* * *
W końcu nadszedł 1 września. Już mieliśmy wejść do pociągu kiedy Harry odciągnął mnie na bok.
-Nie możesz spotykać się z Malfoy'em.-powiedział.
-Co?
-Jego ojciec jest śmierciożercą. Widziałem go, wtedy na cmentarzu. Malfoy też na pewno nim jest.
-Żartujesz sobie? Wiem, że go nie lubisz, a wręcz nienawidzisz, ale przecież już było lepiej.
-Nel...-zaczął ale mu przerwałam.
-Nie będę o tym z tobą rozmawiała.-rzuciłam tylko i weszłam do pociągu.
Ruszyłam w stronę wagonu ślizgonów. Usiadłam obok Dracona i powiedziałam do niego:
-Będziemy musieli porozmawiać.
Długo siedzieliśmy opowiadając o wakacjach. Sielankę przerwał nam Dean mówiąc, że ja i Draco mamy iść do przedziału profesor McGonagall.
-O co może chodzić?-spytałam towarzysza idąc korytarzem.
-Nie mam zielonego pojęcia.-odpowiedział.
Kiedy weszliśmy do wagonu nauczycielki w środku czekało już na nas sześciu innych uczniów.
-Siadajcie.-powiedziała czarownica wskazując na kanapę.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Oprócz nas siedzieli tu jeszcze Hermiona z Ronem, Mandy i Ben z Hufflepuf'u oraz Peter i Staysy [czyt. Stejsi] z Ravenclaw'u.
-Skoro są już wszyscy.-kontynuowała McGonagall.-Jak wiecie co roku wybierani są prefekci domów. Po dwie osoby z każdego. Dzisiaj oficjalnie zostaliście prefektami waszych domów z piątego roku. Gratuluję. Ale do rzeczy. Zostaliście wybrani dwójkami. Każdej parze zostało przydzielone osobne dormitorium z łazienką, salonem oraz dwoma sypialniami. W Hogwarcie przedstawię wam wasze zadania. Tyle na teraz. Przebierzcie się w szaty. Zaraz będziemy na miejscu.
Ruszyliśmy w stronę przedziału z naszymi bagażami. Przebraliśmy się w szaty i już miałam opuścić pomieszczenie kiedy Draco złapał mnie w talii i obrócił przodem do siebie.
-Wspólne dormitorium hmm. Tylko na to czekałem.-powiedział szarmancko i mnie pocałował.
-Nie ciesz się tak.-rzuciłam.-Drzwi od sypialni można zamknąć na klucz.
-Znam zaklęcia otwierające.
-A ja obronne. No i może trochę niewybaczalne po tej lekcji z udawanym Moody'm.
-Wygrałaś.-powiedział unosząc ręce w geście obronnym.
-Chodź.-chwyciłam go za rękę.-Jestem głodna. Mój żołądek już trawi sam siebie.
-Dobrze.-powiedział pakując nasze zmniejszone bagaże do kieszeni.
Po raz kolejny spróbowałam wyjść i po raz kolejny mi się to nie udało. Chłopak przerzucił mnie przez ramię i wyszedł z pociągu.
-Draco! Jak mnie nie puścisz to...
-To co?
-To spytam się Pansy czy nie chce zamienić się ze mną pokojami.-powiedziałam z chytrym uśmieszkiem.
Ślizgon odstawił mnie na ziemię mówiąc:
-Za drakusiowałaby mnie na śmierć. Nawet Avada byłaby lepsza.
-A teraz serio chodźmy już bo nie chcę się spóźnić.
Blondyn złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę powozów. Właśnie podjechał nasz powóz. Nie jeździł jednak sam, jak to opowiadali bliźniacy. Przede mną stało czarne, kościste, skrzydlate stworzenie przypominające konia.
-Co to za zwierzę?-spytałam Hermionę stojącą obok.
-Jakie zwierzę?
-Te co ciągnie powóz.-powiedział Harry.
-Niczego tu nie ma.-odparł Draco.-One jeżdżą same.
-Nie zwariowaliście.-odrzekł głos wydobywający się z wnętrza pojazdu.
Siedziała tam blondynka. Kojarzyłam ją z widzenia. To była Luna Lovegood z Ravenclaw'u.
-Też je widzę.-powiedziała opuszczając gazetę, którą właśnie czytała.
-Dlaczego oni ich nie widzą?-spytałam.
-Testrale widzą tylko osoby, które widziały czyjąś śmierć.-powiedziała.
Po tym jak pojazd ruszył już nikt się nie odzywał.
-Nie waszymi. Wolałabym żebyście użyli moich, specjalnych. Chciałabym abyście napisali "Nie będę opowiadać kłamstw".
-Wspólne dormitorium hmm. Tylko na to czekałem.-powiedział szarmancko i mnie pocałował.
-Nie ciesz się tak.-rzuciłam.-Drzwi od sypialni można zamknąć na klucz.
-Znam zaklęcia otwierające.
-A ja obronne. No i może trochę niewybaczalne po tej lekcji z udawanym Moody'm.
