środka, aby ją chronić. Czekaliśmy na ponowny atak śmierciożerców, ale ten nie nadszedł. Chwilę później usłyszeliśmy krzyk pani Molly. Pan Weasley zerwał się jak poparzony, a my ruszyliśmy za nim. Kiedy dotarłam na miejsce, stanęłam jak osłupiała patrząc, czego dokonali śmierciożercy. Wznieśli się w powietrze i przelatując przez piętra domu, podpalali go. Uciekli, śmiejąc się triumfalnie, a my obserwowaliśmy jak Norę pochłaniają płomienie. Wyczarowałam ogromną chmurę, mając nadzieję, że to chociaż trochę złagodzi straty, po czym wściekła odwróciłam się do Harry'ego.
-Ty idioto! Nie zauważyłeś, że to była pułapka!?
-Już zapomniałaś, że zabiła Syriusza!?-Harry też podniósł głos. Widać było, że zaskoczyła go moja reakcja.
-A teraz mogła zabić Ginny tylko dlatego, że żyjesz gniewem i chęcią zemsty!-rzuciłam mu prosto w oczy.
-Nie wiedziałem, że za mną pobiegnie. Nie myślałem...
-No własnie! Ty nie myślisz!-zaczęłam.-Nie rozumiesz ego, że nie możesz się narażać! Twoje życie jest ważne, nie rozumiesz tego!? Masz zadanie do wykonania! Oddałabym ci swoje gdybym musiała.-dodałam już spokojniej.
-To mogłaś oddać je za Syriusza, albo za rodziców skoro już jesteś do tego taka chętna!-krzyknął, a ja poczułam się jakby ktoś przebił mi serce nożem.
Poczułam jak moja lewa ręka zaczyna drgać. Wiedziałam, że zaraz stanie się coś złego.
-Nel, uspokój się.-powiedział spokojnie Fred.
-Nie! Wy nic nie rozumiecie!-krzyknęłam i nie zważając na niczyje prośby, ruszyłam w stronę lasu.
Nie zważałam na to czy jest mi zimno, czy nie, po prostu szłam wydreptaną ścieżką "Wdech, wydech." Powtarzałam sobie, próbując się uspokoić. Szłam tak, dopóki nie doszłam na moją polanę do ćwiczeń. Usiadłam na pniu i wpatrywałam się przestrzeń. Niechcący poruszyłam w pył pięć, może dziesięć głazów.
"Dlaczego to tak boli?"-myślałam.-"Dlaczego oni nic nie rozumieją?" No tak, przecież im nie powiedziałam, ale jak mam powiedzieć najbliższym osobom, że będę musiała zginąć. Że mam w sobie cząstkę potwora, przez, którego to wszystko się zaczęło. Że jeżeli stchórzę, oni wszyscy zginą? Nie, nie są na to jeszcze gotowi, a może ja nie jestem? W każdym razie nie stchórzę. Wytrwam do samego końca, a na pewno nie oddam się w łapy Voldemorta. Wytrwam. Ale przede wszystkim śmierciożęrcy nieźle mnie popamiętają. Zobaczycie.
Z taką myślą, wróciłam do reszty.
-Wydaje nam się...-zaczął Fred.
-Że powinnaś dać więcej kremu na te ciastka.-dokończył George.
-Macie rację, jeszcze tu brakuje.-odpowiedziałam i wysmarowałam im obu poliki.-Tak, teraz jest idealnie.
-Tak, teraz jesteśmy już wystarczająco słodcy.-powiedzieli razem próbując kremu.-Powinnaś spróbować.-odrzekli, zdejmując trochę kremu ze swoich policzków i smarując nim moje.
-Teraz ty też jesteś słodka.-powiedział Fred, a ja uderzyłam go ścierką, którą zaraz potem wytarłam sobie twarz.
Gdy skończyliśmy robić ciasteczka, postanowiłam pomóc Ginny rozwieszać ozdoby na wyższych częściach choinki. Wieszałam ozdoby, przysłuchując się rozmowie, która toczyła się w salonie. Harry oskarżał Snape'a, na co Lupin bardzo się zdenerwował.
W tym momencie usłyszeliśmy przerażający krzyk zmieszany z mrożącym krew w żyłach śmiechem. Doskonale znałam te złowieszczy rechot. Zeskoczyłam z taboretu i ile sił w nogach pobiegłam przed dom. Bliźniacy stali obok mnie. Zatrzymaliśmy się na ganku. Stali tam Lupin i Tonks z wyciągniętymi różdżkami. W drzwiach stali państwo Weasley i Harry. W krzakach dostrzegłam Belatrix. Pełen gniewu Harry rzucił się za nią w pościg. Ta cały czas śpiewała, że zabiła Syriusza, co bardziej go rozwścieczyło. Od razu zrozumiałam, że to pułapka. Drugi smierciożerca, chcąc udaremnić pomoc aurorów, wyczarował wokół Nory ognisty krąg. Poczułam jak ktoś odpycha mnie na bok. To była Giny, która ruszyła na pomoc Harry'emu. Pani Weasley, zaczęła wołać ją ze strachem w głosie, a ja nie czekając ani chwili, przeskoczyłam rzez płomienie i ruszyłam za nią.
Biegłam przez zarośla, w kierunku niebieskich świateł. Znalazłam Harry'ego i Ginny na małym wzniesieniu. Zaraz potem dobiegli do nas Tonks, Lupin i pan Artur. Stanęliśmy w kręgu, plecami do siebie. Ginny kazaliśmy wejść do środka, aby ją chronić. Czekaliśmy na ponowny atak śmierciożerców, ale ten nie nadszedł. Chwilę później usłyszeliśmy krzyk pani Molly. Pan Weasley zerwał się jak poparzony, a my ruszyliśmy za nim. Kiedy dotarłam na miejsce, stanęłam jak osłupiała patrząc, czego dokonali śmierciożercy. Wznieśli się w powietrze i przelatując przez piętra domu, podpalali go. Uciekli, śmiejąc się triumfalnie, a my obserwowaliśmy jak Norę pochłaniają płomienie. Wyczarowałam ogromną chmurę, mając nadzieję, że to chociaż trochę złagodzi straty, po czym wściekła odwróciłam się do Harry'ego.
-Ty idioto! Nie zauważyłeś, że to była pułapka!?
-Już zapomniałaś, że zabiła Syriusza!?-Harry też podniósł głos. Widać było, że zaskoczyła go moja reakcja.
-A teraz mogła zabić Ginny tylko dlatego, że żyjesz gniewem i chęcią zemsty!-rzuciłam mu prosto w oczy.
-Nie wiedziałem, że za mną pobiegnie. Nie myślałem...
-No własnie! Ty nie myślisz!-zaczęłam.-Nie rozumiesz ego, że nie możesz się narażać! Twoje życie jest ważne, nie rozumiesz tego!? Masz zadanie do wykonania! Oddałabym ci swoje gdybym musiała.-dodałam już spokojniej.
-To mogłaś oddać je za Syriusza, albo za rodziców skoro już jesteś do tego taka chętna!-krzyknął, a ja poczułam się jakby ktoś przebił mi serce nożem.
Poczułam jak moja lewa ręka zaczyna drgać. Wiedziałam, że zaraz stanie się coś złego.
-Nel, uspokój się.-powiedział spokojnie Fred.
-Nie! Wy nic nie rozumiecie!-krzyknęłam i nie zważając na niczyje prośby, ruszyłam w stronę lasu.
Nie zważałam na to czy jest mi zimno, czy nie, po prostu szłam wydreptaną ścieżką "Wdech, wydech." Powtarzałam sobie, próbując się uspokoić. Szłam tak, dopóki nie doszłam na moją polanę do ćwiczeń. Usiadłam na pniu i wpatrywałam się przestrzeń. Niechcący poruszyłam w pył pięć, może dziesięć głazów.
"Dlaczego to tak boli?"-myślałam.-"Dlaczego oni nic nie rozumieją?" No tak, przecież im nie powiedziałam, ale jak mam powiedzieć najbliższym osobom, że będę musiała zginąć. Że mam w sobie cząstkę potwora, przez, którego to wszystko się zaczęło. Że jeżeli stchórzę, oni wszyscy zginą? Nie, nie są na to jeszcze gotowi, a może ja nie jestem? W każdym razie nie stchórzę. Wytrwam do samego końca, a na pewno nie oddam się w łapy Voldemorta. Wytrwam. Ale przede wszystkim śmierciożęrcy nieźle mnie popamiętają. Zobaczycie.
Z taką myślą, wróciłam do reszty.
* * *
Wróciliśmy do Hogwartu. Z Harrym pogodziłam się jakieś dwa dni temu, ale ciągle miałam w głowie dwa pytania.
1.Jaką misję otrzymał Draco.
2.Jak Harry ma wyciągnąć informacje od Slughorna.
Siedziałam właśnie w bibliotece wraz z gryfonami kiedy mnie olśniło.
-Wiem jak możesz wyciągnąć informacje od Slughorna.-powiedziałam.-Potrzebujesz tylko odrobiny szczęścia, płynnego szczęścia!
-Nel, jesteś genialna!-powiedział wybraniec.
-Spotkamy się za dwadzieścia minut w waszym pokoju wspólnym. Podajcie mi hasło.
-Miecz Gryffindora, ale czemu nie możesz iść z nami od razu?-spytała Miona.
-Idę po więcej szczęścia.-rzuciłam ii wybiegłam z biblioteki.
Dwadzieścia pięć minut później Harry wypił zawartość dwóch flakoników i udał się na poszukiwania mistrza eliksirów. Postanowiłam zostać z Mioną i Ronem póki mój brat nie wróci z informacjami. Mogłam tu zostać całą noc. Jutro niedziela, a co za tym idzie, nie ma zajęć. I całe szczęście, bo wybraniec wrócił po około pięciu godzinach.
-No nareszcie stary.-zaczął Ron.-Gdzieś ty był?
-Czego się dowiedziałeś?-wypaliła Hermiona.
-Słowo, którego szukał Dumbledore, to horkruks.-na to słowo, moje serce chwilowo przestało bić, ale spytałam:
-Co to jest horkruks?
-To przedmiot, w którym człowiek ukrył cząstkę swojej duszy. Nawet jeśli człowiek zginie, to nie można umrzeć, bo cząstka duszy wciąż pozostaje na ziemi. Voldemort stworzył ich siedem.-wytłumaczył dobrze mi już znaną rzecz.
-Trzeba je wszystkie zniszczyć, żeby go zabić?-spytałam niby niczego nieświadoma.
-Tak, trzeba zniszczyć wszystkie. Co do jednego.
* * *
Jakieś dwa tygodnie potem Dumbledore wezwał Harry'ego na wieże astronomiczną. Jako dobra siostra postanowiłam mu towarzyszyć, szczególnie dlatego iż miałam wrażenie, że dzisiaj stanie się coś złego. Okazało się, że dyrektor powierzył mojemu bratu misję odnalezienia i zniszczenia horkruksów. Gdy to mówił popatrzył na mnie ze smutkiem w oczach, a może tylko mi się wydawało?
Chwilę później deportowali się poza Hogwart, a mi pozostało tylko czekać.
Po długim czasie dostrzegłam jak nad wieżą astronomiczną rozpościera się Mroczny Znak. Sekundę później na wieżę dotarli Dumbledore i Harry. Staruszek nie wyglądał najlepiej, ale prosił tylko o spotkanie ze Snape'm. Już chciałam po niego biec, kiedy usłyszeliśmy czyjeś kroki. Dyrektor kazał nam się schować pod podłogą i niczego nie robić. Chwilę później na przeciw dyrektora stanął Draco. "To jest to zadanie, o którym nie chciał mi powiedzieć." Już chciałam do niego pobiec, ale Harry mnie zatrzymał.
-Pamiętaj o co prosił mnie Dumbledore.-powiedział bezgłośnie.
Spełniając prośbę stałam wraz z bratem i słuchałam jak Draco wyjaśnia, że śmierciożercy są w zamku, do którego dostali się przez Szafkę Zniknięć w Pokoju Życzeń, którą on naprawił i że musi go zabić bo inaczej Czarny Pan zabije go i jego najbliższych. Dostrzegłam jednak, że chłopak nie jest wystarczająco silny, żeby to zrobić.
Chwilę później do pomieszczenia weszli inni śmierciożercy wraz ze Snape'm, który dokończył zadanie za młodego Malfoy'a i zabił dyrektora.
Nie mogłam w to uwierzyć. Dumbledore ufał mu ponad życie, a on go zabił. Patrzeliśmy jak ciało dyrektora uderza z hukiem o ziemię i nic nie mogliśmy zrobić. Kiedy czarodzieje wyszli z pomieszczenia, ruszyliśmy za nimi. Harry krzyczał do Snape'a coś o zaufaniu, a ja obrałam sobie inny cel.
-Draco! Nie idź z nimi! Nie jesteś taki jak oni!-krzyczałam.
Odwrócił się i podbiegł do mnie. Chwycił moją twarz w dłonie i pocałował mnie.
-Nie idź z nimi. Nie musisz.-powiedziałam kiedy się odsunął.
-Muszę. Aby chronić ciebie i matkę.
-Nie zostawiaj mnie samej. Nie teraz.
-Jeszcze się zobaczymy.-powiedział całując mnie w czoło.-Już niedługo.-powiedział i odszedł.
sobota, 2 lipca 2016
Rozdział 27
Pogrzeb Amandy odbył się tydzień późnej. Stojąc nad jej ciałem, chwyciłam ją za rękę i obiecałam, że jej śmierć nie pójdzie na marne, że nie będę już płakać po nocach i że do czasu ostatecznej bitwy zrobię wszystko aby chronić tych, których kocham. Wiem, że może się to wydawać dziwne, ale kiedy to mówiłam, czułam jakby stała obok. Wiedziałam, że mnie słyszy i wspiera z zaświatów.
Ten listopad był bardzo burzliwy. Najpierw umarła moja najlepsza przyjaciółka, złamałam rękę mojemu bratu i prawie udusiłam swojego chłopaka. Dodatkowo Hermiona i Ron nie odzywali się do siebie, bo Lavender zaczęła chodzić z Weasley'em, Harry otrzymał misję od Dumbledore'a, a Draco wypełniał rozkazy Czarnego Pana.
Aktualnie siedzieliśmy na kanapie w naszym dormitorium.
-Hermiona mówiła, że następne przyjęcie u Slughorna będzie przed świętami.-powiedziałam.-Chcesz iść tam ze mną?-spytałam.
-Chętnie.-odpowiedział bawiąc się kosmykiem mich włosów.-To będzie miłe oderwanie od tych wszystkich problemów.
-A właśnie. Nadal nie powiedziałeś mi na czym polega twoje zadanie.
-Nie chcesz wiedzieć.
-Przecież mi możesz powiedzieć o wszystkim.
-Ale nie o tym. Znienawidziła byś mnie za to.-powiedział i upił kolejny łyk ognistej.
-Draco. Przecież to oczywiste, że ludzie muszą zrobić czasami coś złego, żeby chronić innych.
-Mówisz jakbyś tego doświadczyła, a przecież nie wiesz jak to jest.
-Masz rację. Nie wiem jak to jest.-skłamałam. Przecież nie powiem mu: nie, nie masz racji, wiem jak to jest bo będę musiała umrzeć, żebyście wy mogli żyć. Bo póki ja żyje, Voldemort też będzie żyć. Nie, nie powiem mu tego. Jeszcze nie teraz. Zamiast tego odpowiedziałam.-Ale pamiętaj, że jesteśmy ze sobą na dobre i na złe, więc możesz mi o tym powiedzieć.
-Dowiesz się w swoim czasie.-powiedział i na tym skończyła się nasza rozmowa.
Ten listopad był bardzo burzliwy. Najpierw umarła moja najlepsza przyjaciółka, złamałam rękę mojemu bratu i prawie udusiłam swojego chłopaka. Dodatkowo Hermiona i Ron nie odzywali się do siebie, bo Lavender zaczęła chodzić z Weasley'em, Harry otrzymał misję od Dumbledore'a, a Draco wypełniał rozkazy Czarnego Pana.
Aktualnie siedzieliśmy na kanapie w naszym dormitorium.
-Hermiona mówiła, że następne przyjęcie u Slughorna będzie przed świętami.-powiedziałam.-Chcesz iść tam ze mną?-spytałam.
-Chętnie.-odpowiedział bawiąc się kosmykiem mich włosów.-To będzie miłe oderwanie od tych wszystkich problemów.
-A właśnie. Nadal nie powiedziałeś mi na czym polega twoje zadanie.
-Nie chcesz wiedzieć.
-Przecież mi możesz powiedzieć o wszystkim.
-Ale nie o tym. Znienawidziła byś mnie za to.-powiedział i upił kolejny łyk ognistej.
-Draco. Przecież to oczywiste, że ludzie muszą zrobić czasami coś złego, żeby chronić innych.
-Mówisz jakbyś tego doświadczyła, a przecież nie wiesz jak to jest.
-Masz rację. Nie wiem jak to jest.-skłamałam. Przecież nie powiem mu: nie, nie masz racji, wiem jak to jest bo będę musiała umrzeć, żebyście wy mogli żyć. Bo póki ja żyje, Voldemort też będzie żyć. Nie, nie powiem mu tego. Jeszcze nie teraz. Zamiast tego odpowiedziałam.-Ale pamiętaj, że jesteśmy ze sobą na dobre i na złe, więc możesz mi o tym powiedzieć.
-Dowiesz się w swoim czasie.-powiedział i na tym skończyła się nasza rozmowa.
* * *
Na przyjęciu u Slughorna okazało się, że Hermiona zaprosiła Cormac'a, bo chciała wzbudzić zazdrość Rona. W efekcie cały wieczór przed nim uciekała. Harry zaprosił Lunę,chociaż i tak całe przyjęcie, podejrzliwie przyglądał się Draconowi. Za to ja i mój partner bawiliśmy się znakomicie. To przyjęcie naprawdę było małą odskocznią od problemów.
* * *
Na drug dzień jadłam śniadanie wraz z Harrym, Ronem i Hermioną. Żartowaliśmy ze zdenerwowanej Lavender. Ron w końcu z nią zerwał, po tym jak po wybudzeniu ze śpiączki, wypowiedział imię Hermiony. Myślałam, że ten dzień minie spokojnie, jednak grubo się myliłam. Kiedy do Wielkiej Sali weszła Katy Bell, Harry od razu do niej podbiegł, aby dowiedzieć się kto rzucił na nią urok, dając jej zaczarowaną kolię. Oskarżał Draco, pomimo moich ciągłych zaprzeczeń. Kiedy z nią rozmawiał, pojawił się Draco, który na ich widok pośpiesznie wyszedł z jadalni. Harry zrobił się czerwony ze złości i pobiegł za nim.
-Zostańcie tutaj.-rzuciłam do gryfonów i ruszyłam za chłopakami.
Krzyki doprowadziły mnie do łazienki prefektów na piątym piętrze. Kiedy otworzyłam drzwi, zobaczyłam istne pobojowisko. Umywalki były potłuczone, lustra pobite, a podłoga cała zalana wodą. Dostrzegłam pojedynkujących się uczniów.
-Nel, wyjdź stąd!-krzyknął Draco uchylając się przed zaklęciem.
-Nie! Macie przestać! Natychmiast!-krzyknęłam, ale to nie poskutkowało.
Oboje chcieli pozabijać się nawzajem, a ja stałam i nie mogłam nic na to poradzić. W pewnym momencie Harry wypowiedział czarnomagiczne zaklęcie z podręcznika Księcia Półkrwi.
-Sectumsempra!-krzyknął celując w Malfoy'a.
-Harry nie!-krzyknęłam zasłaniając sobą Dracona.
Poczułam jak paraliżujący ból przechodzi przez całe moje ciało. Zaraz potem odczułam pieczenie. Upadłam na mokrą podłogę. Kątem oka widziałam jak woda wokół mnie barwi się na czerwono. Całe moje ciało było pokryte głębokimi ranami ciętymi. Było mi coraz zimniej. Harry podbiegł do mnie i złapał mnie za rękę. Draco usiadł pod ścianą i zakrył twarz dłońmi.
-Odsuń się od niej Potter.-usłyszałam stanowczy głos Snape'a.
Wybraniec spełnił polecenie a nauczyciel pochylił się nade mną i zaczął wypowiadać zaklęcie, którego nie zrozumiałam, bo zemdlałam.
Obudziłam się dostrzegając mrok za oknem. Od razu rozpoznałam skrzydło szpitalne. Światła były pogaszone, ponieważ wszyscy spali. Chciałam podnieść się na przedramionach, lecz bolała mnie cała klatka piersiowa.
-Radziłbym uważać panno Potter.-usłyszałam głos Snape'a.
-Co pan profesor tu robi?-spytałam.
-Dyrektor kazał mi zostać i poinformować go kiedy pana się obudzi.-odpowiedział jak zawsze opanowany.
-Dziękuję za pomoc.-powiedziałam i patrzyłam jak wychodzi z sali.
Dosłownie chwilę po wyjściu mistrza eliksirów do pomieszczenia wszedł Draco.
-Co ty tutaj robisz? Jest już cisza nocna.-powiedziałam.
-Przyszedłem zobaczyć jak się czujesz.-odrzekł siadając na łóżku.-Poza tym zawsze mogę powiedzieć, że jestem na patrolu.
-Dlaczego Snape mnie uratował?-spytałam prost z mostu.
-Pewnie dlatego, że jesteś jego córką chrzestną.
-To wiem. Pytam się o jeszcze jeden powód.
Od razu zrozumiał o co mi chodzi.
-Pamiętasz jak nie było mnie na niedzielnym treningu drużyny?-pokiwałam głową na tak.-Byłem wraz z matką i innymi śmierciożercami na takim jakby zebraniu Voldemorta. Snape też tam był. Czarny Pan powiedział, że mamy mieć ba ciebie oko i nie możemy dopuścić do twojej śmierci. Wiesz może dlaczego mu tak na tobie zależy?
-Nie mam pojęcia. Mówił coś w tedy w bibliotece, ale do tej pory mam pustkę w głowie, w tym miejscu. Pewnie chodzi mu o moje zdolności, albo o to, że jestem siostrą Harry'ego.-skłamałam.
-Kiedyś na pewno sobie przypomnisz, a teraz odpoczywaj. Widzimy się jutro.-pocałował mnie w czoło i wyszedł.
Następnego dnia odwiedził mnie Harry. Przeprosił mnie chyba z dziesięć razy. Wybaczyłam mu przy pierwszym, ale tylko pod warunkiem, że zniszczy tę przeklętą książkę. Tak też zrobił.
sobota, 25 czerwca 2016
Rozdział 26
Obudziłam się w pokoju, którego ściany były całe białe. Tak samo jak łóżko, pościel i szafka nocna. Obróciłam głowę w stronę tej ostatniej rzeczy i zobaczyłam na niej kartkę papieru. Chwyciłam ją obolałą ręką i przeczytałam jej treść.
"Nie trzeba było pokazywać mi swojej mocy.
Teraz jesteś dla mnie jeszcze cenniejsza.
Jeszcze się spotkamy."
Po przeczytaniu listu, kartka spłonęła, a ja momentalnie przypomniałam sobie co się wydarzyło. Tylko jak się tu znalazłam i gdzie ja tak właściwie jestem? W tym momencie do sali wbiegł Harry.
-Nel.-powiedział gdy tylko zobaczył, że się obudziłam. Podbiegł do mnie, przytulił i mówił dalej.-Nareszcie się obudziłaś.
-Nareszcie? To znaczy?
-Byłaś w śpiączce przez dwa tygodnie.
-Co?! Nie, to niemożliwe. Który dzisiaj?
-31 lipca.
-Nie, to jakiś chory żart. Muszę porozmawiać z Draco.
-Ale Nel...
-Chcę z nim rozmawiać.-powiedziałam stanowczo i mój brat wyszedł, a po chwili do mojego pokoju wkroczył blondyn. Od razu do mnie podbiegł i ostrożnie mnie przytulił.
-Martwiłem się.-powiedział.
-Draco czy ja naprawdę...-przełknęłam stojącą mi w gardle gulę.-Czy ja go zabiłam?-w moich oczach pojawiły się łzy.
-Ej nie płacz. Zrobiłaś to w obronie własnej. To była konieczność.
-Ale co powie Harry?
-Zrozumie. Zawołam ich dobrze?
Pokiwałam lekko głową. Chłopak wyszedł, a po chwili wrócił z Harrym, Hermioną i Weasley'ami. Pierwsza podeszła do mnie pani Molly.
-Jak się czujesz dziecko?
-Dobrze.-odpowiedziałam patrząc w pościel.-Co to za miejsce?-spytałam.
Szpital Św. Munga.-odpowiedział pan Weasley.
-Nel...-Harry usiadł na łóżku.-Powiesz nam co się stało?
Spojrzałam na Dracona, który kreślił na moim nadgarstku kółka, a gdy pokiwał głową zaczęłam mówić.
-Szłam do Amandy, ale to już chyba wiecie. jakieś sto metrów od jej domu ktoś przyłożył mi do ust chustę z chlorofilem i odpłynęłam. Obudziłam się w jakimś domu. Okazało się, że to Voldemort mnie porwał. Nie pamiętam czego ode mnie chciał.-skłamałam. Przecież nie powiem im prawdy, nie teraz.-Pamiętam tylko, że torturował mnie Cruciatusem przez kilka godzin dziennie przez około tydzień. Na koniec nie wytrzymałam i... ja...-łzy zaczęły lecieć mi po policzkach.
-Nel, nie musisz tego mówić.-uspokajał mnie Draco.
-Muszę! Ja nie wytrzymałam... ja go...
-Spokojnie.-mówiła Ginny.-Na pewno nie zrobiłaś nic złego.
-A właśnie, że robiłam! Zabiłam go rozumiecie! Zabiłam człowieka! Zabiłam Rudolfa Lestrange'a!
Spojrzałam w górę. Wszyscy oprócz Draco patrzyli na mnie szeroko otwartymi oczami. Pierwszy ruszył się Harry. Myślałam, że wyjdzie, albo zacznie na mnie wrzeszczeć, ale on zrobił coś zupełnie innego. Po prostu mnie przytulił. Tego potrzebowałam.
* * *
Wypuścili mnie dwa tygodnie później. Przez ten czas dowiedziałam się, że ojciec Dracona trafił do Azkabanu i że Czarny Pan powiedział śmierciożercom tylko, że nie wolno im mnie zabić i mają pilnować, abym sama się nie zabiła. Skłamałam Draconowi, że nie pamiętam dlaczego Voldemort chciał abym się do niego przyłączyła. Przecież nie powiem mu, że mam w sobie cząstkę tego potwora i muszę zginąć, aby Harry mógł go zabić. To, że jestem horkruksem zostawiłam tylko dla siebie.
Nadszedł 1 września. Tym razem siedziałam razem z Harrym, Ronem, Hermioną i Ginny. Dowiedziałam się, że ruda chodzi z Deanem Thomasem, a za Ronem szaleje Lavender Brown. Cały czas rozmawialiśmy o tym jak Harry widział dziwnie zachowującego się Draco w sklepie u Borgina i Burksa. Cały czas mówiłam mu, że przesadza, a ten, zdenerwowany tym, że nikt nie wierzy w jego podejrzenia (chodź ja wiedziałam, że są prawdziwe) wyszedł z przedziału i nie wracał, aż do samego Hogwartu. Hermiona była tym zaniepokojona, ale powiedziałam jej, że pewnie poszedł już z Luną albo chłopakami.
Jednak kiedy dotarliśmy do Wielkiej Sali Harry'ego wciąż nie było. Pożegnałam się z przyjaciółmi i ruszyłam do swojego stołu.
-Hej.-powiedziałam witając się z Draco.
-Cześć.-odpowiedział całując mnie lekko.
Nic więcej nie powiedzieliśmy bo głos zabrał dyrektor. Przedstawił nam nowego nauczyciela -profesora Horacego Slughorna, który będzie nas uczył eliksirów. Moja pierwsza myśl - będzie łatwiej niż u Snape'a.
* * *
Dzisiaj miała odbyć się pierwsza lekcja eliksirów z nowym nauczycielem. Zupełnie się tym nie przejmowałam. W pierwszej klasie potrafiłam zdziałać więcej niż piątoklasiści.
Oczywiście spóźniliśmy się z Harrym i Ronem (no ale nie można było zrezygnować z okazji pośmiania się z młodziaków). Profesor bardzo ucieszył się na widok mój i Harry'ego. Jak to nazwał Dumbledore- chce nas do swojej kolekcji znanych uczniów. W szafce zostały tylko trzy książki. Dwie nowiutki i jedna stara i poniszczona. Odepchnęłam chłopaków na boki, chwyciłam najlepszą książkę i dołączyłam do grupy. Profesor Slughorn przygotował kilka eliksirów.
-Jak już mówiłem, sporządziłem dziś rano eliksiry. Jakieś sugestie, co to może być?
Moja ręka błyskawicznie powędrowała w górę.
-Tak panno Potter.
Podeszłam do kociołków i zaczęłam wymieniać:
-To Veritaserum czyli eliksir prawdy, a to jest Amortencja. Najsilniejszy miłosny eliksir. Jego zapach każdy odczuwa inaczej w zależności co kto lubi. Ja czuję zapach ogniska, morza i męskich perfum.-skończyłam, po czym wróciłam do grupy.
-Hmm... Ciekawe jakiego szczęściarza te perfumy?-wyszeptała śpiewnym głosem Amanda.
-No nie wiem, na pewno nie mojego chłopaka.-odpowiedziałam ironicznie, szeroko się uśmiechając.
-Ja czuję woń świeżo skoszonej trawy, nowego pergaminu i... pasty do zębów.-powiedziała Hermiona.
-A ja...-zaczął Harry.-Wyczuwam w nim kajmakową tartę, charakterystyczną woń drewna rączki miotły i jeszcze jakiś znajomy zapach. Chyba z Nory... zapach kwiatów.-powiedział mój brat lekko rozmarzonym głosem.
Wiem, że oboje kłamali, choć Harry może nieświadomie. Hermiona wyczuła coś związanego z Ronem, a Harry wyczuł kwiatowe perfumy Giny. Nie było mowy o pomyłce, bo cały nasz pokój nimi pachniał.
-Doskonale.
-Ale nie powiedział pan, co to jest.-powiedziała Kate wskazując na małą fiolkę z przeźroczystym płynem.
-A racja. Panie i panowie to co tutaj widzicie to niezwykle dziwny eliksir znany jako Felix Felicis. Ale o wiele częściej używa się nazwy...
-Płynne szczęście.-dokończyłam.
-Tak panno Potter. Płynne szczęście. Nie łatwo je uwarzyć, a jeden błąd sporo kosztuje. Jeden łyk, a wszystko co robisz zakończy się sukcesem. Oczywiście tak długo póki działa. Cóż. To właśnie dziś będzie nagrodą. Jedna, mała fiolka płynnego szczęścia dla tego, kto w ciągu godziny wyprodukuje nam wywar żywej śmierci. W miarę użyteczny. Wskazówki znajdziecie na stornie dziesiątej.
Zaczęłam czytać podręcznik jednak już po chwili wręczyłam go nauczycielowi mówiąc, że poradzę sobie bez niego. Były tam wypisane same bzdury, a ja znam wszystkie p o p r a w n e instrukcje na pamięć.
Zgniotłam kiedy oni próbowali ciąć, dałam trzynaście zamiast dwunastu ziaren i po czterdziestu minutach miałam gotowy eliksir.
-Gotowe.-powiedziałam otrzepując ręce.
Slughorn podszedł do mnie z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. Jednak gdy wrzucił liść jego niedowierzanie zmieniło się w podziw.
-Jak pani to zrobiła panno Potter?-spytał profesor.
- Nel w pierwszej klasie przerabiała podręczniki piątoklasistów panie profesorze-odpowiedział za mnie Draco.
-Eliksir żywej śmierci stworzony tak doskonale, że jedna jego kropla mogłaby zabić nas wszystkich i to bez pomocy podręcznika. Talent najwidoczniej po mamie. Gratuluję. Poczekajmy jednak jeszcze te dwadzieścia minut. Może jeszcze komuś uda się uwarzyć ten eliksir.
Po upływie dwudziestu minut profesor Slughorn ogłosił, że oprócz mnie, jeszcze Harry'emu udało się wyprodukować ten eliksir. Jako, że nie miałam nic przeciwko, ślimak rozlał eliksir do dwóch fiolek i wręczył nam po jednej.
