sobota, 14 maja 2016

Rozdział 21

          Wraz z młodymi Weasley'ami, Harrym i Hermioną przekroczyliśmy próg domu na Grimmauld Place 12. Na spotkanie wyszła nam pani Weasley, która wraz ze swoim mężem przybyła tu na zebranie członków Zakonu Feniksa. Zdziwiło mnie, że większość mebli posiada zdobienia w kształcie węży. Po godzinie bezczynnego siedzenia pani Weasley wreszcie zawołała nas na kolację. Spotkaliśmy tam Syriusza. Podeszłam do niego i przytuliłam go. Podczas kolacji Moody pokazał nam gazetę, w której było pełno okropnych artykułów o Harry'm i Dumbledorze.
* * *
          W końcu nadszedł 1 września. Już mieliśmy wejść do pociągu kiedy Harry odciągnął mnie na bok.
  -Nie możesz spotykać się z Malfoy'em.-powiedział.
  -Co?
  -Jego ojciec jest śmierciożercą. Widziałem go, wtedy na cmentarzu. Malfoy też na pewno nim jest.
  -Żartujesz sobie? Wiem, że go nie lubisz, a wręcz nienawidzisz, ale przecież już było lepiej.
  -Nel...-zaczął ale mu przerwałam.
  -Nie będę o tym z tobą  rozmawiała.-rzuciłam tylko i weszłam do pociągu.
           Ruszyłam w stronę wagonu ślizgonów. Usiadłam obok Dracona i powiedziałam do niego:
  -Będziemy musieli porozmawiać.
          Długo siedzieliśmy opowiadając o wakacjach. Sielankę przerwał nam Dean mówiąc, że ja i Draco mamy iść do przedziału profesor McGonagall.
  -O co może chodzić?-spytałam towarzysza idąc korytarzem.
  -Nie mam zielonego pojęcia.-odpowiedział.
          Kiedy weszliśmy do wagonu nauczycielki w środku czekało już na nas sześciu innych uczniów.
  -Siadajcie.-powiedziała czarownica wskazując na kanapę.
            Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Oprócz nas siedzieli tu jeszcze Hermiona z Ronem, Mandy i Ben z Hufflepuf'u oraz Peter i Staysy [czyt. Stejsi] z Ravenclaw'u.
  -Skoro są już wszyscy.-kontynuowała McGonagall.-Jak wiecie co roku wybierani są prefekci domów. Po dwie osoby z każdego. Dzisiaj oficjalnie zostaliście prefektami waszych domów z piątego roku. Gratuluję. Ale do rzeczy. Zostaliście wybrani dwójkami. Każdej parze zostało przydzielone osobne dormitorium z łazienką, salonem oraz dwoma sypialniami. W Hogwarcie przedstawię wam wasze zadania. Tyle na teraz. Przebierzcie się w szaty. Zaraz będziemy na miejscu.
           Ruszyliśmy w stronę przedziału z naszymi bagażami. Przebraliśmy się w szaty i już miałam opuścić pomieszczenie kiedy Draco złapał mnie w talii i obrócił przodem do siebie.
  -Wspólne dormitorium hmm. Tylko na to czekałem.-powiedział szarmancko i mnie pocałował.
  -Nie ciesz się tak.-rzuciłam.-Drzwi od sypialni można zamknąć na klucz.
  -Znam zaklęcia otwierające.
  -A ja obronne. No i może trochę niewybaczalne  po tej lekcji z udawanym Moody'm.
 -Wygrałaś.-powiedział unosząc ręce w geście obronnym.
  -Chodź.-chwyciłam go za rękę.-Jestem głodna. Mój żołądek już trawi sam siebie.
  -Dobrze.-powiedział pakując nasze zmniejszone bagaże do kieszeni.
        Po raz kolejny spróbowałam wyjść i po raz kolejny mi się to nie udało. Chłopak przerzucił mnie przez ramię i wyszedł z pociągu.
  -Draco! Jak mnie nie puścisz to...
  -To co?
  -To spytam się Pansy czy nie chce zamienić się ze mną pokojami.-powiedziałam z chytrym uśmieszkiem.
          Ślizgon odstawił mnie na ziemię mówiąc:
  -Za drakusiowałaby mnie na śmierć. Nawet Avada byłaby lepsza.
  -A teraz serio chodźmy już bo nie chcę się spóźnić.
          Blondyn złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę powozów. Właśnie podjechał nasz powóz. Nie jeździł jednak sam, jak to opowiadali bliźniacy. Przede mną stało czarne, kościste, skrzydlate stworzenie przypominające konia.
  -Co to za zwierzę?-spytałam Hermionę stojącą obok.