-Wygrałaś.-powiedział unosząc ręce w geście obronnym.
-Chodź.-chwyciłam go za rękę.-Jestem głodna. Mój żołądek już trawi sam siebie.
-Dobrze.-powiedział pakując nasze zmniejszone bagaże do kieszeni.
Po raz kolejny spróbowałam wyjść i po raz kolejny mi się to nie udało. Chłopak przerzucił mnie przez ramię i wyszedł z pociągu.
-Draco! Jak mnie nie puścisz to...
-To co?
-To spytam się Pansy czy nie chce zamienić się ze mną pokojami.-powiedziałam z chytrym uśmieszkiem.
Ślizgon odstawił mnie na ziemię mówiąc:
-Za drakusiowałaby mnie na śmierć. Nawet Avada byłaby lepsza.
-A teraz serio chodźmy już bo nie chcę się spóźnić.
Blondyn złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę powozów. Właśnie podjechał nasz powóz. Nie jeździł jednak sam, jak to opowiadali bliźniacy. Przede mną stało czarne, kościste, skrzydlate stworzenie przypominające konia.
-Co to za zwierzę?-spytałam Hermionę stojącą obok.
-Jakie zwierzę?
-Te co ciągnie powóz.-powiedział Harry.
-Niczego tu nie ma.-odparł Draco.-One jeżdżą same.
-Nie zwariowaliście.-odrzekł głos wydobywający się z wnętrza pojazdu.
Siedziała tam blondynka. Kojarzyłam ją z widzenia. To była Luna Lovegood z Ravenclaw'u.
-Też je widzę.-powiedziała opuszczając gazetę, którą właśnie czytała.
-Dlaczego oni ich nie widzą?-spytałam.
-Testrale widzą tylko osoby, które widziały czyjąś śmierć.-powiedziała.
Po tym jak pojazd ruszył już nikt się nie odzywał.
* * *
[Włączcie piosenkę]
Obraz Merlina otworzył nam przejście. Wraz z Draconem przeszliśmy przez korytarz i wkroczyliśmy do dormitorium. Szczęka mi opadła. Przed nami rozciągał się ogromny salon z kominkiem, kanapą, fotelami i stołem.
-Jest tak duży jak mój dawny pokój razy cztery.(mój pokój w domu rodziców był naprawdę wielki).
-Eee tam, mój salon jest trochę większy.-wtrącił Draco.
Nic nie odpowiadając ruszyłam na zwiedzanie innych pomieszczeń. Na koniec weszłam do jednej z sypialni. Stało tam duże, podwójne łóżko z baldachimem, biurko, komoda i szafa. Położyłam kufer na podłodze, powiększyłam go i przeszłam do salonu.
Usiadłam na kanapie obok Dracona. Położyłam głowę na jego ramieniu i wpatrywałam się w ogień.
-Co chciałaś mi powiedzieć?-spytał chłopak.
-Chciałam ci powiedzieć, żebyś nie zwracał uwagi na obelgi Harry'ego. Widział twojego ojca na cmentarzu razem z Voldemortem i uważa, że ty też jesteś śmierciożercą.-zaśmiałam się pod nosem.-Czasami ma za bardzo wybujałą wyobraźnię.
Myślałam, że chłopak zaśmieje się razem ze mną jednak wyczułam tylko jak jego mięśnie się napinają. Odsunęłam się od niego i spytałam:
-Coś się stało?
-Wszystko w porządku.-odpowiedział wstając i kierując się w stronę swojej sypialni.
-Przecież widzę.-odrzekłam podchodząc do niego.-Pamiętaj, możesz powiedzieć mi o wszyskim.
-Tego nie mogę ci powiedzieć.
-Draco.-próbowałam dalej.-Nie musisz przejmować się Harrym, czasami gada bzdury i...
-Dość!-krzyknął odwracając się przodem do mnie i podnosząc lewy rękaw garnituru. Na jego lewym przedramieniu widniał Mroczny Znak.-Twój brat miał rację! Jestem śmierciożercą!
Wyciągnęłam rękę żeby dotknąć jego dłoni, ale zabrał ją i wszedł do pokoju zatrzaskując mi drzwi przed nosem.
usiadłam na podłodze opierając się plecami o drzwi. Słyszałam jak chłopak robi to samo z drugiej strony. Wcale nie liczyło się, że mój ukochany jest śmierciożercą. Chciałabym być przy nim, wspierać go. Zawsze. Nie ważne jak strasznego czynu by się dopuścił. Razem z tymi uczuciami kłębiło mi się w głowie mnóstwo pytań.
-Kiedy?-spytałam.
-W wakacje. Ojciec planował to od dawna.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś?
-Nie chciałem cię martwić.-zrobił długą przerwę.-Pewnie teraz mnie nienawidzisz. zrozumiem jeśli... jeśli nie będziesz chciała się do mnie odzywać i...-nie mógł wydusić ani słowa.-Jeśli będziesz chciała ze mną zerwać.
Nic nie odpowiedziałam tylko wstałam i otworzyłam drzwi. Chłopak musiał wcześniej usiąść gdzie indziej, bo zrobiłam to bez większych trudności. Miałam rację. Siedział na łóżku z łokciami opartymi na kolanach i głową opartą na dłoniach. Usiadłam obok i chwyciłam jego lewą rękę.
-Chciałeś tego?-spytałam przejeżdżając palcem wzdłuż znaku.
-A jak myślisz? To wola mojego ojca, nie moja.
-Dlaczego się zgodziłeś?
-Myślisz, że miałem wybór-podniósł głos gwałtownie zabierając rękę.-Twoi rodzice nie są tacy jak moi!
Te słowa trafiły w mój słaby punkt. Blondyn po chwili zrozumiał sens swoich słów i powiedział:
-Przepraszam. Chodziło mi o to, że oni nigdy nie kazaliby ci stanąć po stronie Czarnego Pana, a mój ojciec zagroził, że jeżeli się nie zgodzę i przed nim nie stanę to cię zabije.
-Wracając do twojego pytania.-zaczęłam.-Mógłbyś być nawet Voldemortem, a i tak bym cię kochała. Pomimo, że jesteś śmierciożercą zawsze będę cię kochać i nigdy cię nie opuszczę. Obiecuję.-powiedziałam i przytuliłam go.
-Tez cię kocham i nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić.-powiedział.
* * *
Nadeszła pierwsza lekcja Obrony Przed Czarną Magią z tą różową landryną. Po naszej rozmowie Draco odzyskał typową dla siebie pewność siebie.(od aut. wiem, że jest siebie i siebie ale tak mi najlepiej pasowało). Rozmawialiśmy o zbliżających się sumach, jednak musieliśmy przerwać pogawędkę kiedy do sali weszła nasza nowa nauczycielka.
-Dzień dobry dzieci.-powiedziała rozdając nam nowe podręczniki.-Dotychczas lekcje tego przedmiotu były prowadzone bardzo chaotycznie. Zapewne ucieszycie się, że zrealizujemy starannie opracowany przez Ministerstwo łatwy i przyjemy program Obrony Przed Czarną Magią.
-A tutaj jest coś o użyciu zaklęć obronnych?-spytała Miona.
-O użyciu zaklęć?-Umbridge zaśmiała się sztucznie.-Nie wyobrażam sobie po co używać zaklęć na moich zajęciach.
-Żadnej magii nie będzie?-wtrącił Ron.
-Będziecie się uczyć o obronnych zaklęciach w całkowicie bezpieczny sposób.
-Ale co nam to da?-spytał Harry.-Jeśli ktoś nas zaatakuje nie będziemy umieli się bronić.
-Uczniowie mają podnosić rękę na moich zajęciach. Według wskazań ministerstwa, wiedza teoretyczna wystarczy wam aby zdać egzaminy.
-A jak wiedza teoretyczna ma nas przygotować do życia poza szkołą?-spytałam.
-Poza szkołą nic wam nie grozi. Kto twoim zdaniem miałby atakować takie dzieciaczki jak wy?
-Hmm. No nie wiem. Może Lord Voldemort.-prawie krzyknęłam.
-Może postawmy sprawę jasno. Ktoś chce wam wmówić, że rzeczony czarnoksiężnik powrócił, ale to jest nie prawda.
-Wcale nie, walczyłem z nim, widziałem go!-mówił Harry.
-Oboje go widzieliśmy!
-Szlaban, państwo Potter!
-Więc według pani Cedrik Diggory zmarł na własne życzenie!?-krzyczał wybraniec.
-Cedrik Diggory zmarł na skutek nieszczęśliwego wypadku.-landryna siliła się na opanowany ton.
-Nieprawda! Voldemort go zabił!-krzyknęłam.-Przecież pani to wie!
-Dosyć! Przyjdą państwo do mnie, państwo Potter po zajęciach.-powiedziała śmiejąc się.
* * *
Weszliśmy do różowego gabinetu. Na ścianach wisiało chyba z milion talerzy z wizerunkami kotów. Umbridge upiła łyk herbaty po czym powiedziała:
-Dobry wieczór. Proszę, siadajcie. Odrobinę sobie dzisiaj popiszemy.
Już wyciągaliśmy swoje pióra kiedy dodała:
-Nie waszymi. Wolałabym żebyście użyli moich, specjalnych. Chciałabym abyście napisali "Nie będę opowiadać kłamstw".
-A ile razy?-spytaliśmy równocześnie.
-To zależy jak szybko to przesłanie dobrze wsiąknie.
-Nie da nam pani atramentu?-spytałam.
-Nie będzie wam potrzebny. Zaczynajcie.
Przyłożyłam wierzchołek pióra do pergaminu i napisałam polecone zdanie. Syknęłam z bólu. Na pergaminie pojawiły się słowa napisane czymś co wyglądało jak lśniący, czerwony atrament. W tym samym momencie słowa pojawiły się na zewnętrznej stronie mojej dłoni. Wyglądały jakby ktoś wyciął je nożem. Spojrzeliśmy po sobie z Harry'm po czym pisaliśmy dalej.
Głupia landryna 😠
OdpowiedzUsuń