sobota, 28 maja 2016

Rozdział 23

          Poczułam ulgę, że brała mnie na poważnie. Nie wahałam się natychmiast wyjść z łóżka. Zrobiłam to z małymi trudnościami po czym nałożyłam swój szlafrok w momencie, w którym McGonagall powiedziała do Rona:
  -Ty też powinieneś iść Weasley.
          Draco chwycił mnie pod ramię, gdyż jeszcze kręciło mi się w głowie i wyszliśmy na korytarz mijając milczące postacie innych prefektów.
          Czułam jakby panika wewnątrz mnie mogła w każdym momencie przelać się i wybuchnąć. Chciałam biec, krzyczeć wzywając Dumbledore'a. Pn Weasley krwawił, a my dalej szliśmy spokojnie. Co jeśli te kły (uporczywie starałam się nie myśleć "moje kły") były jadowite?
          Kiedy weszliśmy do gabinetu dyrektora ten podniósł głowę do góry i powiedział:
  -Ach, to pani profesor McGonagall... i... o ...
  -Profesorze Dumbledore, Potter miała... no cóż, koszmar senny.-powiedziała McGonagall.-Mówi...
  -To nie był koszmar senny.-wyjaśniłam szybko.
          Minerwa spojrzała na mnie marszcząc brwi.
  -Zatem opowiedz o tym dyrektorowi.
  -Ja...no, spałam.-zaczęłam i nawet w moim przerażeniu i desperackim pragnieniu, by Dumbledore mnie zrozumiał, poczułam się trochę poirytowana, ponieważ dyrektor nie patrzył na mnie tylko przyglądał się swoim skrzyżowanym palcom.-Ale to nie był zwyczajny sen... To działo się naprawdę. Ja widziałam jak to się stało...-wzięłam głęboki oddech.-Tata Rona... pan Weasley... został zaatakowany przez olbrzymiego węża.
  -Jak to zobaczyłaś?-spytał Dumbledore nadal na mnie nie patrząc.
  -No... nie wiem.-powiedziałam ze złością.-Czy to ma jakieś znaczenie? Przypuszczam, że wewnątrz mojej głowy...
  -Nie zrozumiałaś mnie. Chciałem powiedzieć... czy pamiętasz gdzie byłaś kiedy oglądałaś ten wypadek. Stałaś obok ofiary, czy raczej patrzyłaś na nią z góry?
          Przełknęłam stojącą mi w gardle gulę i powiedziałam:
  -Ja byłam wężem. Widziałam wszystko z perspektywy węża.
          Nikt się nie odezwał. Ciszę przerwał Dumbledore.
  -Czy Artur jest poważnie ranny?
  -Tak.-odpowiedziałam stanowczo.
          Dlaczego oni wszyscy tak wolno to pojmują.-pomyślałam.-Czy nie zdawali sobie sprawy z tego, jak bardzo krwawi osoba przeszyta tak długimi kłami? I dlaczego Dumbledore nawet nie raczy na mnie spojrzeć?
  -Profesor McGonagall...-zaczął Dumbledore.-Proszę przyprowadzić tu pozostałe dzieci Weasley'ów.
           Czarownica wręcz wybiegła z gabinetu, a ten nie zwracając na nas uwagi zaczął wydawać polecenia portretom.
          Czułam jak wzrasta we mnie złość. Po około do gabinetu weszła trójka rudzielców i Harry. W ich oczach można było dostrzec przerażenie i zmartwienie. Wszyscy patrzyli w moją stronę, a ja spuszczałam wzrok w podłogę ciągle opierając się o Draco.
  -Znaleźli go.-powiedział jeden z portretów.-Przewożą go do Świętego Munga.
   -Dobrze. Świstoklik zaraz zabierze tam jego dzieci.
          Wtedy nie wytrzymałam. Cała skumulowana we mnie złość wypłynęła.
  -Sójrz na mnie!-krzyknęłam do Dumbledore'a i ten w końcu się na mnie spojrzał.-Co się ze mną dzieje?!
  -Wzywał mnie pan?-spytał spokojny głos.
          Odwróciłam się i zobaczyłam Snape'a.
  -O Severusie.-powiedział Albus.-Nie możemy dłużej czekać.
          Nie zdążyłam nic powiedzieć bo Snape wyrwał mnie z uścisku Dracona i wyprowadził z gabinetu.
          Ruszyliśmy w stronę jego gabinetu. Kiedy do niego weszliśmy, posadził mnie na krześle i zaczął mówić:
  -Na naszych zajęciach nauczysz się oklumencji. Podejrzewamy, że między umysłem Twoim i Czarnego Pana istnieje swojego rodzaju więź. Bez odpowiedniego przygotowania będzie mógł wejść do twojego umysłu i podsyłać ci różne wizje. Przygotuj się.-nie zdążyłam nic powiedzieć bo nauczyciel wypowiedział zaklęcie.-Legilimens!
          Pokój się rozpłynął, a jego miejsce zastąpiły moje wspomnienia. Próbowałam zablokować ataki Snape'a, ale kompletnie mi to nie wychodziło. Ćwiczyliśmy przez całą noc.

          Nad ranem byłam już kompletnie wycieńczona. Nie miałam już nawet siły sprzeciwiać się atakom. W końcu profesor ogłosił koniec dzisiejszych "zajęć". Wtedy rozległo się pukanie do drzwi. Spod półprzymkniętych oczu zobaczyłam jasną czuprynę.
  -Wzywał mnie profesor?-spytał Draco.
  -Tak. Pomóż jej dojść do pokoju.-powiedział nawet na mnie nie patrząc.
          Chłopak podszedł do mnie i pomógł mi wstać.
  -Dasz radę iść?-spytał. Pokiwałam twierdząco głową jednak kiedy potknęłam się o stołek rzucił.-Chyba jednak nie.-po czym wziął mnie na ręce i zaniósł do naszego dormitorium.
  -Co z nim? Z panem Weasley'em?
  -W porządku.
  -Nie kłam.-powiedziałam, a do moich oczu napłynęły łzy.-Jest aż tak źle?
          Wziął głęboki oddech i odpowiedział:
  -Tak. Jeszcze chwilę i byłoby po nim.
          Wtedy wybuchłam głośnym płaczem.
  -Ej, nie płacz.-powiedział przytulając mnie.
  -To moja wina.
  -Wcale nie.-odsunął się ode mnie.-To ty go uratowałaś. Gdyby nie ty, znaleźliby go dopiero rano. Uratowałaś mu życie. A teraz się połóż, potrzebujesz odpoczynku.-odrzekł i odwrócił się do wyjścia.
  -Zostań ze mną, proszę.
  -Z tobą zawsze księżniczko.
          Położył się obok i chwile potem był już w objęciach Morfeusza, za to ja zasnęłam dręczona koszmarami.
* * *
            Przez kilka dni dochodziłam do siebie. Cały czas myślałam o więzi łączącej mnie z Voldemortem. Tydzień temu Hermiona wpadła na pomysł aby Harry uczył nas OPCM, bo przy Umbridge niczego się nie nauczymy. Dwa dni temu odbyło się spotkanie Pod Świńskim Łbem, a dzisiaj miało odbyć się pierwsze spotkanie.
          Weszliśmy do Pokoju Życzeń. Na pierwszych zajęciach zajmowaliśmy się zaklęciami oszałamiającymi typu "Drętwota". Opanowałam je do perfekcji. Po nocnym patrolu nauczyłam wszystkiego Draco. Tak mijały wszystkie spotkania GD, Harry był wspaniałym nauczycielem. Nie to co ta różowa landryna, która cały czas katowała nas teorią.
          W końcu nadszedł jednak czas odpoczynku. Na święta pojechaliśmy do rodzinnego domu Black'ów. Okazało się, że Weasley'owie także spędzą tu gwiazdkę, a pan Weasley został już wypuszczony ze szpitala.
          Nadszedł poranek bożonarodzeniowy. Jak zwykle wstałam ostatnia.  Szybko ubrałam białą sukienkę, uczesałam warkocza, umyłam zęby i twarz i zbiegłam na dół. Tak jak myślałam, wszyscy czekali tylko na mnie. Wkroczyłam do jadalni i zasiedliśmy do posiłku.
          Na kolacji otwieraliśmy prezenty. Zastanawiałam się nad wysłaniem prezentu Draconowi, ale uznałam, że to zbyt niebezpieczne i dam mu go w szkole. Od pani Weasley dostałam nowy sweter, od bliźniaków pełno słodyczy, od Ginny i Miony bransoletkę przyjaźni( miałyśmy takie we trzy, choć na moim nadgarstku będzie to druga, gdyż pierwszą mam z Amy), a od Harry'ego nową książkę. Niespodziewanie, podczas posiłku pan Weasley podniósł swój kieliszek do góry w geście toastu.
  -Za panią Nel Potter, bez której nie byłoby mnie tutaj.-zmusiłam się do lekkiego uśmiechu choć na samo wspomnienie tego snu przed oczami stawał mi obraz kłów wbijających się w ciało pana Weasley'a.-Za Nel.-dokończył.
  -Za Nel.-zawtórowali mu wszycy wraz z Syriuszem, który przed chwilą wkroczył do pokoju.
  -Po kolacji rozmawiałam z Syriuszem. opowiedział mi też trochę o swojej rodzinie.
  -Jesteś taka podobna do rodziców.-powiedział.
  -Nie jestem pewna. Ja się bardzo zmieniłam, wiesz. Gdy widziałam atak na pana Weasley'a nie byłam tylko obserwatorem.-wzięłam głęboki oddech.-Ja byłam wężem. A potem w gabinecie była taka chwila kiedy...-mówiłam szybko.-kiedy chciałam go... Właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że istnieje jakaś więź pomiędzy mną, a Voldemortem. Ostatnio jestem taka wściekła, taka zła... ja... boję się, że po tym co przeszłam coś się we mnie załamie, że stanę się taka jak on.
  -Chcę, żebyś mnie uważnie posłuchała Nel. Nie jesteś wcale złym człowiekiem. Jesteś dobrym człowiekiem, któremu przydarzyło się wiele złych rzeczy. Rozumiesz? Poza tym...-mówił dalej.-Świat wcale nie dzieli się na dobrych ludzi i śmierciożerców. Bo każdy ma w sobie tyle samo dobra co zła, to od nas zależy, którą drogą pójdziemy. Taka jest nasza natura, a gdy wszystko się skończy, będziemy wreszcie rodziną. Ja, ty i Harry. Zobaczysz.-odrzekła przytulając mnie.
* * *
          Po powrocie do Hogwartu wręczyłam Draco gwiazdkowy prezent.  Powiedział, że dobrze zrobiłam nie wysyłając go, gdyż Czarny Pan urządził sobie siedzibę w Malfoy Manor, a nie chciałby żeby coś mi się stało. powróciliśmy także do spotkań GD.
          Na dzisiejszej lekcji uczyliśmy się wyczarowywać patronusa. Harry pęczniał z dumy, gdy udało mi się to za pierwszym razem. mój patronus przybrał postać feniksa.
          Podczas kolejnego spotkania zostaliśmy zdradzeni. Cho powiedziała o naszych spotkaniach Umbridge. Landryna rozwaliła ścianę zaklęciem i już po chwili staliśmy przed Brygadą Inkwizycyjną z Umbridge i Filch'em na czele. Wśród moich przyjaciół rozległy się szepty kiedy pośród nich zobaczyli Dracona.
  -To ja go do tego namówiłam.-powiedziałam kiedy wracaliśmy z kary u Umbridge, która po sprawie z Gwardią Dumbledore'a i ucieczką dyrektora została mianowana dyrektorem Hogwartu więc mogła się na nas wyżywać bez skrupułów.
 
         

niedziela, 22 maja 2016

Rozdział 22

          Wróciliśmy właśnie z nocnego patrolu. Już miałam wchodzić do łazienki kiedy Draco złapał mnie w talli, obrócił przodem do siebie i lekko pocałował.
  -Draco, jutro jako pierwsze mamy eliksiry, wiesz, że Snape daje mi zadania do siódmej klasy lub wyżej i nie chciałabym się spóźnić.-powiedziałam, ale chłopak nie posłuchał.
          Pocałował mnie powoli przesuwając palcem po moim ramieniu powoli schodząc do dłoni i niestety zatrzymując się na zgrubieniu.
  -Co to jest?-spytał przerywając miłą chwilę i oglądając blizny układające się w słowa: "Nie będę opowiadać kłamstw."-Musisz komuś powiedzieć.
  -Nie. Nie chce jej dawać satysfakcji.-powiedziałam i weszłam do łazienki.
          Wychodząc dałam chłopakowi buziaka w policzek i ruszyłam do sypialni.
          Około dwadzieścia minut później do mojego pokoju wszedł Draco. Był w samych spodniach od piżamy przez co, w nikłym świetle lampki nocnej widziałam jego doskonale wyrzeźbione mięśnie. Jego mokre włosy opadały mu na twarz. Jak na piętnastolatka był bardzo przystojny.
          Obróciłam się na bok udając, że śpię, ale on nie dał się nabrać. Położył się obok i zaczął jeździć palcami po moich plecach. Zawsze mnie to usypiało.
  -Zauważyłaś podobieństwo?-spytał.
  -Czego?-zapytałam zaspanym głosem
  -Twojej blizny i Mrocznego Znaku.
  -Co?-odwróciłam się przodem do niego.
  -Spójrz.-powiedział wyciągając do przodu swoje lewe ramię. Spojrzałam najpierw na znak, a potem na moją bliznę.
  -Są w tym samym miejscu. Brakuje tylko czaszki.-podsumował ślizgon.
  -Jutro się nad tym zastanowimy.-powiedziałam ziewając.-Chodźmy już spać.
  -Dobrze.-powiedział i nakrył nas kołdrą.
          Nie zaprotestowałam, tylko wtuliłam się w chłopaka. Draco wciąż jeździł mi palcami po plecach więc zasnęłam bardzo szybko.
          Obudziłam się otwierając oczy. Leżałam przytulona do klatki piersiowej chłopaka, a on obejmował mnie w pasie. Jeszcze smacznie spał, więc nawet się nie ruszyłam. Blond włosy opadały mu na czoło i oczy tak, że ta zawsze ułożona czupryna była rozczochrana. Uśmiechnęłam się do siebie. Leżałam tak jeszcze chwilę czekając aż się obudzi. Kiedy jego powieki zaczęły się podnosić, zamknęłam oczy, udając, że nadal śpię. Ciepła dłoń odsunęła moje włosy muskając przy tym skórę. Uchyliłam powieki i zobaczyłam jak Draco nachyla się nade mną. Chłopak bardzo delikatnie musnął moje usta swoimi i już chciał się odsunąć kiedy przysunęłam go bliżej odwzajemniając pocałunek.
  -Takie pobudki mogę mieć codziennie.-powiedziałam uśmiechając się.
* * *
          Przez dwa miesiące działo się dużo rzeczy. Patrole z Draco, nauka, landrynę mianowano Wielkim Inkwizytorem Hogwartu, ciągłe kłótnie Umbridge kończące się szlabanami,  Dumbledore cały czas mnie unikał, a na dodatek cały czas śniły mi się tajemnicze drzwi. Dziś jednak widziałam coś o wiele gorszego.
          Najpierw śnił mi się uroczy spacer z Draco jednak po chwili obraz się zmienił...
          Czułam, że moje ciało jest gładkie, potężne i niezwykle giętkie. Prześlizgiwałam się w ciemności pomiędzy błyszczącymi, metalowymi kratami i po zimnych kamieniach... zsuwając się wzdłuż brzucha opadłam na podłogę... panowała ciemność,ale dostrzegałam wszystkie obiekty na około siebie, migoczące dziwnymi, wibrującymi barwami... odwróciłam głowę... na pierwszy rzut oka korytarz był pusty... ale nie... nieco dalej siedział na podłodze jakiś mężczyzna, jego podbródek opadał mu na klatkę piersiową, jego zarys błyszczał w ciemności...
          Wysunęłam język...posmakowałam unoszącego się w powietrzu zapachu tego człowieka... był żywy... ale senny... siedział na przeciwko znajdujących się na końcu korytarza drzwi... Zapragnęłam ukąsić tego człowieka... ale musiałam poskromić ten impuls.. miałam coś ważniejszego do zrobienia...
          Ale mężczyzna zaczął się poruszać... srebrna peleryna spadła mu z nóg jak tylko skoczyłam do jego stóp. Ujrzałam jego wibrujący, rozmazany zarys wznoszący się ponad mną, ujrzałam różdżkę wyciągniętą z paska... nie miałam wyboru... uniosłam się wysoko ponad podłogę i uderzyłam raz, dwa, trzy razy zanurzając kły głęboko w jego ciało, czując połamane żebra i ciepłą, tryskającą zewsząd krew...
          Mężczyzna krzyczał z bólu... potem nastała cisza... gwałtownie odleciał do tyłu, osuwając się na ścianę... krew spływała po podłodze...
          Okropnie zabolała mnie ręka... ból po prostu mnie rozsadzał.
  -Nel! Nel!
          Otworzyłam oczy. Każdy cal mojego ciała pokrywał lodowaty pot, a kołdra okręciła się wokół mnie jak kaftan bezpieczeństwa. Czułam jakby ktoś obdzierał mi rękę ze skóry.
  -Nel!
          Nade mną stał Draco wyglądający na niezwykle przestraszonego. Przy moim łóżku było jeszcze kilka innych osób jednak nie rozpoznawałam ich kształtów. Pewnie prefekci z sąsiednich dormitoriów. Chwyciłam rękoma za głowę. Ból ręki był tak mocny, że promieniował do całego ciała, a do głowy szczególnie.
  -Nel! Spokojnie!
          Musiałam im to powiedzieć, to było bardzo ważne. Wzięłam  głęboki łyk świeżego powietrza, przełykając zbierającą mi się w gardle żółć.
  -Tata Rona...-wyrzuciłam ciężko.-został zaatakowany...
  -Co?-spytał głos ewidentnie należący do rudzielca.
  -Twój tata! Został ugryziony... wszędzie była krew!
  -Idę po pomoc.-oznajmił przerażony głos i usłyszałam odgłosy stóp wybiegających z dormitorium.
  -Nel, spokojnie.-powiedział niepewnie Draco.-To tylko sen.
  -Nie!-krzyknęłam.-To nie był sen... nie jakiś tam zwykły sen... Byłam tam, widziałam to! Zrobiłam to! 
          Usłyszałam ciche szepty, a potem kolejny głos:
  -Tutaj pani profesor!
          Profesor McGonagall wbiegła pośpiesznie do dormitorium ubrana w swój szlafrok i z niedbale nałożonymi na nos okularami.
  -Co się stało?-spytała.
  -Tata Rona... został zaatakowany! Mówię serio! Widziałam to!
  -Czyli chcesz mi powiedzieć, że to wyśniłaś?
  -Nie!-odparłam wściekle.-Najpierw miałam sen o czymś zupełnie innym... i potem to coś go zakłóciło. To było naprawdę, nie wymyśliłam sobie tego... Pan Weasley spał na podłodze i został zaatakowany przez gigantycznego węża... było bardzo dużo krwi i... on stracił... stracił przytomność i... ktoś musi się dowiedzieć gdzie on teraz jest.
          Profesor McGonagall wpatrywała się we mnie uporczywie, jakby przerażona tym co widzi.
  -Ja nie kłamię! I nie oszalałam!-oznajmiłam prawie krzycząc.-Widziałam to zdarzenie!
  -Wierzę ci Potter.-powiedziała krótko.-Ubierz szlafrok. Idziemy zobaczyć się z dyrektorem.

Notka od autorki
Przepraszam, że nie wstawiłam rozdziału wczoraj, ale miałam zawody taneczne. mam nadzieję, że się wam spodoba.

czwartek, 19 maja 2016

UWAGA!!

Pracuję teraz nad opowiadaniem o losach Sileny Malfoy, córki Draco i chciałabym was prosić o pomoc w wymyśleniu tytułu. Będzie to w pewnym sensie kontynuacja tego opowiadania.
Z góry dziękuję za wszystkie pomysły!
N.M

sobota, 14 maja 2016

Rozdział 21

          Wraz z młodymi Weasley'ami, Harrym i Hermioną przekroczyliśmy próg domu na Grimmauld Place 12. Na spotkanie wyszła nam pani Weasley, która wraz ze swoim mężem przybyła tu na zebranie członków Zakonu Feniksa. Zdziwiło mnie, że większość mebli posiada zdobienia w kształcie węży. Po godzinie bezczynnego siedzenia pani Weasley wreszcie zawołała nas na kolację. Spotkaliśmy tam Syriusza. Podeszłam do niego i przytuliłam go. Podczas kolacji Moody pokazał nam gazetę, w której było pełno okropnych artykułów o Harry'm i Dumbledorze.
* * *
          W końcu nadszedł 1 września. Już mieliśmy wejść do pociągu kiedy Harry odciągnął mnie na bok.
  -Nie możesz spotykać się z Malfoy'em.-powiedział.
  -Co?
  -Jego ojciec jest śmierciożercą. Widziałem go, wtedy na cmentarzu. Malfoy też na pewno nim jest.
  -Żartujesz sobie? Wiem, że go nie lubisz, a wręcz nienawidzisz, ale przecież już było lepiej.
  -Nel...-zaczął ale mu przerwałam.
  -Nie będę o tym z tobą  rozmawiała.-rzuciłam tylko i weszłam do pociągu.
           Ruszyłam w stronę wagonu ślizgonów. Usiadłam obok Dracona i powiedziałam do niego:
  -Będziemy musieli porozmawiać.
          Długo siedzieliśmy opowiadając o wakacjach. Sielankę przerwał nam Dean mówiąc, że ja i Draco mamy iść do przedziału profesor McGonagall.
  -O co może chodzić?-spytałam towarzysza idąc korytarzem.
  -Nie mam zielonego pojęcia.-odpowiedział.
          Kiedy weszliśmy do wagonu nauczycielki w środku czekało już na nas sześciu innych uczniów.
  -Siadajcie.-powiedziała czarownica wskazując na kanapę.
            Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Oprócz nas siedzieli tu jeszcze Hermiona z Ronem, Mandy i Ben z Hufflepuf'u oraz Peter i Staysy [czyt. Stejsi] z Ravenclaw'u.
  -Skoro są już wszyscy.-kontynuowała McGonagall.-Jak wiecie co roku wybierani są prefekci domów. Po dwie osoby z każdego. Dzisiaj oficjalnie zostaliście prefektami waszych domów z piątego roku. Gratuluję. Ale do rzeczy. Zostaliście wybrani dwójkami. Każdej parze zostało przydzielone osobne dormitorium z łazienką, salonem oraz dwoma sypialniami. W Hogwarcie przedstawię wam wasze zadania. Tyle na teraz. Przebierzcie się w szaty. Zaraz będziemy na miejscu.
           Ruszyliśmy w stronę przedziału z naszymi bagażami. Przebraliśmy się w szaty i już miałam opuścić pomieszczenie kiedy Draco złapał mnie w talii i obrócił przodem do siebie.
  -Wspólne dormitorium hmm. Tylko na to czekałem.-powiedział szarmancko i mnie pocałował.
  -Nie ciesz się tak.-rzuciłam.-Drzwi od sypialni można zamknąć na klucz.
  -Znam zaklęcia otwierające.
  -A ja obronne. No i może trochę niewybaczalne  po tej lekcji z udawanym Moody'm.
 -Wygrałaś.-powiedział unosząc ręce w geście obronnym.
  -Chodź.-chwyciłam go za rękę.-Jestem głodna. Mój żołądek już trawi sam siebie.
  -Dobrze.-powiedział pakując nasze zmniejszone bagaże do kieszeni.
        Po raz kolejny spróbowałam wyjść i po raz kolejny mi się to nie udało. Chłopak przerzucił mnie przez ramię i wyszedł z pociągu.
  -Draco! Jak mnie nie puścisz to...
  -To co?
  -To spytam się Pansy czy nie chce zamienić się ze mną pokojami.-powiedziałam z chytrym uśmieszkiem.
          Ślizgon odstawił mnie na ziemię mówiąc:
  -Za drakusiowałaby mnie na śmierć. Nawet Avada byłaby lepsza.
  -A teraz serio chodźmy już bo nie chcę się spóźnić.
          Blondyn złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę powozów. Właśnie podjechał nasz powóz. Nie jeździł jednak sam, jak to opowiadali bliźniacy. Przede mną stało czarne, kościste, skrzydlate stworzenie przypominające konia.
  -Co to za zwierzę?-spytałam Hermionę stojącą obok.
  -Jakie zwierzę?
  -Te co ciągnie powóz.-powiedział Harry.
  -Niczego tu nie ma.-odparł Draco.-One jeżdżą same.
  -Nie zwariowaliście.-odrzekł głos wydobywający się z wnętrza pojazdu.
          Siedziała tam blondynka. Kojarzyłam ją  z widzenia. To była Luna Lovegood z Ravenclaw'u.
  -Też je widzę.-powiedziała opuszczając gazetę, którą właśnie czytała.
  -Dlaczego oni ich nie widzą?-spytałam.
  -Testrale widzą tylko osoby, które widziały czyjąś śmierć.-powiedziała.
           Po tym jak pojazd ruszył już nikt się nie odzywał.
* * *
[Włączcie piosenkę]
          Obraz Merlina otworzył nam przejście. Wraz z Draconem przeszliśmy przez korytarz i wkroczyliśmy do dormitorium. Szczęka mi opadła. Przed nami rozciągał się ogromny salon z kominkiem, kanapą, fotelami i stołem.
  -Jest tak duży jak mój dawny pokój razy cztery.(mój pokój w domu rodziców był naprawdę wielki).
  -Eee tam, mój salon jest trochę większy.-wtrącił Draco. 
          Nic nie odpowiadając ruszyłam na zwiedzanie innych pomieszczeń. Na koniec weszłam do jednej z sypialni. Stało tam duże, podwójne łóżko z baldachimem, biurko, komoda i szafa. Położyłam kufer na podłodze, powiększyłam go i przeszłam do salonu.
          Usiadłam na kanapie obok Dracona. Położyłam głowę na jego ramieniu i wpatrywałam się w ogień.
  -Co chciałaś mi powiedzieć?-spytał chłopak.
  -Chciałam ci powiedzieć, żebyś nie zwracał uwagi na obelgi Harry'ego. Widział twojego ojca na cmentarzu razem z Voldemortem i uważa, że ty też jesteś śmierciożercą.-zaśmiałam się pod nosem.-Czasami ma za bardzo wybujałą wyobraźnię.
          Myślałam, że chłopak zaśmieje się razem ze mną jednak wyczułam tylko jak jego mięśnie się napinają. Odsunęłam się od niego i spytałam:
  -Coś się stało? 
  -Wszystko w porządku.-odpowiedział  wstając i kierując się w stronę swojej sypialni.
  -Przecież widzę.-odrzekłam podchodząc do niego.-Pamiętaj, możesz powiedzieć mi o wszyskim.
  -Tego nie mogę ci powiedzieć.
  -Draco.-próbowałam dalej.-Nie musisz przejmować się Harrym, czasami gada bzdury i...
  -Dość!-krzyknął odwracając się przodem do mnie i podnosząc lewy rękaw garnituru. Na jego lewym przedramieniu widniał Mroczny Znak.-Twój brat miał rację! Jestem śmierciożercą!
          Wyciągnęłam rękę żeby dotknąć jego dłoni, ale zabrał ją i wszedł do pokoju zatrzaskując mi drzwi przed nosem.
          usiadłam na podłodze opierając się plecami o drzwi. Słyszałam jak chłopak robi to samo z drugiej strony. Wcale nie liczyło się, że mój ukochany jest śmierciożercą. Chciałabym być przy nim, wspierać go. Zawsze. Nie ważne jak strasznego czynu by się dopuścił. Razem z tymi uczuciami kłębiło mi się w głowie mnóstwo pytań.
  -Kiedy?-spytałam.
  -W wakacje. Ojciec planował to od dawna.
  -Dlaczego mi nie powiedziałeś?
  -Nie chciałem cię martwić.-zrobił długą przerwę.-Pewnie teraz mnie nienawidzisz. zrozumiem jeśli... jeśli nie będziesz chciała się do mnie odzywać i...-nie mógł wydusić ani słowa.-Jeśli będziesz chciała ze mną zerwać.
          Nic nie odpowiedziałam  tylko wstałam i otworzyłam drzwi. Chłopak musiał wcześniej usiąść gdzie indziej, bo zrobiłam to bez większych trudności. Miałam rację. Siedział na łóżku z łokciami opartymi na kolanach i głową opartą na dłoniach. Usiadłam obok i chwyciłam jego lewą rękę.
  -Chciałeś tego?-spytałam przejeżdżając palcem wzdłuż znaku.
  -A jak myślisz? To wola mojego ojca, nie moja.
  -Dlaczego się zgodziłeś?
  -Myślisz, że miałem wybór-podniósł głos gwałtownie zabierając rękę.-Twoi rodzice nie są tacy jak moi!
          Te słowa trafiły w mój słaby punkt. Blondyn po chwili zrozumiał sens swoich słów i powiedział:
  -Przepraszam. Chodziło mi o to, że oni nigdy nie kazaliby ci stanąć po stronie Czarnego Pana, a mój ojciec zagroził, że jeżeli się nie zgodzę i przed nim nie stanę to cię zabije.
  -Wracając do twojego pytania.-zaczęłam.-Mógłbyś być nawet Voldemortem, a i tak bym cię kochała. Pomimo, że jesteś śmierciożercą zawsze będę cię kochać i nigdy cię nie opuszczę. Obiecuję.-powiedziałam i przytuliłam go.
  -Tez cię kocham i nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić.-powiedział.
* * *
           Nadeszła pierwsza lekcja Obrony Przed Czarną Magią z tą różową landryną. Po naszej rozmowie Draco odzyskał typową dla siebie pewność siebie.(od aut. wiem, że jest siebie i siebie ale tak mi najlepiej pasowało). Rozmawialiśmy o zbliżających się sumach, jednak musieliśmy przerwać pogawędkę kiedy do sali weszła nasza nowa nauczycielka.
  -Dzień dobry dzieci.-powiedziała rozdając nam nowe podręczniki.-Dotychczas lekcje tego przedmiotu były prowadzone bardzo chaotycznie. Zapewne ucieszycie się, że zrealizujemy starannie opracowany przez Ministerstwo łatwy i przyjemy program Obrony Przed Czarną Magią.
  -A tutaj jest coś o użyciu zaklęć obronnych?-spytała Miona.
  -O użyciu zaklęć?-Umbridge zaśmiała się sztucznie.-Nie wyobrażam sobie po co używać zaklęć na moich zajęciach.
  -Żadnej magii nie będzie?-wtrącił Ron.
  -Będziecie się uczyć o obronnych  zaklęciach w całkowicie bezpieczny sposób.
  -Ale co nam to da?-spytał Harry.-Jeśli ktoś nas zaatakuje nie będziemy umieli się bronić.
  -Uczniowie mają podnosić rękę na moich zajęciach. Według wskazań ministerstwa, wiedza teoretyczna  wystarczy wam aby zdać egzaminy.
  -A jak wiedza teoretyczna ma nas przygotować do życia poza szkołą?-spytałam.
  -Poza szkołą nic wam nie grozi. Kto twoim zdaniem miałby atakować takie dzieciaczki jak wy?
  -Hmm. No nie wiem. Może Lord Voldemort.-prawie krzyknęłam.
  -Może postawmy sprawę jasno. Ktoś chce wam wmówić, że rzeczony czarnoksiężnik powrócił, ale to jest nie prawda.
  -Wcale nie, walczyłem z nim, widziałem go!-mówił Harry.
  -Oboje go widzieliśmy!
  -Szlaban, państwo Potter!
  -Więc według pani Cedrik Diggory zmarł na własne życzenie!?-krzyczał wybraniec.
  -Cedrik Diggory zmarł na skutek nieszczęśliwego wypadku.-landryna siliła się na opanowany ton.
  -Nieprawda! Voldemort go zabił!-krzyknęłam.-Przecież pani to wie!
  -Dosyć! Przyjdą państwo do mnie, państwo Potter po zajęciach.-powiedziała śmiejąc się.
* * *
                  Weszliśmy do różowego gabinetu. Na ścianach wisiało chyba z milion talerzy z wizerunkami kotów. Umbridge upiła łyk herbaty po czym powiedziała:
  -Dobry wieczór. Proszę, siadajcie. Odrobinę sobie dzisiaj popiszemy.
          Już wyciągaliśmy swoje pióra kiedy dodała:

  -Nie waszymi. Wolałabym żebyście użyli moich, specjalnych. Chciałabym abyście napisali "Nie będę opowiadać kłamstw".
  -A ile razy?-spytaliśmy równocześnie.
  -To zależy jak szybko to przesłanie dobrze wsiąknie.
  -Nie da nam pani atramentu?-spytałam.
  -Nie będzie wam potrzebny. Zaczynajcie.
         Przyłożyłam wierzchołek pióra do pergaminu i napisałam polecone zdanie. Syknęłam z bólu. Na pergaminie pojawiły się słowa napisane czymś co wyglądało jak lśniący, czerwony atrament. W tym samym momencie słowa pojawiły się na zewnętrznej stronie mojej dłoni. Wyglądały jakby ktoś wyciął je nożem. Spojrzeliśmy po sobie z Harry'm po czym pisaliśmy dalej.

sobota, 7 maja 2016

Rozdział 20

          Jutro miało odbyć się drugie zadanie, a my nadal nic nie znaleźliśmy. Była godzina dwudziesta, a my wciąż siedzieliśmy w bibliotece.
  -Nic tu nie ma.-powiedziałam.-Szukamy już tyle czasu.
  -Musimy coś znaleźć.-powiedział Harry.-Drugie zadanie już jutro.
          W tym momencie do pomieszczenia wszedł profesor Moody.
  -Panna Potter i panna Granger pójdą ze mną, a ty Longbottom pomóż Potterowi pozbierać książki.-odparł.
          Nie dyskutowałyśmy, z Moody'm i tak nie wygrasz. Kierowaliśmy się w stronę gabinetu Dumbledore'a. Pamiętam tylko schody i nauczycieli. Dalej obraz mi się urywa.

=^^= =^^= =^^= =^^= =^^=

          Staliśmy nad jeziorem. Nie widziałem Nel od wczorajszego popołudnia. Wszyscy zawodnicy wraz z Potterem czekali na polecenia organizatorów. Wreszcie przemówił Dumbledore:
  -Witajcie na drugim zadaniu. Poprzedniego wieczora każdemu z reprezentantów został odebrany swojego rodzaju skarb. Macie godzinę na odnalezienie go.
          "HUK" - wystrzeliła armata i uczniowie rzucili się do wody. Podszedłem do Blaise'a i Amandy i spytałem:
  -Widzieliście gdzieś Nel?
  -Nie. Nie widziałam jej od wczoraj, a co się stało?
  -Była w bibliotece, potem nie wróciła do dormitorium, a teraz nigdzie jej nie ma.-odpowiedziałem.
  -Zupełnie jakby rozpłynęła się w powietrzu.-odparł Blaise zapatrzony w wodę.
  -Może wróciła kiedy już spałeś, a teraz odsypia.-powiedziała stojąca obok Ginny.-Hermiony tez dzisiaj nie widziałam.
          Staliśmy w milczeniu ponad czterdzieści minut kiedy z wody wyłonił się Cedrik z Cho. Od razu zrozumiałem, że te skarby to osoby, na których najbardziej im zależy. W międzyczasie okazało się, że Fleur musiała zrezygnować, a zaraz potem naszym oczom ukazał się Krum z Hermioną, jednak ciągle nie było Pottera. Mijały kolejne minuty, aż nagle spod tafli wody wynurzyły się dwie postacie. Czarnowłosa i blondynka. Wraz z Delacour od razu rzuciliśmy się, aby pomóc im wydostać się z wody. Od razu chwyciłem Nel za ręce i pomogłem jej usiąść na platformie. Wziąłem od pani Pomfrey ręcznik i owinąłem ją nim.
  -Co się stało?-spytała szczękając zębami.
  -W drugim zadaniu mieli wyłowić skarb z jeziora. Byłaś skarbem Harry'ego.-odpowiedziałem.
  -Gdzie on jest?-spytała szczelniej owijając się kocem.
          I wtedy dotarło do mnie, że jeszcze nie wypłynął. Już miałem jej to powiedzieć kiedy chlusnęła woda i wylądował na platformie obok nas.
  -Harry!-ślizgonka zerwała się z miejsca i owinęła brata swoim ręcznikiem.
           Kiedy Fleur podeszła do bliznowatego dziękując mu za uratowanie siostry uczennica przytuliła się do mnie sprawiając, że teraz i ja byłem cały mokry.
  -Dopłynąłem ostatni.-powiedział Potter.
  -Wcale nie.-wtrąciła Granger.-Fleur nie ukończyła zadania. Nie dała rady.
  -Uwaga!-krzyknął Dumbledore.-Wraz z pozostałymi sędziami ustaliliśmy, że: Pierwsze miejsce zdobywa pan Diggory, zaś drugie, za odwagę i uratowanie także skarbu panny Delacour choć wcale nie musiał. Pan Potter zajmuje drugie miejsce.-wybuchła wrzawa krzyków i braw.-Potem pan Krum i panna Delacour.
          Wszyscy hogwartczycy wręcz wydarli się skandując imię Harry'ego i Cedrika. 

=^^= =^^= =^^= =^^= =^^=

           nadszedł czas na kolejną lekcję z Dumbledore'm. Dzisiaj jednak miała być dość nietypowa. Kiedy weszłam do gabinetu zastałam niecodzienny widok. Nie było tam ani  śladu Dumbledore'a za to na środku pomieszczenia stała znana mi już postać.
  -Co ty tu robisz?-spytałam.
  -Profesor Dumbledore poprosił mnie abym nauczył cię posługiwac sie telekinezą bez pomocy rąk.-odpowiedział Cedrik.
  -Ty? Posiadasz tą zdolność? Coś mi się nie wydaje.
  -Tu masz rację.-zaśmiał się pod nosem.-Za to wiem o tym najwięcej w całej szkole. Moja ciocia i zarazem kuzynka posiadają tę zdolność. Pomagałem je nauczyć się używać tej mocy na wszystkie możliwe sposoby, więc tobie tez pomogę.
  -Dobra.-powiedziałam.-Zaczynajmy.
  -Okej. Podnieś to.-wskazał na całkiem dużą skrzynię.
          Wyciągnęłam rękę i bez trudu podniosłam pudło.
  -Nieźle.-powiedział zakładając ręce na krzyż.-Teraz bez pomocy rąk.
          Przyznaję. Trochę się zestresowałam, ale wypełniłam polecenie bez żadnych problemów.
  -Przyznam, że Drops nieźle cię wyszkolił.-odrzekł podchodząc bliżej.
  -Drops? Tak nazywacie Dumbledore'a? chyba lepiej, że tego nie słyszy.-zaśmialiśmy się.
  -Ale przejdźmy do rzeczy.-stanął za mną i złapał mnie za ręce.-Teraz musisz działać pod presją.-wygiął mi obie ręce.-Podnieś ją jeszcze raz i przenieś na druga stronę pokoju jak najciszej potrafisz.
          Przygryzłam wargę, Cedrik był silny, ale pomimo rozpraszającego bólu skupiłam się na zadaniu i wykonałam je raz dwa.
  -Dobrze.-powiedział. nastolatek po czym nachylił się do mnie i powiedział.-Przepraszam za to co teraz zrobię.
          Nie zdążyłam nic odpowiedzieć bo puchon wypowiedział zaklęcie, którego nigdy wcześniej nie słyszałam i wokół mnie rozpostarła się ciemność. Przetarłam oczy-nic, spróbowałam wyczuć palcami jakąś opaskę-nic.
  -Co mi zrobiłeś?-spytałam.
  -Zaklęcie pozbawiające wzroku*.-powiedział mi prosto do ucha.-Można je zdjąć tylko przeciwzaklęciem, a nie zrobię tego póki nie podniesiesz czegoś.-popukał mnie po skroni.-Siłą umysłu. Musisz wyostrzyć wszystkie zmysły, aby pokonać przeciwnika, którego nie widzisz.
  -Oszalałeś?-chciałam go uderzyć, ale natrafiłam na pusta przestrzeń.-Miałeś mnie czegoś nauczyć, a nie robić ze mnie ofiarę losu.
  -Podniesiesz coś, potem mnie powalisz i odzyskasz wzrok. Ja mam czas. Skup się.
  -Nie mogę.-odpowiedziałam wziął mrugając oczami.
  -Prawdziwy przeciwnik nie będzie dawał ci forów.  Gdybym był śmierciożercą już dawno byś nie żyła. A teraz się skup.
          Pchnął mnie do przodu tak mocno, że upadłam na ziemię.
  -Teraz masz przesrane.-powiedziałam i wciąż leżąc na podłodze nasłuchiwałam jego kroków, ale także odgłosów wydawanych przez feniksa. Kiedy usłyszałam trzepotanie jego skrzydeł z przodu, od razu wiedziałam, że leżę przodem do biurka dyrektora. "Coś ciężkiego."-pomyślałam. Wiem! Położyłam skrzynię po lewej stronie biurka. Jeszcze tylko Cedrik. Wtedy usłyszałam jego delikatny głos tuż przy moim lewym uchu.
  -Śpisz?-spytał.
          Nic nie odpowiedziałam. Wyobraziłam sobie tę sytuację krok po kroku. Gabinet dyrektora, biurko, skrzynia, ja leżąca na podłodze i puchon kucający obok, a zaraz potem skrzynia lecąca z dużą prędkością w jego stronę i uderzająca w niego. Po chwili usłyszałam odgłos pudła walącego w ucznia. Wstałam i ustawiłam się przodem do (przynajmniej wydawało mi się, że tam wylądował) Cedrika.
  -I co? Łyso ci Diggory?
          Słyszałam jego kroki. Czułam bijące od niego ciepło. Bez wyciągania ręki mogłam stwierdzić, że stoi tuż przede mną.
  -Włosy nadal mam.-powiedział, a ja mimowolnie się zaśmiałam.
  -To co. Możesz już?-gestykulowałam pokazując moje oczy.
  -Powiedziałem, że jest przeciwzaklęcie, nie powiedziałem, że je znam.
  -Żartujesz prawda?
  -Mówię całkiem serio. Dumbledore zdążył nauczyć mnie tylko tego.
  -O nie. Zabije cię kiedyś Diggory, ale teraz pomóż mi znaleźć Hermionę.
          Cedrik chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia ostrzegając przed każdą przeszkodą. Kiedy przemierzaliśmy korytarze cały czas miałam zamknięte oczy. Wprawdzie trwała lekcja, ale i tak wystarczyło mi problemów. Nagle usłyszałam za sobą głos mojego chłopaka:
  -Nel? Co wy tu robicie?
  -Draco spokojnie. Wszystko ci wyjaśnię.
  -Co tu jest do wyjaśniania?
          Westchnęłam i podeszłam bliżej do blondyna. Wiedziałam, w którą stronę mam iść, bo czułam zapach moich ulubionych, męskich perfum. Kiedy stałam już wystarczająco blisko, żeby złapać go za rękę, zrobiłam to, a zaraz potem otworzyłam oczy. Nie miałam zielonego pojęcia co widzi, ale pomimo tego, że emanował złością musiałam mu wszystko wyjaśnić.

=^^ = =^^= =^^= =^^= =^^=

          Podeszła do mnie z zamkniętymi oczami. Złapała za rękę i uniosła powieki. Zamarłem. W jej oczach nie było dawnego koloru. Zielone tęczówki zastąpiły biało-szare, jak u ślepego. Jedyną niezmienną rzeczą była iskra, która zawsze była w je oczach.
  -Co jej zrobiłeś?-spytałem puchona ze złością w głosie i tylko dzięki temu, że Nel trzymała moją rękę jeszcze go nie uderzyłem.
  -To tylko kolejna lekcja.-powiedział ze stoickim spokojem.
  -I przez to moja dziewczyna jest ślepa?-coraz bardziej pożerałem go wzrokiem.
  -Jest przeciwzaklęcie. Musimy tylko znaleźć Hermionę.-wtrąciła Potterówna.
  -Widziałem ją w bibliotece.-odpowiedziałem.-Idziemy.-rzuciłem obejmując ślizgonke ramieniem, a gdy siedemnastolatek ruszył za nami powiedziałem tylko.-Ty nie Diggory.
         Na całe szczęście Granger była w bibliotece, ale oczywiście z Potterem i Wiepszlejem. Nel wszystko im opowiedziała, choć i tak podejrzewam, że nie wyjawiła wszystkich szczegółów.
  -Nie mam zamiaru zostac w tym stanie aż do kolacji.-mówiła czarnowłosa z oburzeniem.
  -Nie mamy wyboru. Musimy iść z tym do Dumbledore'a, a on wróci dopiero przed kolacją.-uspokajał ją brat.
  -Ale wy nie wiecie jak to jest!-broniła się. To jedna z jej najbardziej rozpoznawalnych cech-ciągła walka o coś na czym jej zależy lub o to, co jej się należy. Nigdy się nie poddawała.-Mam otwarte oczy, ale nic nie widzę. To jest okropne!-kontynuowała.
  -Dasz sobie radę.-przytuliłem ją dodając.-Jestem z tobą.

=^^= =^^= =^^= =^^= =^^=

          Od tamtej pory dalej miałam zajęcia z Cedrikiem, ale używaliśmy tylko opasek na oczy, ale mniejsza z tym. Wreszcie nadszedł 24 czerwca-dzień trzeciego zadania. Udaliśmy się na trybuny. Usiadłam między Draconem, a Mioną i oparłam się o ramię chłopaka. "HUK" Po wystrzale do labiryntu  weszli Harry i Cedrik. Minęła-nic, druga-ciągle nic lecz gdy zaczynała się trzecia godzina coś zaczęło się dziać. Blizna zaczęła mnie piec. Po chwili bolało tak mocno, że aż krzyknęłam.
  -Co się dzieje?-spytał Draco.
  -Blizna.
  -O nie.-powiedziała Hermiona.-To źle wróży. Musimy...
          Jednak  ja jej nie słuchałam, bo przed oczami stanął mi inny obraz..
          Harry stał, albo raczej wisiał przygwożdżony do posągu wielkiego anioła, a Glizdogon niósł... Niemożliwe. Niósł Voldemorta. Takiego jak z mojego snu.
  -Zabij niepotrzebnego.-usłyszałam cichy głos.
         Glizdogon wycelował różdżką w Cedrika i krzyknął:
  -Avada Kedavra!
  -Nie!-krzyknęłam wracając do rzeczywistości.-On go zabił!
  -Kto?! Kogo?!-krzyknęły naraz Miona i Amy.
  -Voldemort! Cedrika!
         W tym momencie zapłonęła jedna z kotar.
  -Nel, uspokój się.-mówił spokojnie Draco.
  -Ale on chce zrobić coś Harry'emu!
          I zapłonęła druga kotara. Nie zwracałam na to uwagi, musiałam znaleźć Dumbledore'a. Zbiegłam po schodach prowadzących na trawnik. Dyrektor gasił z innymi dorosłymi wywołany przeze mnie pożar.
  -Dyrektorze! Cedrik nie żyje! Voldemort go zabił!
          Nie odpowiedział mi bo przed labiryntem pojawili się Harry i Cedrik. Ten pierwszy kurczowo trzymał się  bluzki tego pierwszego.
  -Cedrik! On nie żyje!-powiedział Harry kiedy do niego podbiegłam.
  -Wiem. Voldemort go zabił. Widziałam wszystko.
  -Puchar był świstoklikiem.-powiedział Harry kiedy podbiegli do nas nauczyciele.-Przeniósł nas na cmentarz, a tam był Voldemort. Lord Voldemort.
  -Niemożliwe.-powiedział Crouch.
  -Możliwe! Widziałam go!-krzyknęłam, a kolejna kotara stanęła w płomieniach.
  -Odsuńcie się!-krzyknął Amos Diggory.-To mój syn!
          Odsunęłam się pośpiesznie, a Harry'ego podniósł Moody. Podeszłam do trybun i usiadłam na ławce. Miałam wrażenie, że zaraz zemdleję.
  -Co Moody z nim robi?-spytałam sama siebie i pomimo zawrotów głowy ruszyłam za nimi.
          Trzymałam się w bezpieczniej odległości. Stanęłam za drzwiami gabinetu i przysłuchiwałam się rozmowie. Zajęło mi chwilkę, żeby zrozumieć iż to Moody jest oszustem i zarazem śmierciożercą. Weszłam tam i używając resztek swojej mocy przygwoździłam go do ściany. Puściłam dopiero kiedy do pokoju weszli nauczyciele. Wtedy zemdlałam.
* * *
          W skrzydle szpitalnym przeleżałam cztery dni. Wyszłam dzień przed przemówieniem Dumbledore'a na temat śmierci Cedrika. Kilka dni później wróciliśmy do Nory.