Dni w Hogwarcie mijały bardzo szybko. Cały czas wspierałam Draco w mijały jaką powierzył mu Voldemort. Dostałam nawet zaproszenie do klubu ślimaka. W dzień byłam szczęśliwa. Miałam kochającego chłopaka, brata i przyjaciół, którzy zastępowali mi utraconą rodzinę, jednak potrafiłam przepłakać całą noc na myśl, że stracę to wszystko. Wiele razy zadawałam sobie pytania typu "Dlaczego właśnie ja?" Jednak coraz bardziej zaczęłam się z tym oswajać.
W między czasie Ron dostał się do drużyny Gryffindoru, a podręcznik Harry'ego okazał się własnością Księcia Półkrwi.
Ale do rzeczy. Dzisiaj miał odbyć się mecz Gryffindor kontra Ravenclaw. Zaspałam, więc podczas gdy mecz trwał w najlepsze, ja dopiero wychodziłam z Hogwartu. Na całe szczęście w oddali dostrzegłam jeszcze jedną postać. Podbiegłam do niej i już miałam zapytać czy on (lub ona) też zaspał, kiedy zobaczyłam jego. Zatrzymałam się gwałtowne, a on stanął na przeciwko mnie.
-Mówiłem, że jeszcze się spotkamy.-powiedział jadowito.
-Czego ode mnie chcesz?-spytałam.
-Pamiętasz moją obietnicę? Obiecałem ci, że stracisz wszystko i wszystkich.
Nie odpowiedziałam.
-Zacząłem już jej realizację. Masz śliczną przyjaciółkę.
-Gdzie jest Amanda!? Co jej zrobiłeś!?
-Mam tylko jedno pytanie. Umie pływać?
Nic nie odpowiedziałam tyko puściłam się biegiem w stronę jeziora.
-Amy!-wołałam-Amanda gdzie jesteś!?
Kiedy dotarłam do brzegu jeziora dostrzegłam jak czarny kształt unoszący się w powietrzu wrzuca do wody inny, drobniejszy kształt.
-Nie!-krzyknęłam wbiegając do jeziora.
Dopłynęłam do miejsca, w którym zostało upuszczone ciało, wzięłam głęboki oddech i zanurkowałam. Chwyciłam bezwładne ciało przyjaciółki i spróbowałam wypłynąć z nim na powierzchnię jednak coś mi to uniemożliwiało. Spojrzałam w dół. Jej noga był przykuta łańcuchem do betonowego pustaka. Wypłynęłam na powierzchnię, aby zaczerpnąć powietrza i wróciłam pod wodę.
-Bombarda.-powiedziałam połykając wodę, a z mojej różdżki wyleciał promień czerwonego światła i chwilę potem po pustaku został tylko pył. Chwyciłam ciało Amandy i wypłynęłam na powierzchnię. Jak najszybciej podpłynęłam do brzegu i wyciągnęłam jej ciało na trawę. Najpierw wystrzeliłam w powietrze snop iskier tak duży, aby dojrzeli go na stadionie, a zaraz potem zaczęłam reanimować dziewczynę.
-No dalej.-mówiłam do niej.Dasz radę. Amy proszę obudź się. Wstawaj!-moje słowa powoli przechodziły w płacz.-Błagam! Obudź się! Amy proszę!
Patrzyłam na jej bladą twarz. Usta miała całe białe.
-Nie odchodź! Nie teraz!-krzyczałam coraz głośnej.-Pomocy!
Kika sekund później zobaczyłam kilkadziesiąt postaci.
-Tutaj!-krzyknęłam nie przestając reanimować dziewczyny. Pierwszy podbiegł do nas Dumbledore.-Trzeba jej pomóc! Urzyjcie zaklęć! Czegokolwiek!
Chwilę później podbiegła do nas pani Pomfrey. Przyłożyła palce do szyi dziewczyny, lecz gdy je puściła, pokiwała przecząco głową.
-Czemu nic nie roicie!? Musicie jej pomóc!-krzyczałam, a wokół nas zebrała się spora grupka osób. Nagle ktoś chwycił mnie za ramiona i odciągnął od ciała dziewczyny. Szarpałam się, kopałam, ale osoba nie puszczała mnie ze swojego uścisku.
-Nel, ona nie żyje.-mówił spokojnie Harry.
-Nie! To niemożliwe! Ona musi żyć!
nauczyciele coś do mnie mówili, ale ich nie słuchałam, bo za tłumem zgromadzonych, na skraju lasu stał on. Śmiał się, patrząc mi prosto w oczy. Wyrwałam się Harry'emu, a gdy złapał mnie za nadgarstek popatrzyłam się na jego rękę i po chwili poluzował uścisk, krzycząc z bólu. Patrząc na tę scenę, wszyscy, którzy stali mi na drodze, utworzyli przejście. Bez ani chwili zastanowienia wbiegłam do Zakazanego Lasu. Biegłam tak, dopóki ktoś nie złapał mnie za ramię. Odwróciłam się i skupiłam się na zatkaniu przeciwnikowi dróg oddechowych. Wtedy zorientowałam się co robię. Draco stał przede mną trzymając się za szyję i próbując złapać oddech. Natychmiast rozluźniłam jego drogi oddechowe i łapiąc go w ramiona, osunęliśmy się na ziemię.
-Przyłącz się do mnie.-usłyszałam szept niesiony z wiatrem.-Skrzywdziłaś swoich bliskich. Jesteś taka sama jak ja.
-Nigdy.-powiedziałam.-Jeżeli jeszcze kogoś zabijesz, ja zabiję siebie, rozumiesz?
-Nie pozwolę ci na to. Jesteś zbyt cenna.
Zawiał wiatr i już go nie słyszałam.
Dni w Hogwarcie mijały bardzo szybko. Cały czas wspierałam Draco w mijały jaką powierzył mu Voldemort. Dostałam nawet zaproszenie do klubu ślimaka. W dzień byłam szczęśliwa. Miałam kochającego chłopaka, brata i przyjaciół, którzy zastępowali mi utraconą rodzinę, jednak potrafiłam przepłakać całą noc na myśl, że stracę to wszystko. Wiele razy zadawałam sobie pytania typu "Dlaczego właśnie ja?" Jednak coraz bardziej zaczęłam się z tym oswajać.
W między czasie Ron dostał się do drużyny Gryffindoru, a podręcznik Harry'ego okazał się własnością Księcia Półkrwi.
Ale do rzeczy. Dzisiaj miał odbyć się mecz Gryffindor kontra Ravenclaw. Zaspałam, więc podczas gdy mecz trwał w najlepsze, ja dopiero wychodziłam z Hogwartu. Na całe szczęście w oddali dostrzegłam jeszcze jedną postać. Podbiegłam do niej i już miałam zapytać czy on (lub ona) też zaspał, kiedy zobaczyłam jego. Zatrzymałam się gwałtowne, a on stanął na przeciwko mnie.
-Mówiłem, że jeszcze się spotkamy.-powiedział jadowito.
-Czego ode mnie chcesz?-spytałam.
-Pamiętasz moją obietnicę? Obiecałem ci, że stracisz wszystko i wszystkich.
Nie odpowiedziałam.
-Zacząłem już jej realizację. Masz śliczną przyjaciółkę.
-Gdzie jest Amanda!? Co jej zrobiłeś!?
-Mam tylko jedno pytanie. Umie pływać?
Nic nie odpowiedziałam tyko puściłam się biegiem w stronę jeziora.
-Amy!-wołałam-Amanda gdzie jesteś!?
Kiedy dotarłam do brzegu jeziora dostrzegłam jak czarny kształt unoszący się w powietrzu wrzuca do wody inny, drobniejszy kształt.
-Nie!-krzyknęłam wbiegając do jeziora.
Dopłynęłam do miejsca, w którym zostało upuszczone ciało, wzięłam głęboki oddech i zanurkowałam. Chwyciłam bezwładne ciało przyjaciółki i spróbowałam wypłynąć z nim na powierzchnię jednak coś mi to uniemożliwiało. Spojrzałam w dół. Jej noga był przykuta łańcuchem do betonowego pustaka. Wypłynęłam na powierzchnię, aby zaczerpnąć powietrza i wróciłam pod wodę.
-Bombarda.-powiedziałam połykając wodę, a z mojej różdżki wyleciał promień czerwonego światła i chwilę potem po pustaku został tylko pył. Chwyciłam ciało Amandy i wypłynęłam na powierzchnię. Jak najszybciej podpłynęłam do brzegu i wyciągnęłam jej ciało na trawę. Najpierw wystrzeliłam w powietrze snop iskier tak duży, aby dojrzeli go na stadionie, a zaraz potem zaczęłam reanimować dziewczynę.
-No dalej.-mówiłam do niej.Dasz radę. Amy proszę obudź się. Wstawaj!-moje słowa powoli przechodziły w płacz.-Błagam! Obudź się! Amy proszę!
Patrzyłam na jej bladą twarz. Usta miała całe białe.
-Nie odchodź! Nie teraz!-krzyczałam coraz głośnej.-Pomocy!
Kika sekund później zobaczyłam kilkadziesiąt postaci.
-Tutaj!-krzyknęłam nie przestając reanimować dziewczyny. Pierwszy podbiegł do nas Dumbledore.-Trzeba jej pomóc! Urzyjcie zaklęć! Czegokolwiek!
Chwilę później podbiegła do nas pani Pomfrey. Przyłożyła palce do szyi dziewczyny, lecz gdy je puściła, pokiwała przecząco głową.
-Czemu nic nie roicie!? Musicie jej pomóc!-krzyczałam, a wokół nas zebrała się spora grupka osób. Nagle ktoś chwycił mnie za ramiona i odciągnął od ciała dziewczyny. Szarpałam się, kopałam, ale osoba nie puszczała mnie ze swojego uścisku.
-Nel, ona nie żyje.-mówił spokojnie Harry.
-Nie! To niemożliwe! Ona musi żyć!
nauczyciele coś do mnie mówili, ale ich nie słuchałam, bo za tłumem zgromadzonych, na skraju lasu stał on. Śmiał się, patrząc mi prosto w oczy. Wyrwałam się Harry'emu, a gdy złapał mnie za nadgarstek popatrzyłam się na jego rękę i po chwili poluzował uścisk, krzycząc z bólu. Patrząc na tę scenę, wszyscy, którzy stali mi na drodze, utworzyli przejście. Bez ani chwili zastanowienia wbiegłam do Zakazanego Lasu. Biegłam tak, dopóki ktoś nie złapał mnie za ramię. Odwróciłam się i skupiłam się na zatkaniu przeciwnikowi dróg oddechowych. Wtedy zorientowałam się co robię. Draco stał przede mną trzymając się za szyję i próbując złapać oddech. Natychmiast rozluźniłam jego drogi oddechowe i łapiąc go w ramiona, osunęliśmy się na ziemię.
-Przyłącz się do mnie.-usłyszałam szept niesiony z wiatrem.-Skrzywdziłaś swoich bliskich. Jesteś taka sama jak ja.
-Nigdy.-powiedziałam.-Jeżeli jeszcze kogoś zabijesz, ja zabiję siebie, rozumiesz?
-Nie pozwolę ci na to. Jesteś zbyt cenna.
Zawiał wiatr i już go nie słyszałam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)