  -Jakie zwierzę?
  -Te co ciągnie powóz.-powiedział Harry.
  -Niczego tu nie ma.-odparł Draco.-One jeżdżą same.
  -Nie zwariowaliście.-odrzekł głos wydobywający się z wnętrza pojazdu.
          Siedziała tam blondynka. Kojarzyłam ją  z widzenia. To była Luna Lovegood z Ravenclaw'u.
  -Też je widzę.-powiedziała opuszczając gazetę, którą właśnie czytała.
  -Dlaczego oni ich nie widzą?-spytałam.
  -Testrale widzą tylko osoby, które widziały czyjąś śmierć.-powiedziała.
           Po tym jak pojazd ruszył już nikt się nie odzywał.
* * *
[Włączcie piosenkę]
          Obraz Merlina otworzył nam przejście. Wraz z Draconem przeszliśmy przez korytarz i wkroczyliśmy do dormitorium. Szczęka mi opadła. Przed nami rozciągał się ogromny salon z kominkiem, kanapą, fotelami i stołem.
  -Jest tak duży jak mój dawny pokój razy cztery.(mój pokój w domu rodziców był naprawdę wielki).
  -Eee tam, mój salon jest trochę większy.-wtrącił Draco. 
          Nic nie odpowiadając ruszyłam na zwiedzanie innych pomieszczeń. Na koniec weszłam do jednej z sypialni. Stało tam duże, podwójne łóżko z baldachimem, biurko, komoda i szafa. Położyłam kufer na podłodze, powiększyłam go i przeszłam do salonu.
          Usiadłam na kanapie obok Dracona. Położyłam głowę na jego ramieniu i wpatrywałam się w ogień.
  -Co chciałaś mi powiedzieć?-spytał chłopak.
  -Chciałam ci powiedzieć, żebyś nie zwracał uwagi na obelgi Harry'ego. Widział twojego ojca na cmentarzu razem z Voldemortem i uważa, że ty też jesteś śmierciożercą.-zaśmiałam się pod nosem.-Czasami ma za bardzo wybujałą wyobraźnię.
          Myślałam, że chłopak zaśmieje się razem ze mną jednak wyczułam tylko jak jego mięśnie się napinają. Odsunęłam się od niego i spytałam:
  -Coś się stało? 
  -Wszystko w porządku.-odpowiedział  wstając i kierując się w stronę swojej sypialni.
  -Przecież widzę.-odrzekłam podchodząc do niego.-Pamiętaj, możesz powiedzieć mi o wszyskim.
  -Tego nie mogę ci powiedzieć.
  -Draco.-próbowałam dalej.-Nie musisz przejmować się Harrym, czasami gada bzdury i...
  -Dość!-krzyknął odwracając się przodem do mnie i podnosząc lewy rękaw garnituru. Na jego lewym przedramieniu widniał Mroczny Znak.-Twój brat miał rację! Jestem śmierciożercą!
          Wyciągnęłam rękę żeby dotknąć jego dłoni, ale zabrał ją i wszedł do pokoju zatrzaskując mi drzwi przed nosem.
          usiadłam na podłodze opierając się plecami o drzwi. Słyszałam jak chłopak robi to samo z drugiej strony. Wcale nie liczyło się, że mój ukochany jest śmierciożercą. Chciałabym być przy nim, wspierać go. Zawsze. Nie ważne jak strasznego czynu by się dopuścił. Razem z tymi uczuciami kłębiło mi się w głowie mnóstwo pytań.
  -Kiedy?-spytałam.
  -W wakacje. Ojciec planował to od dawna.
  -Dlaczego mi nie powiedziałeś?
  -Nie chciałem cię martwić.-zrobił długą przerwę.-Pewnie teraz mnie nienawidzisz. zrozumiem jeśli... jeśli nie będziesz chciała się do mnie odzywać i...-nie mógł wydusić ani słowa.-Jeśli będziesz chciała ze mną zerwać.
          Nic nie odpowiedziałam  tylko wstałam i otworzyłam drzwi. Chłopak musiał wcześniej usiąść gdzie indziej, bo zrobiłam to bez większych trudności. Miałam rację. Siedział na łóżku z łokciami opartymi na kolanach i głową opartą na dłoniach. Usiadłam obok i chwyciłam jego lewą rękę.
  -Chciałeś tego?-spytałam przejeżdżając palcem wzdłuż znaku.
  -A jak myślisz? To wola mojego ojca, nie moja.
  -Dlaczego się zgodziłeś?
  -Myślisz, że miałem wybór-podniósł głos gwałtownie zabierając rękę.-Twoi rodzice nie są tacy jak moi!
