sobota, 25 czerwca 2016

Rozdział 26

          Obudziłam się w pokoju, którego ściany były całe białe. Tak samo jak łóżko, pościel i szafka nocna. Obróciłam głowę w stronę tej ostatniej rzeczy i zobaczyłam na niej kartkę papieru. Chwyciłam ją obolałą ręką i przeczytałam jej treść.
"Nie trzeba było pokazywać mi swojej mocy.
Teraz jesteś dla mnie jeszcze cenniejsza.
Jeszcze się spotkamy."

          Po przeczytaniu listu, kartka spłonęła, a ja momentalnie przypomniałam sobie co się wydarzyło. Tylko jak się tu znalazłam i gdzie ja tak właściwie jestem? W tym momencie do sali wbiegł Harry.
  -Nel.-powiedział gdy tylko zobaczył, że się obudziłam. Podbiegł do mnie, przytulił i mówił dalej.-Nareszcie się obudziłaś.
  -Nareszcie? To znaczy?
  -Byłaś w śpiączce przez dwa tygodnie.
  -Co?! Nie, to niemożliwe. Który dzisiaj?
  -31 lipca.
  -Nie, to jakiś chory żart. Muszę porozmawiać z Draco.
  -Ale Nel...
  -Chcę z nim rozmawiać.-powiedziałam stanowczo i mój brat wyszedł, a po chwili do mojego pokoju wkroczył blondyn. Od razu do mnie podbiegł i ostrożnie mnie przytulił.
  -Martwiłem się.-powiedział.
  -Draco czy ja naprawdę...-przełknęłam stojącą mi w gardle gulę.-Czy ja go zabiłam?-w moich oczach pojawiły się łzy.
  -Ej nie płacz. Zrobiłaś to w obronie własnej. To była konieczność.
  -Ale co powie Harry?
  -Zrozumie. Zawołam ich dobrze?
          Pokiwałam lekko głową. Chłopak wyszedł, a po chwili wrócił z Harrym, Hermioną i Weasley'ami. Pierwsza podeszła do mnie pani Molly.
  -Jak się czujesz dziecko?
  -Dobrze.-odpowiedziałam patrząc w pościel.-Co to za miejsce?-spytałam.
  Szpital Św. Munga.-odpowiedział pan Weasley.
  -Nel...-Harry usiadł na łóżku.-Powiesz nam co się stało?
          Spojrzałam na Dracona, który kreślił na moim nadgarstku kółka, a gdy pokiwał głową zaczęłam mówić.
  -Szłam do Amandy, ale to już chyba wiecie. jakieś sto metrów od jej domu ktoś przyłożył mi do ust chustę z chlorofilem i odpłynęłam. Obudziłam się w jakimś domu. Okazało się, że to Voldemort mnie porwał. Nie pamiętam czego ode mnie chciał.-skłamałam. Przecież nie powiem im prawdy, nie teraz.-Pamiętam tylko, że torturował mnie Cruciatusem przez kilka godzin dziennie przez około tydzień. Na koniec nie wytrzymałam i... ja...-łzy zaczęły lecieć mi po policzkach.
  -Nel, nie musisz tego mówić.-uspokajał mnie Draco.
  -Muszę! Ja nie wytrzymałam... ja go...
  -Spokojnie.-mówiła Ginny.-Na pewno nie zrobiłaś nic złego.
  -A właśnie, że robiłam! Zabiłam go rozumiecie! Zabiłam człowieka! Zabiłam Rudolfa Lestrange'a!
          Spojrzałam w górę. Wszyscy oprócz Draco patrzyli na mnie szeroko otwartymi oczami. Pierwszy ruszył się Harry. Myślałam, że wyjdzie, albo zacznie na mnie wrzeszczeć, ale on zrobił coś zupełnie innego. Po prostu mnie przytulił. Tego potrzebowałam.
* * *
          Wypuścili mnie dwa tygodnie później. Przez ten czas dowiedziałam się, że ojciec Dracona trafił do Azkabanu i że Czarny Pan powiedział śmierciożercom tylko, że nie wolno im mnie zabić i mają pilnować, abym sama się nie zabiła. Skłamałam Draconowi, że nie pamiętam dlaczego Voldemort chciał abym się do niego przyłączyła. Przecież nie powiem mu, że mam w sobie cząstkę tego potwora i muszę zginąć, aby Harry mógł go zabić. To, że jestem horkruksem zostawiłam tylko dla siebie.
          Nadszedł 1 września. Tym razem siedziałam razem z Harrym, Ronem, Hermioną i Ginny. Dowiedziałam się, że ruda chodzi z Deanem Thomasem, a za Ronem szaleje Lavender Brown. Cały czas rozmawialiśmy o tym jak Harry widział dziwnie zachowującego się Draco w sklepie u Borgina i Burksa. Cały czas mówiłam mu, że przesadza, a ten, zdenerwowany tym, że nikt nie wierzy w jego podejrzenia (chodź ja wiedziałam, że są prawdziwe) wyszedł z przedziału i nie wracał, aż do samego Hogwartu. Hermiona była tym zaniepokojona, ale powiedziałam jej, że pewnie poszedł już z Luną albo chłopakami.
          Jednak kiedy dotarliśmy do Wielkiej Sali Harry'ego wciąż nie było. Pożegnałam się z przyjaciółmi i ruszyłam do swojego stołu.
  -Hej.-powiedziałam witając się z Draco.
  -Cześć.-odpowiedział całując mnie lekko.
          Nic więcej nie powiedzieliśmy bo głos zabrał dyrektor. Przedstawił nam nowego nauczyciela -profesora Horacego Slughorna, który będzie nas uczył eliksirów. Moja pierwsza myśl - będzie łatwiej niż u Snape'a.
* * *
            Dzisiaj miała odbyć się pierwsza lekcja eliksirów z nowym nauczycielem. Zupełnie się tym nie przejmowałam. W pierwszej klasie potrafiłam zdziałać więcej niż piątoklasiści.
          Oczywiście spóźniliśmy się z Harrym i Ronem (no ale nie można było zrezygnować z okazji pośmiania się z młodziaków). Profesor bardzo ucieszył się na widok mój i Harry'ego. Jak to nazwał Dumbledore- chce nas do swojej kolekcji znanych uczniów. W szafce zostały tylko trzy książki. Dwie nowiutki i jedna stara i poniszczona. Odepchnęłam chłopaków na boki, chwyciłam najlepszą książkę i dołączyłam do grupy. Profesor Slughorn przygotował kilka eliksirów.
  -Jak już mówiłem, sporządziłem dziś rano eliksiry. Jakieś sugestie, co to może być?
          Moja ręka błyskawicznie powędrowała w górę.
  -Tak panno Potter.
           Podeszłam do kociołków i zaczęłam wymieniać:
  -To Veritaserum czyli eliksir prawdy, a to jest Amortencja. Najsilniejszy miłosny eliksir. Jego zapach każdy odczuwa inaczej w zależności co kto lubi. Ja czuję zapach ogniska, morza i męskich perfum.-skończyłam, po czym wróciłam do grupy.
  -Hmm... Ciekawe jakiego szczęściarza te perfumy?-wyszeptała śpiewnym głosem Amanda.
  -No nie wiem, na pewno nie mojego chłopaka.-odpowiedziałam ironicznie, szeroko się uśmiechając.
  -Ja czuję woń świeżo skoszonej trawy, nowego pergaminu i... pasty do zębów.-powiedziała Hermiona.
  -A ja...-zaczął Harry.-Wyczuwam w nim kajmakową tartę, charakterystyczną woń drewna rączki miotły i jeszcze jakiś znajomy zapach. Chyba z Nory... zapach kwiatów.-powiedział mój brat lekko rozmarzonym głosem.
          Wiem, że oboje kłamali, choć Harry może nieświadomie. Hermiona wyczuła coś związanego z Ronem, a Harry wyczuł kwiatowe perfumy Giny. Nie było mowy o pomyłce, bo cały nasz pokój nimi pachniał.
  -Doskonale.
  -Ale nie powiedział pan, co to jest.-powiedziała Kate wskazując na małą fiolkę z przeźroczystym płynem.
  -A racja. Panie i panowie to co tutaj widzicie to niezwykle dziwny eliksir znany jako Felix Felicis. Ale o wiele częściej używa się nazwy...
  -Płynne szczęście.-dokończyłam.
  -Tak panno Potter. Płynne szczęście. Nie łatwo je uwarzyć, a jeden błąd sporo kosztuje. Jeden łyk, a wszystko co robisz zakończy się sukcesem. Oczywiście tak długo póki działa. Cóż. To właśnie dziś będzie nagrodą. Jedna, mała fiolka płynnego szczęścia dla tego, kto w ciągu godziny wyprodukuje nam wywar żywej śmierci. W miarę użyteczny. Wskazówki znajdziecie na stornie dziesiątej.
         Zaczęłam czytać podręcznik jednak już po chwili wręczyłam go nauczycielowi mówiąc, że poradzę sobie bez niego. Były tam wypisane same bzdury, a ja znam wszystkie p o p r a w n e instrukcje na pamięć.
          Zgniotłam kiedy oni próbowali ciąć, dałam trzynaście zamiast dwunastu ziaren i po czterdziestu minutach miałam gotowy eliksir.
  -Gotowe.-powiedziałam otrzepując ręce.
          Slughorn podszedł do mnie z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. Jednak gdy wrzucił liść jego niedowierzanie zmieniło się w podziw.
  -Jak pani to zrobiła panno Potter?-spytał profesor.
  - Nel w pierwszej klasie przerabiała podręczniki piątoklasistów panie profesorze-odpowiedział za mnie Draco.
  -Eliksir żywej śmierci stworzony tak doskonale, że jedna jego kropla mogłaby zabić nas wszystkich i to bez pomocy podręcznika. Talent najwidoczniej po mamie. Gratuluję. Poczekajmy  jednak jeszcze te dwadzieścia minut. Może jeszcze komuś uda się uwarzyć ten eliksir.
          Po upływie dwudziestu minut profesor Slughorn ogłosił, że oprócz mnie, jeszcze Harry'emu udało się wyprodukować ten eliksir. Jako, że nie miałam nic przeciwko, ślimak rozlał eliksir do dwóch fiolek i wręczył nam po jednej.


          Dni w Hogwarcie mijały bardzo szybko. Cały czas wspierałam Draco w mijały jaką powierzył mu Voldemort. Dostałam nawet zaproszenie do klubu ślimaka. W dzień byłam szczęśliwa. Miałam kochającego chłopaka, brata i przyjaciół, którzy zastępowali mi utraconą rodzinę, jednak potrafiłam przepłakać całą noc na myśl, że stracę to wszystko. Wiele razy zadawałam sobie pytania typu "Dlaczego właśnie ja?" Jednak coraz bardziej zaczęłam się z tym oswajać.
         W między czasie Ron dostał się do drużyny Gryffindoru, a podręcznik Harry'ego okazał się własnością Księcia Półkrwi.
          Ale do rzeczy. Dzisiaj miał odbyć się mecz Gryffindor kontra Ravenclaw. Zaspałam, więc podczas gdy mecz trwał w najlepsze, ja dopiero wychodziłam z Hogwartu. Na całe szczęście w oddali dostrzegłam jeszcze jedną postać. Podbiegłam do niej i już miałam zapytać czy on (lub ona) też zaspał, kiedy zobaczyłam jego. Zatrzymałam się gwałtowne, a on stanął na przeciwko mnie.
  -Mówiłem, że jeszcze się spotkamy.-powiedział jadowito.
  -Czego ode mnie chcesz?-spytałam.
  -Pamiętasz moją obietnicę? Obiecałem ci, że stracisz wszystko i wszystkich.
          Nie odpowiedziałam.
  -Zacząłem już jej realizację. Masz śliczną przyjaciółkę.
  -Gdzie jest Amanda!? Co jej zrobiłeś!?
  -Mam tylko jedno pytanie. Umie pływać?
          Nic nie odpowiedziałam tyko puściłam się biegiem w stronę jeziora.
  -Amy!-wołałam-Amanda gdzie jesteś!?
          Kiedy dotarłam do brzegu jeziora dostrzegłam jak czarny kształt unoszący się w powietrzu wrzuca do wody inny, drobniejszy kształt.
  -Nie!-krzyknęłam wbiegając do jeziora.
          Dopłynęłam do miejsca, w którym zostało upuszczone ciało, wzięłam głęboki oddech i zanurkowałam. Chwyciłam bezwładne ciało przyjaciółki i spróbowałam wypłynąć z nim na powierzchnię jednak coś mi to uniemożliwiało. Spojrzałam w dół. Jej noga był przykuta łańcuchem do betonowego pustaka. Wypłynęłam na powierzchnię, aby zaczerpnąć powietrza i wróciłam pod wodę.
  -Bombarda.-powiedziałam połykając wodę, a z mojej różdżki wyleciał promień czerwonego światła i chwilę potem po pustaku został tylko pył. Chwyciłam ciało Amandy i wypłynęłam na powierzchnię. Jak najszybciej podpłynęłam do brzegu i wyciągnęłam jej ciało na trawę. Najpierw wystrzeliłam w powietrze snop iskier tak duży, aby dojrzeli go na stadionie, a zaraz potem zaczęłam reanimować dziewczynę.
  -No dalej.-mówiłam do niej.Dasz radę. Amy proszę obudź się. Wstawaj!-moje słowa powoli przechodziły w płacz.-Błagam! Obudź się! Amy proszę!
          Patrzyłam na jej bladą twarz. Usta miała całe białe.
  -Nie odchodź! Nie teraz!-krzyczałam coraz głośnej.-Pomocy!
          Kika sekund później zobaczyłam kilkadziesiąt postaci.
  -Tutaj!-krzyknęłam nie przestając reanimować dziewczyny. Pierwszy podbiegł do nas Dumbledore.-Trzeba jej pomóc! Urzyjcie zaklęć! Czegokolwiek!
          Chwilę później podbiegła do nas pani Pomfrey. Przyłożyła palce do szyi dziewczyny, lecz gdy je puściła, pokiwała przecząco głową.
  -Czemu nic nie roicie!? Musicie jej pomóc!-krzyczałam, a wokół nas zebrała się spora grupka osób. Nagle ktoś chwycił mnie za ramiona i odciągnął od ciała dziewczyny. Szarpałam się, kopałam, ale osoba nie puszczała mnie ze swojego uścisku.
  -Nel, ona nie żyje.-mówił spokojnie Harry.
  -Nie! To niemożliwe! Ona musi żyć!
          nauczyciele coś do mnie mówili, ale ich nie słuchałam, bo za tłumem zgromadzonych, na skraju lasu stał on. Śmiał się, patrząc mi prosto w oczy. Wyrwałam się Harry'emu, a gdy złapał mnie za nadgarstek popatrzyłam się na jego rękę i po chwili poluzował uścisk, krzycząc z bólu. Patrząc na tę scenę, wszyscy, którzy stali mi na drodze, utworzyli przejście. Bez ani chwili zastanowienia wbiegłam do Zakazanego Lasu. Biegłam tak, dopóki ktoś nie złapał mnie za ramię. Odwróciłam się i skupiłam się na zatkaniu przeciwnikowi dróg oddechowych. Wtedy zorientowałam się co robię. Draco stał przede mną trzymając się za szyję i próbując złapać oddech. Natychmiast rozluźniłam jego drogi oddechowe i łapiąc go w ramiona, osunęliśmy się na ziemię.
  -Przyłącz się do mnie.-usłyszałam szept niesiony z wiatrem.-Skrzywdziłaś swoich bliskich. Jesteś taka sama jak ja.
  -Nigdy.-powiedziałam.-Jeżeli jeszcze kogoś zabijesz, ja zabiję siebie, rozumiesz?
  -Nie pozwolę ci na to. Jesteś zbyt cenna.
         Zawiał wiatr i już go nie słyszałam.


sobota, 18 czerwca 2016

Rozdział 25 cz.2



[Włączcie piosenkę]
        
          "Naznaczona przez Czarnego Pana"-w głowie rozbrzmiały mi słowa przepowiedni. "Jednak gdy złą ścieżką podąży, zgubna czeka nas śmierć." Nareszcie to rozumiałam. Jestem horkruksem, mam w sobie część Voldemorta. Muszę umrzeć, żeby Harry mógł go zabić.
          Do moich oczu napłynęły łzy. Nigdy nie dorosnę, nie będę miała dzieci, nie wyjdę za mąż. O mój boże- Draco! Jak on to wszystko przetrwa!? I Harry!? Nie chciałam jednak okazywać słabości. Odpędziłam łzy i spojrzałam na potwora stalowym wzrokiem.
  -I co? Myślałeś, żę jeżeli mi to powiesz to zostanę jedną z was?
          Deportował się i po chwili był obok mnie. Chwycił mnie za lewą rękę, podniósł ją i przejechał swoim długim, białym, kościstym palcem po mojej bliźnie.
  -jest ci to przeznaczone.-podniósł lewy rękaw swojej szaty.-Brakuje tylko czaszki.-powiedział mi prosto do ucha, a mnie przeszedł dreszcz obrzydzenia.
  -Nigdy.-powiedziałam i podcięłam mu nogi tak, że przewrócił się waląc twarzą o ziemię.
          Podbiegłam do drzwi wejściowych. Próbowałam sobie przypomnieć drogę powrotną lecz gdy tylko otworzyłam drzwi, przede mną stanęło dwóch potężnie zbudowanych śmierciożerców Moją jedyną drogę ucieczki było okno. Przypływ adrenaliny dodał mi odwagi.
  -Łapać ją!-krzyknął Czarny Pan podnosząc się z ziemi.
          Jednak było już za późno. Byłam na około drugim piętrze lecz to się nie liczyło. Wyskoczyłam przez okno rozbijając szybę. Czas zwolnił. Obróciłam się tyłem. nie chciałam widzieć zbliżającej się ziemi. Zamknęłam oczy. I tak prędzej czy później musiałabym zginąć. Martwiłam się tylko jak zniosą to moi bliscy. Miałam nadzieję, że już za chwilę nic nie będę czuła, ale ktoś musiał pokrzyżować moje plany. Poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę. Szarpałam się najmocniej jak mogłam, ale to nic nie pomogło.
  -Jeszcze nie teraz.-usłyszałam głos Snape'a.-Jeszcze nie czas.
          W tym momencie zrozumiałam dwie rzeczy. Po pierwsze- Voldemort nie da mi tak łatwo umrzeć, po drugie jestem im potrzebna.
* * *
          Siedziałam przywiązana do krzesła. Bellatrix już od godziny męczyła mnie zaklęciem Cruciatus. Siedzę tu od tygodnia i codziennie dzieją się te same rzeczy. Przez pół dnia Lestrange torturuje mnie różnymi zaklęciami , Narcyza przynosi mi posiłki między "zajęciami z Bellom" i ewentualnie bandaże(swoją drogą mama Draco to wspaniała kobieta), a przez resztę czasu siedzę w "swoim" pokoju. Jestem jednak z siebie dumna, nie zemdlałam jeszcze ani razu, a krzyczałam tylko w momencie kiedy Bellatrix dla zabawy wycięła mi przy bliźnie czaszkę tym swoim sztylecikiem i przy użyciu zaklęcia Sectumsempra, które ostatnio bardzo jej się spodobało.W dodatku nie wiem jak, ale w Malfoy Manor(bo właśnie tutaj się znajduję) moje zdolności nie działają na Czarnego Pana. Nie mam pojęcia jak to się dzieje, bo kilku innych śmierciożerców znokautowałam samym spojrzeniem. Zastanawiałam się też jak to wszystko znosi Draco. Jak znosi to, że prawie codziennie słyszy krzyki. Moje krzyki, spowodowane tym, że jego ciotka mnie torturuje. Co czuje kiedy mija mnie na korytarzu, taką wycieńczoną i nie może nic zrobić bo sama mu na to nie pozwalam. Z rozmyślań wyrwał mnie głos wężogłowego.
  -Zmieniłaś zdanie?-spytał jadowito.-Staniesz po mojej stronie?
  -Tak czy siak zginę, więc niech no pomyślę...-udawałam zamyśloną.-Nigdy!
  -Crucio!-krzyknął, a ja tak jak za każdym razem, gdy tę właśnie on rzucał tę klątwę nie zrobiłam nic tylko uśmiechnęłam się patrząc mu prosto w oczy.-Widzę, że nadal jesteś nieugięta.-powiedział przerywając zaklęcie.-Toteż mam dla ciebie dzisiaj coś specjalnego.
          Kiedy to mówił, drzwi od pokoju się otworzyły, a do środka wszedł Draco prowadzony przez Rudolfa Lestrange'a. Kiedy mnie zobaczył jego oczy gwałtownie się powiększyły.
  -I po co on tu? Kolejny pachołek w grze?-spytałam arogancko choć w środku ogarniała mnie wszechobecna panika.-To tylko arogancki Malfoy.
          Draco od razu zrozumiał o co mi chodziło, bo od razu odpowiedział:
  -Pieprzona Potterówna.
  -Oh.-odezwał się Voldemort.-Czyi nie będziesz miała nic przeciwko, aby przez chwilę to Dracon się z tobą pobawił?
           Moje serce biło teraz milion razy szybciej niż normalnie jednak odpowiedziałam mu tym samym aroganckim tonem:
  -Nie robi mi różnicy on czy Bellatrix i tak wszystkie klątwy są mocniejsze od twojej.-uśmiechnęłam się za co on zdzielił mnie w twarz, lecz i tak cały czas się uśmiechałam.

=^^= =^^= =^^= =^^= =^^=

          
          Stałem i patrzyłem jak się  nim drażni. Nie wiem dlaczego ona to robi, przecież on w każdej chwili może ją zabić. Uderzył ją w twarz tak mocno, że rozciął jej wargę. Pomimo tego nadal się uśmiechała. Chwilę później opluła go mieszaniną śliny i krwi. Ten już podnosił na nią rękę kiedy powiedziała:
  -Eee, nie tak prędko. Chyba nie chcesz mnie przypadkiem zabić, co?
          Pomimo jej słów uderzył ją jeszcze raz tylko, że mocniej. Teraz krew leciała jej także z nosa.
  -Sukinsyn.-prychnęła.
  -Dobrze.-zaczął Czarny Pan.-Skoro nie masz nic przeciwko.Draconie, podejdź tu.-spełniłem polecenie.-Weź moją różdżkę i potraktuj naszego gościa zaklęciem Cruciatus.
          Drżącą ręką wziąłem od niego różdżkę. Nie mogłem tego zrobić. Wtedy usłyszałem w głowie jej głos- "Zrób to. Błagam się nie narażaj się. Po prostu to zrób."-mówiła do mnie w myślach. "Jedno krótkie słowo" Zamknęła oczy a po jej policzku spłynęła łza. "Zrób to. Na trzy. Raz... dwa..."
          Na trzy wypowiedziałem w stosunku co do niej najgorsze (zaraz po Avadzie) słowo jakie mogło paść z moich ust.
  -Crucio.-powiedziałem, a z różdżki Voldemorta wyleciał zielony strumień.
          Patrzyłem na nią nie mogąc oderwać wzroku. Zauważyłem, że ręka jej drga. Nigdy wcześniej tak nie było, nawet jeżeli używała swojej mocy. parę sekund później mąż Bellatrix zaczął się dusić.
  -Niesamowite.-powiedział Riddle.-Zwęziła mu drogi oddechowe. Draconie przerwij klątwę.
          Zrobiłem to z wielką przyjemnością, jednak ręka Nel wciąż drgała, a co gorsza, drgała jeszcze szybciej. Chwilę później dziewczyna zemdlała, a dla Rudolfa nie było już ratunku.





sobota, 11 czerwca 2016

Rozdział 25 cz.1

          Obudziłam się tydzień później. Cały czas przebolewałam śmierć Syriusza. Odbyłam także rozmowę z Dumbledore'm jednak jedna rzecz nie dawała mi spokoju. Mianowicie treść przepowiedni. Jednak postanowiłam odpuścić sobie ten temat przynajmniej do końca wakacji. Właśnie szłam do Amandy. Wprawdzie nie miała mi za złe tego, że nie rozmawiałam z nią przez prawie cały rok szkolny, ale wiedziała co się ze mną działo. Był już późny wieczór więc widziałam tylko to co oświetlały uliczne latarnie. Nagle, w świetle jednej z nich dostrzegłam ciemny kształt. Szedł prosto na mnie. Pierwsze uczucie, które odczułam to strach. Stopniowo jednak ustępował myśli, że to tylko czarodziej, który wraca do domu późnym wieczorem. W pewnej chwili nieznajomy zniknął mi z oczu. Strach powrócił. Okręciłam się dookoła. Nikogo nie było. przyśpieszyłam kroku. Jeszcze tylko pięć minut-pomyślałam. Jednak nie miałam tyle szczęścia. Jakieś sto metrów od domu mojej przyjaciółki ktoś złapał mnie od tyłu zasłaniając mi usta jakąś szmatką. Po chwili ogarnęła mnie ciemność.
* * *
          Obudziłam się w ogromnym łożu. Rozejrzałam się po pokoju. Ściany i pościel były koloru zielonego, a meble czarnego. Ostrożnie wygrzebałam się spod kołdry i wstałam z łóżka. Przystanęłam przed lustrem powieszonym na ścianie. Byłam ubrana w zieloną sukienkę, a moje włosy były idealnie ułożone i całkiem proste. Przez chwilę zastanawiałam się co się stało z moimi ciuchami. Spojrzałam na stopy. Były gołe, jednak przy drzwiach zobaczyłam czarne baleriny. Włożyłam je i jak najciszej wyszłam z pokoju. Idąc czarnym korytarzem dotarłam do schodów. Zeszłam na dół i pokierowałam się w stronę pomieszczenia, z którego dobiegały przytłumione głosy. Otworzyłam drzwi i wkroczyłam do pokoju z ogromnym, czarnym stołem na środku. Kiedy zobaczyłam kto przy nim siedzi zamarłam. Na głównym miejscu siedział Voldemort, a po bokach inni śmierciożercy, wśród których dostrzegłam Bellatrix i rodziców Draco. Dwa krzesła były wolne.
  -Nareszcie.powiedział Voldemort.-Siadaj.-wskazał na krzesło w centralnym punkcie stołu, dokładnie na przeciwko niego, a gdy na nim usiadłam dodał.-Czekamy jeszcze tylko na...
  -Przepraszam za spóźnienie panie.-powiedział Draco pochylając głowę przed Czarnym Panem, lecz gdy tylko ją uniósł i mnie zobaczył jego oczy momentalnie się powiększyły. Wiedziałam, że nie miał żadnego pojęcia o mojej obecności tutaj.
  -Tak więc możemy już...-zaczął Voldemort, ale mu przerwałam.
  -Dlaczego tu jestem?-spytałam lodowatym głosem patrząc mu prosto w oczy.
  -Jak śmiesz odzywać się nieproszona ty głupia dziewucho!-krzyknęła Lestrange.
  -Nie unoś się Bella, na nikim nie robisz wrażenia.
  -Przepraszam panie.
  -A po cóż miałabyś tu być?-zwrócił się do mnie.
  -Jeżeli chcesz mnie zabić to zrób  to teraz.-powiedziałam nadal chłodnym głosem.
  -Ależ drogie dziecko, nie mam zamiaru cię zabijać. Wręcz przeciwnie. Chcę abyś się do mnie przyłączyła.
  -Nigdy!-podniosłam głos. Przyjrzał mi się uważnie.-Nawet nie próbuj wykorzystywać naszej więzi. nie uda ci się to.
  -Nie śmiałbym.  Ale wiem skąd się wzięła.-wstał. Mogę ci wszystko powiedzieć. Wytłumaczyć. Przejdźmy się.
          Spojrzałam na Dracona, a on prawie niezauważalnie pokiwał głową na znak potwierdzenia. Doskonale wiedział, że w razie czego sobie poradzę. Wstałam więc bez słowa ze stalowym wzrokiem i podążyłam za Voldemortem.
          Weszliśmy do ogromnej biblioteki. Na stole czekały już księgi. Zupełnie jakby przygotowywał tę rozmowę od dawna.  
  -Zapewne nie wiesz co to horkruks?
          Pokręciłam przecząco głową przejeżdżając palcem po okładce grubej księgi.
  -Horkruks to obiekt przechowujący fragment duszy czarodzieja. Dzięki temu może być on zabity tylko wtedy, gdy wszystkie horkruksy zostaną zniszczone.
  -Rozdzieliłeś duszę na dwa Riddle?
  -Na siedem, osiem ze mną.-pochwalił się.-Stworzyłem siedem horkruksów.
  -I po co mi to mówisz? Teraz będę mogła powiedzieć bratu ja cię uśmiercić.
  -Nie będziesz wiedziała, jak je zniszczyć, ani gdzie je znaleźć, a na pewno nie powiesz mu o jednym.
  -Dlaczego?
  -Bo to ty nim jesteś.

niedziela, 5 czerwca 2016

Rozdział 24

          W końcu nadszedł czas egzaminów. Każdego wieczoru przed patrolami przepytywaliśmy się z Draconem. Czułam się świetnie, bo z większości przedmiotów miałam wybitny. Akurat gdy skończyłam pisać egzamin i czekałam na resztę uczniów, przed salą rozległy się hałasy. Umbridge wstała ze swojego mosiężnego krzesła, przeszła przez całą Wielka Salę i wyszła na korytarz. Najpierw pojawiła się mała iskierka, a potem zaczął się cały pokaz świateł. Bliźniacy wlecieli do WS i zaczęli wszędzie rozrzucać fajerwerki. Pod koniec stworzyli wielkiego smoka, który zaczął gonić Umbridge i rozwalił wszystkie tabliczki z zasadami. Na koniec wylecieli z Hogwartu(oczywiście wszyscy pobiegliśmy za nimi), stworzyli na niebie wielką literę "W" i odlecieli.
          Chciałam coś powiedzieć do Hermiony gdy...
          Znowu szłam chłodnym, ciemnym korytarzem do Departamentu Tajemnic(wiedziałam co to za miejsce, gdyż pan Weasley pełnił tam wartę podczas ataku), szłam mocnym i zdecydowanym krokiem z czasem przechodząc w bieg, zdecydowana za wszelką cenę dotrzeć w końcu do celu... czarne drzwi otworzyły się przede mną jak zwykle i oto znajdowałam się w okrągłym pokoju pełnym drzwi...
          Prosto przez kamienną podłogę i przez kolejne drzwi... plamy światła tańczące na ścianach i podłodze i to dziwne, mechaniczne tykanie, ale nie mam czasu na sprawdzanie, muszę się śpieszyć.
          Przebiegłam ostatnie kilka stóp do trzecich drzwi, które otworzyły się tak jak pozostałe... Raz jeszcze znalazłam się w pomieszczeniu wielkości katedry pełnym regałów i szklanych kul... moje serce biło coraz szybciej... tym razem miałam się tam dostać... gdy dotarłam do numeru dziewięćdziesiąt siedem, skręciłam w lewo i popędziłam nawą pomiędzy rzędami... Ale na samym końcu na ziemi leżał jakiś kształt, ciemna postać poruszająca się po podłodze jak ranne zwierzę... żołądek skurczył mi się ze strachu... z podniecenia... Z moich własnym ust wydobył się głos, zimny głos wyrzuty z wszelkiej ludzkiej życzliwości...
  -Weź to dla mnie... zdejmij to, już... ja nie mogę tego dotknąć, ale ty możesz...
          Ciemna postać na podłodze przesunęła się odrobinę. na końcu własnej ręki ujrzałam białą dłoń o kościstych palcach ściskającą uniesioną różdżkę... usłyszałam jak zimny głos mówi:
  -Crucio!
          Leżący na podłodze mężczyzna wydał z siebie okrzyk bólu, spróbował stanąć, ale upadł ponownie, wijąc się. Śmiałam się. Uniosłam różdżkę, cofnęłam klątwę i postać jęknęła zastygając w bezruchu,
  -Lord Voldemort czeka...
          Bardzo powoli, z trzęsącymi się rękoma mężczyzna na ziemi uniósł barki o kilka cali i podźwignął głowę. jego mizerna twarz pokryta była plamami krwi, wykrzywiona  w bólu, a mimo to nadal buntowniczo nieugięta.
  -Będziesz musiał mnie zabić.-powiedział Syriusz.
  -bez wątpienia w końcu to zrobię.-oznajmił zimny głos.- Ale najpierw mi to przyniesiesz, Black... myślisz, że poczułeś już co to ból? No to pomyśl jeszcze raz... mamy całe godziny i nikt nie usłyszy jak krzyczysz.
          Ale ktoś krzyknął kiedy Voldemort ponownie opuścił różdżkę. Ocknęłam się uderzając w ziemię, nadal krzycząc, z rozpaloną do białości blizną.
  -To Mroczny Znak!krzyknął któryś z uczniów zebranych na dziedzińcu.
          Przestraszyłam się, że ktoś odkrył tajemnicę Draco, ale uspokoiłam się gdy starszy z uczniów powiedział:
  -Brakuje czaszki idioto! I nie jest czarny!
  -Syriusz.-powiedziałam do pochylającego się nade mną Harry'ego.-Ma kłopoty.
* * *
  -Jesteś pewna?-spytała Hermiona kiedy staliśmy na przemieszczających się schodach.
  -Widziałam to, tak jak było z panem Weasley'em.-odpowiedziałam.-Od kilku miesięcy śmią mi się też drzwi z Departamentu Tajemnic. Syriusz mówił,że Voldemortowi na czymś zależy. Na czymś czego nie dostał ostatnim razem. A to jest w Departamencie Tajemnic.
  -Nel, zaczekaj chwilę.-powiedział Harry.-A co jeśli Voldemort chciał abyś to wreszcie zobaczyła. Może zwabił Syriusza tylko po to, aby zdobyć to czego chce.
  -I co z tego.-powiedziałam.-Przecież nie możemy dać mu zginąć. To teraz nasza jedyna rodzina.
  -I co teraz?-spytał po dłuższej chwili Ron.
  -Musimy skorzystać z sieci Fiuu.
  -Ale Umbridge kazała pilnować wszystkich kominków.-powiedziała Granger.
  -Oprócz jej własnego.-odpowiedziałam.
          
          Jednak coś poszło nie tak. Umbridge i jej brygada inkwizycyjna złapali naszą czwórkę, a na dodatek jeszcze Neville'a, Lunę i Ginny, którzy zajmowali się dywersją.
  -Zabierzcie ich różdżki i złapcie ich!
          Chcąc nie chcąc Draco zabrał mi różdżkę i przytrzymał ręce. Czułam się winna, że namówiła go do wstąpienia do tej brygady.
  -Przepraszam.-szepnął.
          Umbridge posadziła na krześle Harry;ego, bo oczywiście kogo innego można było podejrzewać. Wypytywała go o to z kim chciał się skontaktować, nie wiedząc, że to był mój pomysł.
  -No cóż.-powiedziała.-Sądzę, że klątwa Cruciatus rozwiąże ci język.
          Serce mi zamarło. Byłam już torturowana za pomocą tego zaklęcia i wiedziałam jaki to ból.
  -To niezgodne z prawem!-krzyknęłam.
  -Czego Korneliusz nie zobaczy, to go nie zaboli.
  -Nie!-krzyknęła Hermiona.-Powiedz Harry!
  -Powiedz o czym?
  -O tajnej broni Dumbledore'a.
          Dziewczyna zdołała przekonać Umbridge, by poszła razem z nią i Harrym do Zakazanego Lasu gdzie podobno ukryli broń. Odprowadziłam ich wzrokiem, aż w końcu zostaliśmy sami.
  -I co teraz?-usłyszałam szept Dracona.-Musimy coś zrobić.
  -Spokojnie. Mam plan, ale ty musisz zostać w Hogwarcie.-odpowiedziałam z chytrym uśmieszkiem.
          Niewidzialną siłą walnęłam Crabbe'a  w głowę tak, żeby myślał, że zrobił to Goyle. Zaczęli się bić, więc rozsypałam na podłogę cukierki bliźniaków, które skonfiskowała landryna. Pozostali ślizgoni zajęli się nimi, a my uciekliśmy.
          Wybiegliśmy z Hogwartu w stronę Zakazanego Lasu. Niemal natychmiast natknęliśmy się na pozostałych.
  -Co wy tu robicie?-spytał zdumiony Harry.
  -To dzięki Nel.-usłyszałam głos Rona.-Żałuj, że nie widziałeś, ja sobie z nimi poradziła.
  -Pogadamy później.-powiedziałam.-Teraz musimy wymyślić jak dostać się do Ministerstwa.
  -Polecimy! -odezwała się Luna.
 gracją usiadłam na najbliższym z nich. Moim przykładem poszli Harry i Luna. Pozostali  wpatrywali się w nas z otwartymi ustami.
  -Co z wami?-spytałam.
  -jak mamy dosiąść czegoś, czego nie widzimy?
          Zsiadłam ze swojego testrala i pomogłam wsiąść innym. Po tej czynności szybko wskoczyłam na swojego.
  -Ministerstwo Magii.-powiedział głośno Harry i wszystkie zwierzęta wzbiły się w powietrze.
* * *
  -Dziewięćdziesiąt pięć , dziewięćdziesiąt sześć...-liczyłam po cichu.-dziewięćdziesiąt siedem...
          Zaczęłam gorączkowo się rozglądać.
  -On musi tu być... Gdzieś tutaj...
  -Nel.-odezwał się Harry.-Tu nie ma Syriusza.
          Zrozpaczona nadal krążyłam rozglądając się.
  -Harry!-zawołał Neville.-Tu jest twoje imię i nazwisko!
          Oboje podeszliśmy do chłopaka. Harry wziął do ręki szklaną kulę i wsłuchał się w treść przepowiedni, jednak moją uwagę przykuło coś innego. Szklana kula z karteczką "Nel Potter". Wzięłam ją do ręki i skupiłam się na głosie.
"Naznaczona przez Czarnego Pana,
Zło nie może żyć kiedy ona żyje.
 Naznaczona do wielkich czynów przez samą śmierć.
Ta, która umrze za miłość.
Oddając życie za bliskich
Uratuje cały świat. 
Jednak gdy złą ścieżką podąży,
Zgubna czeka nas śmierć." 
          Serce biło mi bardzo szybko. Nie chciałam przyjąć do siebie tych słów, choć w głębi duszy zapamiętam je na zawsze. Uniosłam głowę do góry. Harry patrzył na mnie ze zmartwieniem w oczach, ale wiedziałam, że nie usłyszał przepowiedni.
  -Bardzo dobrze Potterowie. A teraz oddajcie mi przepowiednie.
          Otoczyły nas zakapturzone postacie, a przed nami stał ojciec Dracona.
  -Oddajcie mi to.-powtórzył Lucjusz Malfoy, wyciągając rękę w naszą stronę.
  -gdzie jest Syriusz?-spytałam.-Wiem, że go macie.
  -Już czas, żebyś nauczyła się odróżniać sen od rzeczywistości.-odparł Malfoy.-A teraz oddajcie mi te przepowiednie.
  -Teraz!-krzyknął Harry.
          Roztrzaskaliśmy zaklęciami najbliższe półki i rzuciliśmy się do ucieczki. Pokonaliśmy kilku śmierciożerców, a gdy Ginny użyła zaklęcia Reducto i wszystko zaczęło się walić, uciekliśmy do okrągłej sali. Kiedy zobaczyłam, że moi przyjaciele są ranni, chciałam ich przeprosić za to, że ich w to wciągnęłam, ale nim zdążyłam wypowiedzieć jakiekolwiek słowa do sali wpadli śmierciożercy.
          Stanęłam u boku brata unosząc różdżkę. Zostaliśmy tylko my, resztę przetrzymywali śmierciożercy.
  -Oddajcie przepowiednie albo oni zginą! Wszyscy!
          Rzuciliśmy sobie zaniepokojone spojrzenia i powoli wysunęliśmy ręce do przodu.
          Nagle, niewiadomo jak do środka wlecieli członkowie Zakonu Feniksa. Biały dym mieszał się z czarnym. ktoś popchnął mnie na Harry'ego przez co obie kule się rozbiły. Usłyszałam krzyk Malfoy'a, który celował w nas różdżką. Na szczęście z pomocą przybył Syriusz. Staliśmy we trójkę plecami do siebie, osłaniając się nawzajem. Black właśnie pokonał Lucjusza, gdy usłyszałam krzyk kobiety.
  -Avada Kedavra!-krzyknęła Bellatrix.
          Zaklęcie trafiło w Syriusza. Usłyszałam triumfalny krzyk czarnowłosej. Patrzyłam z przerażeniem jak mężczyzna zostaje wciągnięty w zasłonę pod starożytnym łukiem. Wezbrał we mnie gniew.   Najpierw odebrała mi rodziców, a teraz wujka. Kątem oka zobaczyłam jak profesor Lupin powstrzymuje Harry'ego przed rzuceniem się za ojcem chrzestnym. Ale mną nikt się nie przejmował. Bez ani chwili zastanowienia rzuciłam się w pogoń za Lestrange.
  -Zabiłam Syriusza Black'a! Zabiłam Syriusza Black'a!-śpiewała.
  -Expelliarmus!-krzyknęłam celując w nią różdżką, choć po głowie cały czas chodziło mi zaklęcie Cruciatus.
  -Musisz naprawdę tego chcieć Nel.-rozległ się głos w mojej głowie.-Ona go zabiła. Ich też zabiła. Zasługuje na karę. Znasz zaklęcie Nel. Rzuć je!-usłyszałam już naprawdę.
          Obróciłam się. Za mną stał Voldemort. Prawdziwy. Chciałam rzucić w niego zaklęciem, ale wytrącił mi różdżkę z ręki.
  -Taka słaba.-mówił dalej.
  -To głupota przychodzić tu dzisiejszej nocy Tom.-powiedział Dumbledore wychodząc z kominka.-Aurorzy są już w drodze.
  -Zanim przyjdą mnie już nie będzie. A ty... będziesz martwy.-powiedział jadowitym głosem.
            Albus odepchnął mnie na bok, a sam zaczął pojedynek z Voldemortem. Po dłuższej chwili Dumbledore zamknął przeciwnika w kuli wody lecz gdy ją zniszczył jego już tam nie było.
          I wtedy moja blizna wybuchła bólem i wtedy pomyślałam, że Voldemort nie żyje-to był ból nie do wyobrażenia, ból przekraczający wytrzymałość...
          Zniknęłam z sali, zamknięta w skrętach stworzenia o czerwonych oczach, z którym byłam tak ściśle zespolona, że nie wiedziałam gdzie kończy się moje własne ciało, a zaczyna potwora-byliśmy złączeni ze sobą, związani bólem i nie było od tego ucieczki.
          Kiedy stwór się odezwał, zrobiłam to samo ustami:
  -Zabij mnie teraz, Dumbledore...
          Oślepiona i konająca, każdą częścią ciała błagająca o ulgę czułam, że Voldemort wykorzystuje mnie znowu:
  -Jeżeli śmierć jest niczym, Dumbledore, zabij dziewczynę...
          Niech ten ból się skończy.-myślałam.-Niech on nas zabije... zakończ to, Dumbledore... śmierć jest niczym w porównaniu z tym... I znowu zobaczę bliskich...
          Wtedy ból się zmniejszył, a ja leżąc na boku wciąż czułam go w sobie.
          Wszedł do mojego umysłu. Pokazywał mi wspomnienia zniekształcając je.
  -Taka słaba, taka... delikatna.-mówił.
  -Nel...-usłyszałam cichy głos dyrektora klękającego za barierą.-Rzecz nie jest w tym jaka jesteś, lecz jaka nie jesteś.
          Zobaczyłam moich przyjaciół wbiegających do pomieszczenia i zaczęłam walczyć. Wypychałam go z moich wspomnień. Zaczęłam do niego mówić, już swoim głosem:
  -To ty jesteś słaby... I nigdy się nie dowiesz co to miłość... albo przyjaźń. I wiesz, wiesz, że nawet mi ciebie szkoda.
          Wygoniłam go ze swojego umysły na dobre, jednak przez towarzyszący temu ból powoli zamykałam oczy.
  -Jesteś głupia, Nel Potter. I mówię ci, że stracisz wszystko.-powiedział stojąc nade mną i zniknął. Zamknęłam oczy.

Notka od autorki:
Przepraszam, że rozdział wstawiam dopiero dzisiaj, ale byłam na między narodowym turnieju tanecznym i dopiero wróciłam. Mama nadzieję, że wam się spodoba.