          Te słowa trafiły w mój słaby punkt. Blondyn po chwili zrozumiał sens swoich słów i powiedział:
  -Przepraszam. Chodziło mi o to, że oni nigdy nie kazaliby ci stanąć po stronie Czarnego Pana, a mój ojciec zagroził, że jeżeli się nie zgodzę i przed nim nie stanę to cię zabije.
  -Wracając do twojego pytania.-zaczęłam.-Mógłbyś być nawet Voldemortem, a i tak bym cię kochała. Pomimo, że jesteś śmierciożercą zawsze będę cię kochać i nigdy cię nie opuszczę. Obiecuję.-powiedziałam i przytuliłam go.
  -Tez cię kocham i nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić.-powiedział.
* * *
           Nadeszła pierwsza lekcja Obrony Przed Czarną Magią z tą różową landryną. Po naszej rozmowie Draco odzyskał typową dla siebie pewność siebie.(od aut. wiem, że jest siebie i siebie ale tak mi najlepiej pasowało). Rozmawialiśmy o zbliżających się sumach, jednak musieliśmy przerwać pogawędkę kiedy do sali weszła nasza nowa nauczycielka.
  -Dzień dobry dzieci.-powiedziała rozdając nam nowe podręczniki.-Dotychczas lekcje tego przedmiotu były prowadzone bardzo chaotycznie. Zapewne ucieszycie się, że zrealizujemy starannie opracowany przez Ministerstwo łatwy i przyjemy program Obrony Przed Czarną Magią.
  -A tutaj jest coś o użyciu zaklęć obronnych?-spytała Miona.
  -O użyciu zaklęć?-Umbridge zaśmiała się sztucznie.-Nie wyobrażam sobie po co używać zaklęć na moich zajęciach.
  -Żadnej magii nie będzie?-wtrącił Ron.
  -Będziecie się uczyć o obronnych  zaklęciach w całkowicie bezpieczny sposób.
  -Ale co nam to da?-spytał Harry.-Jeśli ktoś nas zaatakuje nie będziemy umieli się bronić.
  -Uczniowie mają podnosić rękę na moich zajęciach. Według wskazań ministerstwa, wiedza teoretyczna  wystarczy wam aby zdać egzaminy.
  -A jak wiedza teoretyczna ma nas przygotować do życia poza szkołą?-spytałam.
  -Poza szkołą nic wam nie grozi. Kto twoim zdaniem miałby atakować takie dzieciaczki jak wy?
  -Hmm. No nie wiem. Może Lord Voldemort.-prawie krzyknęłam.
  -Może postawmy sprawę jasno. Ktoś chce wam wmówić, że rzeczony czarnoksiężnik powrócił, ale to jest nie prawda.
  -Wcale nie, walczyłem z nim, widziałem go!-mówił Harry.
  -Oboje go widzieliśmy!
  -Szlaban, państwo Potter!
  -Więc według pani Cedrik Diggory zmarł na własne życzenie!?-krzyczał wybraniec.
  -Cedrik Diggory zmarł na skutek nieszczęśliwego wypadku.-landryna siliła się na opanowany ton.
  -Nieprawda! Voldemort go zabił!-krzyknęłam.-Przecież pani to wie!
  -Dosyć! Przyjdą państwo do mnie, państwo Potter po zajęciach.-powiedziała śmiejąc się.
* * *
                  Weszliśmy do różowego gabinetu. Na ścianach wisiało chyba z milion talerzy z wizerunkami kotów. Umbridge upiła łyk herbaty po czym powiedziała:
  -Dobry wieczór. Proszę, siadajcie. Odrobinę sobie dzisiaj popiszemy.
          Już wyciągaliśmy swoje pióra kiedy dodała:

  -Nie waszymi. Wolałabym żebyście użyli moich, specjalnych. Chciałabym abyście napisali "Nie będę opowiadać kłamstw".
  -A ile razy?-spytaliśmy równocześnie.
  -To zależy jak szybko to przesłanie dobrze wsiąknie.
  -Nie da nam pani atramentu?-spytałam.
  -Nie będzie wam potrzebny. Zaczynajcie.
         Przyłożyłam wierzchołek pióra do pergaminu i napisałam polecone zdanie. Syknęłam z bólu. Na pergaminie pojawiły się słowa napisane czymś co wyglądało jak lśniący, czerwony atrament. W tym samym momencie słowa pojawiły się na zewnętrznej stronie mojej dłoni. Wyglądały jakby ktoś wyciął je nożem. Spojrzeliśmy po sobie z Harry'm po czym pisaliśmy dalej.

1 komentarz: