sobota, 30 kwietnia 2016

Rozdział 19

  -Jak ty to zrobiłeś?-spytałam Harry'ego w drodze na wróżbiarstwo.
  -Nijak. Nawet do niej nie podchodziłem. Ktoś musiał wrzucić kartkę za mnie.
  -Zgadzam się.-powiedziała Hermiona.-Dobra, ja lecę. Zobaczymy się na obiedzie.-i tyle ją widzieliśmy.
          Weszliśmy do sali profesor Trelawney. Zostawiłam gryfonów i podeszłam do Draco. Pocałowałam go w policzek i zaczęliśmy ciekawą rozmowę.
  -Nel.-szturchnął mnie Harry.
  -Co?
          Rozejrzałam się dookoła. Oczy wszystkich były zwrócone ku mnie. 
  -Mówiłam właśnie, moje drogie dziecko, że najwyraźniej jesteś urodzona pod zgubnym wpływem Saturna.-powiedziała profesor Trelawney z ledwo dosłyszalną nutą żalu, wzbudzonego oczywistym faktem, że wogóle jej nie słucham.
  -Przepraszam urodzona pod czym?-zapytałam.
  -Pod Saturnem moja droga, pod planetą, którą nazywamy Saturnem!-powiedziała profesor Trelawney, już wyraźnie poirytowana tym, że nie przejęłam się tak straszną wiadomością.-Mówiłam, że w momencie twoich urodzin Saturn był na pewno na pozycji górującej... twoje czarne włosy... drobna budowa... tragiczna strata, której doznałaś tak wcześnie... Urodziłaś się w środku zimy prawda?
  -Nie.-odparłam.-Urodziłam się w lipcu.
* * *
          Szłam do gabinetu dyrektora. Tak jak powiedział od połowy listopada miały zacząć się nasze indywidualne zajęcia. Stanęłam przed posągiem, wypowiedziałam hasło i weszłam do środka.
  -Dzień dobry panie profesorze.-powiedziałam.
  -Witaj Nel.-przywitał mnie ciepło staruszek.-Usiądź proszę.-wskazał na krzesło, a gdy na nim usiadłam kontynuował.-Dzisiaj omówimy sobie plan działania.
          Przytaknęłam głową.
  -Będziemy spotykać się nieregularnie, ze względu na Turniej Trójmagiczny. Czasami zaprosimy kogoś kto zna się na telekinezie. Ale powiedz mi jak minęły Ci wakacje u państwa Weasley?
  -Bardzo dobrze.-odpowiedziałam.-Zabawy, kawały z bliźniakami, Mistrzostwa Świata w Quidditchu  i trochę doskonaliłam swoje zdolności, więc z przyjemnością mogę powiedzieć, że już coś umiem.-uśmiechnęłam się promiennie.
  -Fantastycznie. A w związku z tym, że za trzy dni odbędzie się pierwsze zadanie, na zajęciach spotkamy się za tydzień. Od razu  po twoich lekcjach. A teraz możesz już iść.
  -Do widzenia. -powiedziałam schodząc po schodach.
          Kiedy przechodziłam obok Wielkiej Sali podbiegli do mnie Ron i Hermiona.
  -Wiemy jakie jest pierwsze zadanie.-zaczęła dziewczyna.
  -Smoki.-dokończył chłopak.
  -Żartujesz sobie?-spytałam.
  -Mówię serio. Charlie sprowadził je z Rumunii. Mają po jednym dla każdego zawodnika.
  -Musimy powiedzieć Harry'emu.
  -Już wie.-powiedziała Miona.-Gada z Moody'm.
  -Wymyślą coś. Na pewno.-powiedziałam
 po czym ruszyłam do lochów.
          * * *
           W końcu nadszedł 24 listopada-dzień pierwszego zadania. Chłopcy ruszyli na trybuny, a ja z Hermioną ruszyłyśmy do namiotu reprezentantów. Weszłyśmy d niego tylnym wejściem. Odszukałam wzrokiem Harry'ego, podeszłam do niego i przytuliłam go.
  -Dasz radę.-powiedziałam w czasie kiedy podeszłą do nas Granger.
  -Pamiętaj o ćwiczeniach.-powiedziała Miona i przytuliła go.
          Wtedy do namiotu wparowała Rita Skeeter i zrobiła im zdjęcie.
  -Niesamowite. Pan Potter obraca się w towarzystwie dwóch ślicznych dziewczyn. Którą z nich wybierze?-mówiła, a jej magiczne pióro zapisywało każde jej słowo.
  -Wypraszam sobie. Jestem jego siostrą.-powiedziałam lodowato.
  -Aha. No... cóż...-nie wiedziała co powiedzieć.-Ale panna Granger najwyraźniej go interesuje.
  -Niech się pani wypcha.-powiedziałam.
  -Nie wiem o co ci chodzi dziecko.
  -Wypisuje pani w swoich artykułach same bzdury. Dziwię się, że ludzie jeszcze to czytają. A teraz uprzejmie proszę aby wyszła stąd pani po dobroci, bo inaczej załatwimy to po złości.-skwitowałam.
  -Ona ma rację.-poparł mnie Krum.-To namiot dla zawodników i ich przyjaciół.
          Reporterka wyszła bez słowa, a my ruszyłyśmy na trybuny.
          Usłyszeliśmy gwizdek. Naszym oczom ukazał się wielki, niebieskoszary smok. Warknął złowieszczo. Obserwowaliśmy Cedrika, a następnie Fleur i Wiktora. Wszystkim udało się zdobyć złote jajo. Został tylko Harry. Patrzyłam w skupieniu na brata. Latał na miotle obok smok. Cudem uniknął strumienia ognia. Na kilka minut wraz ze smokiem wyleciał poza arenę, ale ostatecznie zdobył jajo. Podniosłam się z siedzenia wraz z tłumem gryfonów. Potem wraz z Ronem i Hermioną pobiegliśmy do namiotu gratulując wszystkim (chociaż Harry'emu najbardziej) świetnie wykonanego zadania.
* * *
          Wyszłam z zajęć z Dumbledore'm. Był bardzo zadowolony  z tego, że tak szybko zapanowałam nad nowymi zdolnościami. Powiedział, że teraz zajmiemy się używaniem mocy bez pomocy rąk.
* * *
          Minęły trzy tygodnie od pierwszego zadania. Siedzieliśmy na kolacji. Właśnie przeżuwałam zapiekankę z serem kiedy dyrektor wstał od stołu.
  -Drodzy uczniowie.-zaczął.-Z ogromną przyjemnością ogłaszam, że zgodnie z tradycją Turnieju Trójmagicznego odbędzie się Bal Bożonarodzeniowy!-w sali rozległy się wiwaty.-Będziemy bawić się do rana, ale każdy powinien mieć parę. A teraz możecie już wracać do swoich dormitoriów.
          Wyszłam z Wielkiej Sali jako jedna z pierwszych, co było niecodziennym widokiem. Nie uwierzycie, ale po drodze zaprosiło mnie dwóch, może czterech chłopaków. Jednak każdemu z grzecznością odmówiłam.
  -Salazar Slytherin.-powiedziałam i wkroczyłam do pokoju wspólnego ślizgonów. Zastałam tam niecodzienny widok. W całym pomieszczeniu porozstawiane były wazony z tęczowymi różami-moim ulubionym rodzajem kwiatów.. Na środku salonu stał Draco z największym z bukietów w rękach. Kiedy podeszłam bliżej uklęknął przede mną i spytał:
  -Nel, czy uczynisz mi ten zaszczyt i pójdziesz ze mną na bal?
  -Oczywiście, że tak.-powiedziałam i pocałowałam go.-Ale pod jednym warunkiem.-spojrzał na mnie pytająco.-W tym roku sama kupię sobie sukienkę, a ty nie masz prawa zobaczyć jej przed balem, zgoda?
  -Zgoda.-odpowiedział.
     
          Dwa dni później miało odbyć się całodniowe wyjście do Hogsmeade. Wybrałyśmy się tam z dziewczynami dość dużą grupą. Byłyśmy tam ja, Amy, Miona i Ginny oraz Fleur, Diana i Roxan z Beauxbatons, które nie okazały się zadufanymi w sobie lalami (nie oceniaj książki po okładce) i uznały, że jestem świetnym doradcą w doborze sukni. Spacerowałyśmy po sklepach już ponad pół dnia, a tylko ja szukałam jeszcze tej odpowiedniej. W międzyczasie minęłyśmy chłopaków w sklepie z koszulami i garniturami. Kiedy szłyśmy obok jednego ze sklepów Fleur puknęła mnie w ramię i pokazując na jedną z witryn powiedziała z tym ich francuskim akcentem.
  -Ti twoja sukni.
          Obróciłam się w stronę szyby i odpowiedziałam:
  -To moja suknia.
* * *
"Dzień balu"
          Chyba pobiłam swój rekord w jedzeniu obiadu. Zjadłam go prawie najszybciej z naszego stołu. Była godzina czternasta tak więc miałyśmy tylko cztery godziny na wyszykowanie się. Zaprosiłam dziewczyny do siebie. Najlepiej musiałam przygotować Hermionę, bo Ron cały czas... no wiecie co robił. Po skończonym posiłku ruszyłam do swojego dormitorium. Kiedy do niego weszłam w oczy od razu rzuciło mi się pudełeczko leżące na biurku. Podeszłam do niego i chwyciłam w dłoń karteczkę. Było na niej napisane:
"Mam nadziej e, że pasują do sukni i naszyjnika.
Do zobaczenia na balu."

          Nie był podpisany, ale od razu wiedziałam od kogo to. Otworzyłam prezent i moim oczom ukazały się prześliczne kolczyki.
  -Nie no nie mogę.-powiedziałam sama do siebie unosząc jeden z nich do góry. Były zrobione z prawdziwych diamentów.
  -O mon dieu! [pol. O mój boże.] -powiedziały naraz francuski wchodząc do pokoju.
  -Czi to prawdziwe diamą?-spytała Roxan.
  -Tak.-odpowiedziałam.
          Wkrótce dołączyły do nas gryfonki i krukonka.


          Nałożyłam suknię [zdjęcie], ubrałam czarne szpilki, nałożyłam lekki makijaż, założyłam nowe kolczyki i Fleur uczesała mi warkocza rzuconego na rozpuszczone włosy [od.aut.mam nadzieję,że wiecie o co mi chodzi]. Następnie pomogłam przyszykować się innym dziewczynom. Przed osiemnastą ruszyłyśmy w stronę Wielkiej Sali. Czułam się i wyglądałam jak księżniczka. Stanęliśmy z Hermioną u szczytu schodów, czułam się jeszcze lepiej niż w zeszłym roku. Wszyscy się na nas patrzyli, ale ja szukałam tego jedynego. Stał tam. Na samym środku. Zeszłam powoli , po drodze mijając Harry'ego i Rona i ich partnerki oraz kilku chłopaków z Durmstrangu, którzy patrzyli się na mnie jak na jakieś magiczne stworzenia, za co dostali po głowach od swoich partnerek. Stanęłam oko w oko z Draconem. Znów zaniemówił na mój widok. Kilka razy otwierał i zamykał buzię, aż w końcu powiedział:
  -Wyglądasz jeszcze lepiej niż w tamtym roku.
  -Ty też.-powiedziałam.-A kolczyki były niepotrzebne. Nawet nie wiem jak ci się zrewanżować.
  -Nie musisz. Ważne jest, że przyszłaś tu ze mną. Słyszałem, że zaprosiło cię też kilku innych chłopaów.
  -Możliwe.-powiedziałam.
  -Mam być zazdrosny?-spytał.
  -O kilkudziesięciu chłopaków? Nie ma potrzeby.-powiedziałam całując go lekko.
          Weszliśmy do Wielkiej Sali podczas gdy reprezentanci mieli poczekać na wielkie wejście. Kiedy wszyscy się zebrali, reprezentanci wkroczyli do pomieszczenia. Weszli na środek i rozpoczęli taniec. potem wszyscy do nich dołączyli. Chwilę później któryś z nauczycieli powiedział:
  -A teraz zmieniamy partnerów.
          Draco obrócił mną po raz ostatni i przeszedł dalej, a ja wpadłam w ramiona innego chłopaka. Uniosłam lekko głowę, gdyż był wyższy i oczom ukazał się Cedrik Diggory. 
  -Znowu na siebie wpadamy.-powiedział ukazując swoje białe jak śnieg zęby.
  -Przypadek?
  -Nie sądzę.
          Obrócił mnie tak, że stałam tyłem do niego. Nachylił się i powiedział tak cicho, że tylko ja to usłyszałam:
  -W drugim zadaniu trzeba wytrzymać godzinę pod wodą .-powiedział tylko, bo nastąpiła kolejna zmiana partnerów.
          Tańczyłam jeszcze z Theo, Blaisem, Neville'm, Thomasem z Durmstrangu, Harrym-po drodze zgarniając od niego komplement odnośnie wyglądu i mówiąc mu o drugim zadaniu, aż w końcu wróciłam do Draco. Tym razem bawiliśmy się do samego rana. Czasem z Hermioną i Krumem, czasem z innymi. Około trzeciej nad ranem byliśmy już tylko my, Neville z Ginny, dwie, może trzy inne pary i kilku nauczycieli. Nie byliśmy ani  trochę zmęczeni więc postanowiliśmy wybrać się na błonia. Po drodze zgarnęłam nóż ze stołu. Stojąc w miejscu naszego pierwszego pocałunku, starym mugolskim sposobem, wyryliśmy na pobliskim drzewie nasze inicjały otoczone sercem. To był cudowny bal.

niedziela, 24 kwietnia 2016

UWAGA!!

Z największym bólem serca muszę ogłosić, że na razie rozdziały będą dodawane co tydzień gdyż mam bardzo dużo nauki i mniej czasu na ich pisanie. Liczę na wyrozumiałość, a następny rozdział już w sobotę.

piątek, 22 kwietnia 2016

Rozdział 18

          Wreszcie nadeszła sobota. Przez cały dzień rozmowy między ślizgonami odbywały się tylko na ten temat. Dwadzieścia minut przed rozpoczęciem imprezy siedziałam w swoim dormitorium, gdy ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam je i w drzwiach zobaczyłam... Hermione?
  -Hej.-powiedziałam.
  -Hej.-odpowiedziała.-Mogę wejść?
  -Jasne.
          Weszła zamykając drzwi i usiadła obok mnie na łóżku.
  -Co się stało?-spytałam nie dopytując się w jaki sposób się tu dostała.
  -Ciągle myślę o tych skrzatach domowych.-wyznała.
  -Miona.-przytuliłam ją.-Musisz się rozerwać.-powiedziałam.-Chodź.
          Weszłyśmy do salonu. Większość osób już zaczęła imprezować. Wyszukałam wzrokiem smoka i diabła i podeszłyśmy do nich.
  -Hermiona? Co ty tu robisz?-spytał Blaise.
  -Musi się rozerwać.-powiedziałam i pociągnęłam dziewczynę w stronę baru.
  -Cześć Jake.-powiedziałam do barmana.
  -Cześć księżniczko.-odpowiedział mi, a na gryfonkę spojrzał nienawistnym wzrokiem.
  -Ona jest ze mną.-powiedziałam od razu gdy to zauważyłam.
  -W porządku. W takim razie co dla was?
  -Dwie ogniste.
  -Cztery.-poprawił mnie Draco siadając obok.
  -Nel, nie jestem pewna czy...-zaczęła gryfonka.
  -Jeszcze mi podziękujesz.-powiedziałam wciskając jej do ręki szklankę z pomarańczowym napojem.
  -A Snape nie przyjdzie?-spytała poddenerwowana.
  -Mandy i James spędzili pół dnia na rzucaniu zaklęcia wyciszającego na wszystkie pomieszczenia, więc nikt nas nie usłyszy.-wtrącił się Draco.
  -Tak więc do dna.-powiedziałam podnosząc szklankę do góry.
          Po wypiciu około trzech szklanek brunetka spytała:
  -Księżniczka?
  -Księżniczka Slytherinu.-powiedział Draco obejmując mnie w talii i całując lekko w usta
  -Królewska para.-zaśmiał się Blaise.
  -O nic więcej nie pytam..-odpowiedziała.
          Impreza trwała w najlepsze. Wypiliśmy chyba po jednej butelce ognistej na głowę, a i tak byłam najmniej wstawiona z naszej czwórki. Starsi uczniowie urządzili sobie konkurs - "Kto więcej wypije" pomiędzy szkołami. Theo już miał wygrać kiedy pobił go Dominic -ślizgon z siódmego roku. W końcu nadszedł czas na grę w butelkę. Pojawiały się pytania typu "Kto ci się podoba?", a z zadań m.in. "Włóż sobie lód w gacie", "Wbiegnij do dormitorium krukonów udając ptaka", "Podrzuć  Snape'owi szampon do włosów".
          W końcu butelka wylądowała na mnie. Pytanie zadała Liv:
  -Nel, pytanie czy wyzwanie?
  -Wyzwanie.-odpowiedziałam niemal od razu.
  -Wejdź pod prysznic-w ubraniach jeśli wolisz, z którymś z chłopaków. No chyba, że się poddajesz?
  -W życiu. W końcu jest tylko jedno. Draco?
          Pociągnęłam chłopaka w stronę łazienki w moim pokoju. Za nami ruszył tłum gapiów. Weszliśmy pod prysznic i jednym ruchem ręki, za pomocą swojej mocy odkręciłam kurek. Oblał nas strumień zimnej wody. Po chwili blondyn uniósł mój podbródek i pocałował mnie. Muszę przyznać, że jestem od niego o jakieś pięć, sześć centymetrów niższa, ale przynajmniej słodko to wygląda.
          Po skończonej butelce w grę ponownie wkroczył alkohol i głośna muzyka. Nagle ktoś krzyknął:
  -Snape tu idzie!
          Wszyscy byli pijani, ale jednocześnie na tyle trzeźwi, że zaczęli sprzątać. Swoją mocą ogarniałam dwie rzeczy naraz. Biegnąc do pokoju zgarnęłam Hermionę, która ledwo trzymała się na nogach i wbiegłyśmy do mojego dormitorium. Zamknęłam drzwi w ostatniej chwili. Słyszałam na korytarzu kroki Snape'a. Przez dziurkę od klucza wyczekiwałam aż nauczyciel sobie pójdzie. Kiedy usłyszałam dźwięk zamykanej ściany zwróciłam się do Hermiony.
  -Czas wracać.
          Chwyciłam ją jak to mówią mugole, pod pachę i ruszyłam w stronę wieży Gryffindoru. Zapukałam do środka, bo Hermiona tak bredziła, że nie zrozumiałam ani słowa.
  -Tylko nie McGonagall.-błagałam szeptem.
          Na całe szczęście otworzyła mi Ginny.
  -Matko Boska.-powiedziała.-Szukaliśmy jej całą noc. Jest już druga nad ranem.
          Weszłyśmy do salonu, gdzie siedzieli jeszcze Harry i Ron. Obaj poderwali się na nasz widok.
  -Co jej się stało?-spytał rudzielec.
  -Przyszła do mnie więc zabrałam ją na naszą imprezę. Potrzebowała tego.
  -Co!?-Harry wytrzeszczył gały.-Przecież wasze imprezy są jak jazda na kolejce górskiej bez zabezpieczeń!
  -Nie wypiła wcale tak dużo.-powiedziałam.
  -Ile?-spytał wybraniec zakładając rękę na rękę.
  -Tylko dwie... butelki.-od razu wyczułam kłótnię, więc rzuciłam tylko.-Zabierzcie ją stąd zanim McGonagall przyjdzie. -Dzięki braciszku.-pocałowałam go w policzek i wyszłam.
          W lochach byłam pięć minut później.
  -Czysta krew.-powiedziałam i ruszyłam do swojego dormitorium.
          Kiedy do niego weszłam zastałam niecodzienny widok. Dracon Malfoy leżał na moim łóżku tylko w spodniach od piżamy i przylegającym podkoszulku. Jak na czternastolatka miał cudownie wyrzeźbione mięśnie brzucha. Chyba spał więc wyciągnęłam piżamę spod poduszki i udałam się pod prysznic.Po wyjściu z łazienki wypiłam z dwie butelki wody. Nie dziwię się, że Ognista Whiskey nosi taką nazwę. Gdy usiadłam na łóżku ktoś pociągnął mnie w tył tak, że teraz leżałam z głową na jego kolanach. Draco nachylił się aby mnie pocałować po czym spytał:
  -Jak tam księżniczko?
  -A w porządku. Zechcesz mi powiedzieć co ty tu właściwie robisz?
  -Po wizycie Snape'a wszyscy się rozeszli. Blaise zaprosił Amandę do naszego pokoju, więc nie chciałem im przeszkadzać więc przyszedłem tuta.-mówił przeczesując moje włosy.
          Rozmawialiśmy chwilę, po czym zasnęłam wtulona w tors chłopaka.
* * *
          Siedzieliśmy na kolacji 30 października. Filch właśnie wniósł do pomieszczenia dużą szkatułę.
  -Reprezentanci szkół zostaną wybrani przez niezależnego sędziego.-mówił Dumbledore.-Przez Czarę Ognia!
           Wyjął różdżkę i stuknął nią trzykrotnie w skrzynię. Wieko otworzyło się powoli. Dumbledore sięgnął do środka i wyjął dużą, wyciosaną z drewna czarę. Nie zwrócilibyśmy na nią uwagi, gdyby nie to, że była pełna roztańczonych, niebiesko-białych płomieni. Dumbledore zamknął szkatułę i położył na niej czarę tak, aby wszyscy ją widzieli.
  -Każdy kto pragnie zgłosić się do turnieju, musi napisać czytelnie na kawałku pergaminu swoje imię i nazwisko oraz nazwę szkoły i wrzucić pergamin do czary. Macie dwadzieścia cztery godziny na podjęcie decyzji. Jutro, w Noc Duchów, czara wyrzuci nazwiska trzech kandydatów, którzy zostaną przez nią uznanych za godnych reprezentowania swoich szkół. Uprzedzam jednak, że narysuję wokół Czary Linię Wieku, aby nikt poniżej siedemnastego roku życia nie był w stanie jej przekroczyć.
* * *
          Szłam korytarzem z bliźniakami i Golden Trio.
  -Zrobiłem to.-oznajmił Fred.-Właśnie zażyłem.
  -Co?-zapytał Ron.
  -Eliksir postarzający głąbie.-odrzekł Fred.
  -Wzięliśmy po jednej kropli.-powiedział George, zacierając ręce.-Tyle, żeby się postarzeć o kilka miesięcy. 
  -Wcale nie jestem pewna czy to zadziała.-powiedziała Miona, jednak Weasley'owie zlekceważyli jej ostrzeżenie.
          Gryfoni przekroczyli złotą linię. Przez chwilę nic się nie działo, ale w następnej chwili rozległ się głośny trzask i obaj bliźniacy wylecieli ze złotego kręgu. Wylądowali boleśnie na kamiennej posadzce jakieś dziesięć stóp od linii, a na dodatek coś głośno pyknęło i obu wyrosły identyczne, długie, siwe brody.
          Wszyscy ryknęli śmiechem. Śmiali się nawet sami bliźniacy, kiedy już wstali z podłogi i przyjrzeli sie swoim brodom.
* * *
          Siedzieliśmy w Wielkiej Sali. Dzisiaj Dumbledore miał ogłosić reprezentantów szkół w Turnieju Trójmagicznym.
  -Nie mogę uwierzyć, że Granger się upiła.-mówiła Sally podczas czekania, aż dyrektor skończy posiłek.
  -Widzisz.-powiedziałam.-Umiem dokonać wszystkiego. Ale nie rozgłaszaj tego.-szepnęłam.-Większość prawie nic nie pamięta z tej imprezy, a nie chce  narobić jej problemów.
          W tym momencie Dumbledore wstał, machnął różdżką i pogasły wszystkie świece z wyjątkiem tych wydrążonych w dyniach. Czara Ognia była teraz najjaśniejszym punktem w całej sali. Bladoniebieskie płomienie prawie oślepiały.
          Płomienie pełzające nad krawędzią Czary Ognia nagle poczerwieniały. Buchnęły iskry. Z czary wyleciał kawałek pergaminu. Dumbledore
 zręcznie go złapał i odczytał:
  -Reprezentantem Durmstrangu będzie... Wiktor Krum!
          W sali rozległy się oklaski. Naczynie znów poczerwieniało i wyrzuciło kolejną kartkę.
  -Reprezentantem Beauxbatons będzie... Fleur Delacour!
          Czara poczerwieniała p raz trzeci i "wypluła" skrawek pergaminu.
  -Reprezentantem Hogwartu będzie...-hogwartczycy wstrzymali oddech.-Cedrik Diggory!
          Wszyscy puchoni zerwali się na nogi wrzeszcząc i tupiąc, kiedy Cedrik uśmiechając się szeroko, ruszył ku komnacie za stołem nauczycielskim.
          Dyrektor zaczął coś mówić, ale przerwał kiedy płomienie czary ponownie zabarwiły się na czerwono. Trysnęły iskry. Długi język ognia wystrzelił w powietrze i wyrzucił jeszcze jeden kawałek pergaminu. Dumbledore wyciągnął rękę i go pochwycił. Wyciągnął go na długość ramienia i wytrzeszczył oczy. Zapadła cisza w czasie której Dumbledore długo wpatrywał się w świstek w swojej dłoni, a wszyscy wpatrywali się w czarodzieja. nauczyciel odchrząknął i powiedział:
  -Harry Potter.

środa, 20 kwietnia 2016

Rozdział 17 cz.2

        Powoli otworzyłam oczy, jednak szybko je zamknęłam gdyż oślepiło mnie wpadające do pomieszczenia słońce. Chwilę później spróbowałam ponownie. Otworzyłam najpierw jedno potem drugie. Znowu byłam w skrzydle szpitalnym.
  -Chyba mogę tu zamieszkać.-powiedziałam szeptem.
  -Tu się zgodzę.
          Spojrzałam w prawo. Przy moim łóżku stał nie kto inny jak Draco. Podniosłam się na łokciach w momencie kiedy on podszedł bliżej.
  -Jak się czujesz?-spytał.
  -Dobrze.-odpowiedziałam.
  -Nel, słuchaj.-usiadł na łóżku.-Nie wiedziałem co robię, Pansy dała mi do picia jakiś dziwny parujący napój, a potem wszystko pamiętam jak przez mgłę, a wtedy w...
          Przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam. Po chwili chłopak odwzajemnił pocałunek. Najpierw lekko i niepewnie, a potem zachłannie, jakby o niczym innym nie marzył. Odsunęliśmy się od siebie dopiero kiedy zabrakło nam powietrza.
  -Tęskniłem za tobą.-powiedział patrząc mi się w oczy i zakładając mi kosmyk włosów za ucho.
  -Ja za tobą też.-powiedziałam uśmiechając się.
  -Dlaczego nie odpisywałaś na moje listy?
  -Harry. Palił wszystkie. Od ciebie dla mnie i na odwrót. On się tylko o mnie martwił.
  -Kocham cię.-powiedział i znów mnie pocałował.
          Wtedy ze strony drzwi rozległy się brawa. Oboje spojrzeliśmy w tamtą stronę. Stali tam wszyscy nasi przyjaciele zaczynając od mojego brata, po Blaise'a i Amandę, a kończąc na bliźniakach.
  -Widzisz jakiego my mamy pecha Blaise?-powiedziała Amy przytulając się do swojego chłopaka.-Znowu jesteśmy drudzy na liście.
          Zaśmialiśmy się, ale blondyn spoważniał kiedy podszedł do niego Harry. Wstał i stali tak na przeciwko siebie. Zaczął mój brat:
  -Toleruje to, że chodzisz z moją siostrą, ale jeżeli ją skrzywdzisz to zrzucę cię z wieży astronomicznej. A na razie...-wyciągnął do ślizgona rękę.-Zgoda?
  -Zgoda.-odpowiedział smok podając rękę wybrańcowi.
          Wstałam chwiejnie i uściskałam brata.
  -Widzicie.-powiedziałam do wszystkich opierając się o jego ramię.-Mówiłam, że uda mi się ich pogodzić.
* * *
           Spałam pięć dni, pani Pomfrey wypuściła mnie dwa dni później , jednak zwalniając z lekcji, więc na zajęciach pojawiłam się dopiero dwa dni przed przyjazdem innych szkół . 
          W przerwie między lekcjami postanowiliśmy wyjść na dwór. Siedzieliśmy tak pół godziny. Podczas ćwiczenia zaklęć Harry zbił sobie szkiełko okularów, więc Draco z chęcią popisania się postanowił je naprawić. Nie zdążył nawet wypowiedzieć zaklęcia, bo wokół rozbłysło jasne światło.
  -O nie! Co to, to nie chłopcze!-krzyknął Moody, trzymając różdżkę, której koniec był wycelowany w białą fretkę stojącą dokładnie w tym miejscu, w którym przed chwilą stał Draco.
          Fretka zapiszczała na widok Moody'ego i pobiegła w moją stronę.
  -Ani mi się waż!-krzyknął nauczyciel machając różdżką.
          Zwierzątko poleciało do góry na sześć stóp, ale złapałam je zanim uderzyło o ziemię. Draco ukrył się w kieszeni mojej szaty, a ja zaczęłam wydzierać się na nauczyciela.
  -Co pan robi!? Oszalał pan do reszty!?
  -Nikt nie będzie atakował Pottera.
  -On nie chciał go zaatakować, tylko naprawić okulary!
  -To prawda.-powiedział Harry. Niech pan spojrzy.-pokazał mu pęknięte szkiełko okularów.
  -Wyjmij chłopaka.-profesor zwrócił się do mnie.
          Wyjęłam Malfoy'a z kieszeni i położyłam go na ziemi mówiąc, że zaraz będzie po wszystkim. Moody wycelował we fretkę patyk. Miałam nadzieję, że go odczaruje, ale ten znów posłał go w powietrze. Na szczęście zjawiła się profesor McGonagall.
  -Profesorze Moody czy to uczeń!?-krzyknęła.
  -Zgadza się.
  -W tej szkole nie stosujemy transmutacji jako kary, dajemy tylko szlabany.
  -Ale Draco chciał tylko naprawić Harry'emu okulary, pani profesor.-wyjaśniłam.
          McGonagall wycelowała różdżką we fretkę. Coś trzasnęło i ponownie pojawił się Draco, rozciągnięty jak długi na podłodze. Jego lśniące, prawie białe włosy rozsypały się wokół jego mocno już zaróżowionej twarzy. Wstał mrugając i przecierając oczy. Podbiegłam do niego pytają czy nic mu się nie stało w trakcie gdy wicedyrektorka wrzeszczała na Moody'ego. W oczach chłopaka szkliły się łzy bólu i poniżenia.
  -panowie.-zaczęła McGonagall.-Pójdziecie ze mną. Wszystko sobie wyjaśnimy.
* * *
          Siedzieliśmy na kolacji, na której mieli zjawić się przedstawiciele innych szkół.
  -Gdyby uwierzyła Moody'emu pewnie wylądowałbym z Pansy w kuchni.-mówił Draco.
  -A właśnie. Nie powiedzieliście mi jaką karę dostała Pansy, za to co mi zrobiła. Wspomnieliście tylko, że jakąś dostała.
  -Musi przez cały rok pomagać skrzatom w kuchni oraz sprzątać szkołę bez pomocy magii. Śpi ze skrzatami domowymi i jest pod ciągłym nadzorem nauczycieli.        
          Prawie wyplułam sok pomarańczowy,
  -Żartujesz?
  -Mówię całkiem poważnie. Wolała, żeby wywalili ją ze szkoły, ale jej ojciec wybrał dla niej gorszą karę.
          Nic nie odpowiedziałam bo Seamus krzyknął:
  -Już są!
          Chwilę później drzwi Wielkiej Sali otworzyła się i do środka weszły dziewczyny ubrane w niebieskie, jedwabne płaszcze i olbrzymia kobieta.
  -Powitajmy urocze uczennice z Akademii Beauxbatons i ich dyrektorkę Madame Maxime. 
          Dziewczęta szły przez salę wyczarowując motylki i tego typu bzdety. Połowa sali (oczywiście rodzaju męskiego) oglądał się za nimi. "Puste lale"-pomyślałam. Uczennice dosiadły się oczywiście do stołu krukonów.
  -Jak i również naszych przyjaciół z północy.-kontynuował Dumbledore.-Uczniów ze szkoły Durmstrang i ich dyrektora, Igora Karkarowa.
          W tym momencie do pomieszczenia wkroczyli chłopcy ubrani na czerwono, a za nimi mężczyzna postury Dumbledore'a z kozią bródką. W pewnym momencie wśród nich dostrzegłam wysokiego bruneta.
  -Niemożliwe.
  -Co?
          Nie odpowiedziałam tylko w momencie gdy uczniowie szukali miejsc krzyknęłam do jednego z nich:
  -Theo!
          Odwrócił się i wytrzeszczył oczy.
  -Nel?-zapytał.
          Okrążyłam stół, podeszłam do niego i go przytuliłam. Odwzajemnił uścisk. Nieważne, że byłam od niego o jakieś 20 centymetrów niższa.
   -Chodźcie do naszego stołu.-powiedziałam ruszając w jego stronę.
  -Ej chłopaki.-rzucił Theo do swoich kolegów wskazując głową, aby szli za mną.
          Zajęłam miejsce obok Dracona, a przybysze usiedli na przeciwko nas.
  -Draco to jest Theo Adams, mój przyjaciel z dzieciństwa. Theo to jest Draco Malfoy, mój chłopak.
  -Miło cię poznać. To są moi kumple.-zaczął nam przedstawiać wszystkich po kolei. Okazało się, że Wiktor Krum, idol Rona, także uczęszcza do Durmstrangu.
  -Nie widzieliśmy się tak dawno. Nawet nie wiedziałam, że dostałeś się do Durmstrangu, Przecież twoi rodzice to mugole.
  -No widzisz, a ja nie spodziewałem się ciebie w Slytherinie. Słyszałem o tych waszych domach i szczerze mówiąc prędzej obstawiałbym Gryffindor. Czy nie tam właśnie trafił Harry?
  -Właśnie tam, a ja już nie jestem tą samą dziewczynką co siedem lat temu.
          Dumbledore powiedział tylko coś o wrzucaniu kartek z nazwiskami do czary, a my gawędziliśmy w najlepsze przez resztę posiłku, kiedy rozmowa zeszła na inne tory.
  -Wiecie może gdzie w tej szkole można się rozerwać?-spytał Matt-kolega Theo.
  -Tylko czekałem, aż ktoś się o to zapyta.-odezwał się Blaise.-Slytherin od początku roku szykował się imprezę. Szóstoroczni  już załatwili zapas alkoholu.
          Theo spojrzał na mnie wzrokiem w stylu "Nie jesteś na to trochę za młoda?"
  -No co? U nas są najlepsze imprezy. Przebijamy wszystkich. Polecam grę w butelkę po ognistej.-powiedziałam po czym wszyscy wybuchliśmy śmiechem.
  -Jutro, punkt dwudziesta, lochy Slytherinu. Hasło to Czysta Krew.-skwitował Draco.

       

niedziela, 17 kwietnia 2016

Rozdział 17 cz.1

   Wybaczyłam Harry'emu palenie listów. W końcu tylko się o mnie martwił. Przez końcówkę wakacji zdarzyło mi się kilka razy przez przypadek coś podpalić. Uznałam, że lekcje z Dumbledorem będą mi potrzebne.
          Jechaliśmy właśnie pociągiem. Tym razem siedziałam w przedziale z Amandą. Opowiedziałam jej o wszystkim, a ona jako moja najlepsza przyjaciółka wypowiedziała te oto słowa:
  -W takim razie mogę śmiało ogłosić, że od teraz to ja i Blaise znajdujemy się na szczycie listy najgorętszych par w szkole. A tak serio to porozmawiam z Blaisem, może on się czegoś dowie.
          Resztę podróży spędziłyśmy na rozmowie o książkach. Był to dla mnie niekończący się temat. Szczerze przyznam, że mugolskie książki wymiatają.
  -Musisz przeczytać "Mroczne Umysły".-powiedziałam.-najlepszy jest fragment kiedy Liam mówi Ruby, że nigdy jej nie zapomni, a potem ona...
  -Ciii... Wiesz, że nie lubię spoilerów.
  -Przepraszam.-powiedziałam szeptem po czym obie wybuchłyśmy śmiechem.
  -Ale i tak lepszy jest "Więzień Labiryntu".-szepnęła i zaczęłyśmy śpiewać "Beating Heart"-Ellie Goulding piosenkę nagraną specjalnie do ekranizacji tej książki.
          Wyjrzałam przez okno.
  -Zaraz będziemy. Idę do łazienki.-powiedziałam po czym wzięłam szatę i wyszłam z przedziału.
          Szłam korytarzem podziwiając zachodzące słońce. Znając moje szczęście musiałam na kogoś wpaść. już otwierałam usta, żeby powiedzieć "przepraszam", ale powstrzymałam się gdy zobaczyłam, że przede mną stoi Malfoy. Nie zamierzałam odezwać się pierwsza. Z opresji wyrwał mnie Zabini.
  -Hej Nel. Jak mistrzostwa?-spytał przytulając mnie.
          Odwzajemniłam uścisk i odpowiedziałam:
  -Zapytaj swojego przyjaciela.-popatrzyłam na Dracona znacząco.
  -O co ci chodzi?-spytał blondyn.
  -Mistrzostwa, Pansy, całowanie? Może teraz.-powiedziałam zimno, po czym zwróciłam się do diabła.-Idź do Amandy, stęskniła się za tobą.
          Wyminęłam jasnowłosego i ruszyłam dalej. Oczy mi się zaszkliły, ale szybko odpędziłam łzy. Niestety po raz drugi musiałam na kogoś wpaść.
  -Przepraszam.-wydukałam i już miałam ruszyć, kiedy ręka potrąconego złapała mnie za ramię i obróciła ku sobie. Ujrzałam brązową czuprynę i zjawiskowe zielono-brązowe oczy.
  -Wszystko w porządku?-zapytał Cedrik.
  -Tak.-odpowiedziałam lekko się uśmiechając.-Jestem po prostu zmęczona.
  -Zaraz będziemy.-powiedział uśmiechając się ciepło. Myślę, że z łatwością moglibyśmy zostać przyjaciółmi.-Idź się przebrać.
  -Do zobaczenia w szkole.-powiedziałam i w końcu dotarłam do tej nieszczęsnej łazienki.
          Gdy stanęłam przed drzwiami naszego przedziału dostrzegłam, że Amy właśnie całuje się z Blaisem. Wycofałam się na koniec korytarza krzycząc:
  -Amanda, gotowa?!
          Kiedy tym razem stanęłam w drzwiach naszego przedziału oboje siedzieli na przeciwko siebie. Zaśmiałam się w duchu, a na zewnątrz spytałam:
  -Czas tęsknoty nadrobiony?
  -Tak.-odezwała się dziewczyna.
  -Porozmawialiśmy sobie.-dokończył za nią chłopak.
  -Okej.-powiedziałam po czym wszyscy wybuchliśmy gromkim śmiechem.
          Do szkoły dojechaliśmy powozami. Po przydziale pierwszoroczniaków i uczcie głos zabrał dyrektor.
  -Mam nadzieję, że wszyscy się najedli i napili.-zaczął.- Jak zawsze pragnąłbym wam przypomnieć, że żaden uczeń nie ma wstępu do Zakazanego Lasu, a uczniowie pierwszych i drugich klas nie mogą odwiedzać Hogsmeade. Z największą przykrością muszę was poinformować, że w tym roku nie będzie między-domowych  rozgrywek o Puchar Quidditcha.
  -Co!?-na sali rozległy się protesty.
  -A nie będzie ich...-ciągnął Dumbledore.-z powodu pewnego ważnego wydarzenia, które będzie trwało od października przez cały rok szkolny. Jestem jednak pewny, że nie będziecie żałować. Mam wielką przyjemność oznajmić wam, że w tym roku w Hogwarcie odbędzie się Turniej Trójmagiczny!
          Dyrektor wyjaśnił zasady. Jeszcze większe protesty rozpoczęły się kiedy oświadczył, że w turnieju mogą brać udział tylko osoby po ukończeniu siedemnastego roku życia. Byłam tym strasznie zawiedziona, ale z drugiej strony chciałam poznać uczniów z innych szkół, którzy mięli przyjechać do nas za miesiąc. Po objaśnieniu regulaminu Dumbledore przedstawił nam nowego nauczyciela OPCM - Szalonookiego Moody'ego.
  -Oj będzie się działo.-szepnęłam do Liv, z którą siedziałam na zielarstwie.
  -Mnie tam bardziej ciekawią chłopcy z Durmstrangu.-powiedziała.
          Zaśmiałyśmy się i ruszyłyśmy do lochów.
* * *
          Przez około dwa i pół tygodnia ignorowałam Dracona. Kilkadziesiąt razy próbował ze mną porozmawiać, ale skutecznie go spławiałam. Przyłapywałam się jednak na patrzeniu się na niego z tęsknotą w oczach. Podczas zajęć, na których zawsze siedziałam z Draco jego miejsce zastępowali na przemian moi przyjaciele. Byłam im za to bardzo wdzięczna.
         Dziesięć dni przed przyjazdem reprezentantów szłam w stronę biblioteki,gdyż musiałam znaleźć książkę  na wróżbiarstwo, kiedy podbiegł do mnie Blaise, a wraz z nim Amanda i Hermiona.
  -Nel, słuchaj...-mówił zdyszany Blaise.-Wiemy jak to się stało.
 -Co?-spytałam choć w głębi duszy wiedziałam o co im chodzi.
  -Wiemy dlaczego Draco całował się z Pansy.-oznajmiła Amy.-Hermiona.
  -No więc Lavender powiedziała mi, że Dafne powiedziała jej, że Pansy powiedziała jej, że...
  -Hermiona, do brzegu.-pogoniłam ją.
  -Pansy użyła Amortencji - Eliksiru Miłości.
  -A ja gadałem z Draco. Mówił, że nic nie pamiętał. Dopiero po rozmowie w pociągu go olśniło. Typowy zanik pamięci dla tego eliksiru. Potwierdził to nawet Snape.
  -Ale ten eliksir sporządzają dopiero na szóstym roku.-stwierdziłam.-Musiała go gdzieś kupić.
  -Draco jest niewinny, to wszystko wina Pansy.
          Myślałam, że eksploduję jednak zamiast mnie zrobiło to jedno ze świateł.
  -Gdzie ona jest?-siliłam się na opanowany ton.
  -Widziałem jak szła w stronę lochów.-rzekł diabeł, a ja ruszyłam przed siebie.
  -Tylko nie zrób nic głupiego.-krzyknęła za mną krukonka.
  -Nie mogę tego obiecać.-powiedziałam już do siebie.
          Szłam, a właściwie biegłam w stronę lochów. W połowie drogi dostrzegłam dziewczynę na końcu korytarza. Nie  kierowała się jednak do pokoju wspólnego Slytherinu tylko do łazienki Jęczącej Marty. Jak najciszej ruszyłam za nią. Gdy dotarłyśmy na miejsce, wyszłam z ukrycia.
  -I co? Zadowolona?-spytałam.
  -Z czego?-odwróciła się mówiąc słodkim głosem.
  -Użyłaś na Draco eliksiru miłosnego.
  -Może tak, może nie.-odpowiedziała z drwiącym uśmieszkiem.
  -Jesteś taka głupia czy po prostu udajesz?-zapytałam zakładając ręce na krzyż.
  -On jest mój i zawsze będzie.-powiedziała jadowito i wyciągnęła różdżkę. Że też akurat dzisiaj musiałam zostawić swoją w pokoju.
          Ślizgonka już miała rzucić zaklęcie kiedy przygwoździłam ją do ściany za pomocą swojej mocy. Zdezorientowana spytała:
  -Jak ty to?
  -Zrozum. Nie masz nad Draco żadnej Władzy. Jeżeli cię kocha to nie musisz używać eliksirów!
          Nie odpowiedziała, bo zza moich pleców odezwał się doskonale znany mi głos.
  -Nel ma rację. Zrozum to Pansy.-powiedział Draco.
          Odwróciłam głowę w jego stronę. Zupełnie zapomniałam, że skupienie podtrzymuje moją moc. Już miałam powiedzieć coś do blondyna kiedy usłyszałam jak jedno z zaklęć niewybaczalnych, które prezentował nam Moody wylatuje z ust Parkinson.
  -Crucio.-krzyknęła, a ja oberwałam zielonym promieniem.
          Wylądowałam na podłodze. Ból był okropny. Czułam jakby ktoś obdzierał mnie ze skóry. Szarooki zaraz znalazł się przy mnie. Słyszałam rozmowę zagłuszaną przez mój krzyk.
  -Przestań!-krzyczał blondyn.
  -Nie! Ona znowu pozbawi mnie ciebie!-krzyczała nastolatka.
  -I tak nigdy z tobą nie będę! Zrozum to!
  -No to może teraz!? Crucio!
          Kolejna fala zielonego promienia poleciała ku mnie. Nagle wokół mnie pojawił się ognisty krąg. Płomienie sięgały połowy wysokości łazienki, jednak nawet one nie przerwały męczarni. Z nosa zaczęła lecieć mi krew. Modliłam się o utratę przytomności, jednak ciemność nie nadchodziła. Krzyczałam coraz głośniej.
  -Nel!-usłyszałam.
          Chwilę później do pomieszczenia wbiegli Miona, Amy i Blaise, przynajmniej tak mi się wydawało.
  -Expelliarmus!-krzyknęła gryfonka i tortury ustały jednak ogień nie zmalał ani o cal.
  -Nel.-usłyszałam cichy głos z mojej prawej.
          Draco wystawiał do mnie rękę. Przełożyłam swoją rękę przez ogień i złapałam dłoń blondyna. Wtedy nastała upragniona ciemność.

Notka od autorki
Przepraszam, że rozdział wstawiam dopiero dzisiaj, ale wczoraj miałam zawody cały dzień i nie miałam jak go napisać.
PS:Ten rozdział  także wyszedł mi nieco długi więc  podzieliłam go na 2 części.
Miłego czytania!
Nel Malondale 

środa, 13 kwietnia 2016

Rozdział 16

          Leżałam na plecach oddychając z trudem jakbym zdyszała się po biegu. Przebudziłam się z bardzo realistycznego snu, z dłonią przyciśniętą do przedramienia. Blizna paliła mnie tak, jakby ktoś przed chwilą przyłożył do niej rozgrzany do białości pręt.
          Próbowałam sobie przypomnieć o czym śniłam. To było takie żywe, takie realne... Dwoje znajomych ludzi i jeden, którego nie znam... Zmarszczyłam brwi starając sobie przypomnieć...
          Nawiedził mnie niewyraźny obraz jakiegoś pokoju... przypomniałam sobie węża zwiniętego na dywaniku przed kominkiem... drobnego człowieka tak, to Peter o przezwisku Glizdogon... i piskliwy głos... głos Lorda Voldemorta.
          Zacisnęłam powieki usiłując sobie przypomnieć jak wyglądał Voldemort, ale okazało się to niemożliwe... Pamiętałam tylko, że w tej samej chwili, w której odwrócono fotel Voldemorta i zobaczyłam co w nim siedzi, przeszył mnie spazm przerażenia i obudziłam się... A może obudził mnie piekący ból?
          I kim był ten starzec. Na pewno był tam jakiś starzec. Widziałam jak upada na podłogę. Ale wszystko się zacierało. Zasłoniłam twarz dłońmi ogradzając się od sypialni, by zatrzymać pod powiekami obraz tamtego mrocznego pokoju, ale szczegóły wyciekały z mojej pamięci jak woda ze stulonych dłoni. Tym szybciej im mocniej starałam się je zatrzymać. Voldemort i Glizdogon rozmawiali o kimś kogo zabili., ale nie mogłam sobie przypomnieć jego imienia... i planowali nowe morderstwo... ale kto miał być ofiarą? "O nie"-pomyślałam.-"Harry"
          Odjęłam ręce od twarzy i rozejrzałam się po pokoju. Na razie mieszkaliśmy u Weasley'ów, ale mi to pasowało. Wczoraj pan Weasley powiększył pokój, który dzieliłam z Ginny i wstawił tu trzecie łóżko gdyż niedługo miała zjawić się Hermiona. Zerknęłam na zegarek. Była piąta nad ranem, jednak wiedziałam, że nie ma szans abym ponownie zasnęła. Wyszykowałam się więc jak najciszej, żeby nikogo nie obudzić i wyszłam na dwór. Nora zewsząd otoczona była różnorodnym krajobrazem. Z jednej strony polem, z drugiej lasem, a jeszcze z trzeciej-jeziorem. Słońce grzało, a od wody wiała lekka bryza. Idealna pogoda na trening. Weszłam do lasu gdzie odnalazłam miejsce, w którym zawsze trenowałam. Była to niewielka polana cały czas oświetlona przez słońce. Było tu dużo kamieni i kamyczków, a przez jej środek przepływał strumyk. Usiadłam na pieńku drzewa i skupiłam się na wodzie. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie jak formuje się z niej strumień płynący ku górze. Kiedy otworzyłam oczy z koryta wznosił się prawie dwumetrowy strumień wody. Poruszyłam ręką we wszystkie strony świata, a ciecz naśladowała ruchy mojej dłoni. Kiedy wróciłam do strumienia zajęłam się kamieniami. Podnosiłam je (oczywiście siłą woli) i rzucałam jak najdalej chcąc pobić swój dotychczasowy rekord. Nagle usłyszałam trzask łamanej gałęzi. Błyskawicznie obróciłam się do tyłu. Wśród drzew i krzewów ujrzałam czarną czuprynę. Poklepałam kawałek pieńka mówiąc:
  -Chodź Harry.
           Chłopak usiadł obok mnie. Nastała chwila ciszy po czym wybraniec przerwał ją pytając:
  -Dlaczego mi nie powiedziałaś?
  -O czym?
  -O tym...-naśladował ruchy moich dłoni.-Wszystkim.
  -Ty też długo nie powiedziałeś mi o Zgredku.-uśmiechnęłam się pod nosem.
  -W takim razie jesteśmy kwita. A teraz powiedz mi co to jest.
          Opowiedziałam mu wszystko od początku do końca. Kolejne pół godziny zabrało mi prezentowanie swoich zdolności, aby dowieść, że nie kantowałam. Około ósmej wróciliśmy do Nory. Nikt już nie spał, a w domu panował typowy dla niego gwar. Weszliśmy do kuchni. Przy kuchennym siedzieli dwaj rudzielcy, których nigdy wcześniej nie widziałam. Domyśliłam się, że to dwaj najstarsi chłopcy z rodzeństwa Weasley. Bill i Charlie.
  -Jak leci dzieciaki?-zapytał bliższy, szczerząc do nas zęby i wyciągając wielką dłoń najpierw w stronę Harry'ego, a potem w moją. Potrząsnęłam nią, wyczuwając palcami stwardnienia i pęcherze. To musiał być Charlie, który bada smoki w Rumunii. Charlie był zbudowany jak bliźniacy. Niższy i tęższy od Percy'ego  i Rona, którzy byli wysocy i chudzi. Miał szeroką, dobroduszną twarz, posiekaną od wiatru, a piegów tyle, że wyglądały jak opalenizna. Ramiona miał muskularne, a na jednej ręce widniał duży, błyszczący ślad po oparzeniu.
          Bill wstał, uśmiechając się i również uścisnął nam dłonie. Harry'ego trochę zdziwiło jego zachowanie, gdyż zawsze wyobrażał go sobie jako starszą wersję Percy'ego. Ja za to wyobrażałam go sobie jak... właściwie wogóle nad tym nie myślałam. Chłopak był wysoki. Miał długie włosy, które związał z tyłu w kucyk. Z ucha zwisał mu kolczyk z czegoś co wyglądało jak kieł. Ubrany był jak na koncert rockowy, a na nogach miał buty ze smoczej skóry. Jego styl można określić jednym słowem-"cool".
* * *
"Dwa dni później."
  -Czas juz wstawać.-powiedziała pani Weasley.
          Przeciągnęłam się i usiadłam na łóżku. Molly właśnie obudziła Ginny i Hermione. Dziś wielki dzień. Mistrzostwa Świata w Quidditchu.  Podekscytowana, błyskawicznie umyłam się i ubrałam. Po chwili zbiegłam do kuchni.
  -Dzień dobry.-powiedziałam wchodząc do niej z uśmiechem na twarzy.
          Przywitałam się ze wszystkimi. Po śniadaniu złożonym z naleśników i soku dyniowego.
          W końcu wyszliśmy z domu. Podążyliśmy za panem Weasley. Prowadził nas na wzgórze Stoatshead, gdzie, jak wytłumaczył nam po drodze, znajdował się świstoklik. Nogi powoli odmawiały nam posłuszeństwa. W końcu doszliśmy na szczyt.
  -Teraz musimy znaleźć świstoklik...-zaczął pan Weasley
  -Tutaj Arturze! Mamy go!-usłyszeliśmy czyjś głos, a naszym oczom ukazały się dwie postaci.
          Pan Weasley uściskał dłoń czarodziejowi o rumianej twarzy, okolonej krzaczastą, brązową brodą, który w drugiej dłoni trzymał jakiś zapleśniały but.
  -Moi drodzy, to jest Amos Diggory.-powiedział dorosły.-Pracuje w Urzędzie Kontroli nad MAgicznymi Stworzeniami. Chyba znacie jego syna Cedrika?
          Cedrik Diggory był kapitanem i szukającym drużyny puchonów. Miał około siedemnastu lat. Brunet z zielono-brązowymi oczami. Uchodzi za jednego z najprzystojniejszych chłopców w szkole. Muszę się z tym zgodzić.
  -Cześć.-powiedział Cedrik rozglądając się po twarzach obecnych.
          Wszyscy oprócz bliźniaków odpowiedzieli "Cześć". Oni tylko kiwnęli głowami. Wciąż mieli mu za złe wygrany mecz z Gryffindorem.
  -To wszystko twoje dzieciaki, Arturze?
  -Och nie, tylko te rudzielce.-odpowiedział pan Weasley wskazując na swoje dzieci.-To jest Hermiona Granger, koleżanka Rona oraz Nel i Harry Potterowie, także jego koledzy ze szkoły.
  -na brodę Merlina!-zawołał Amos Diggory, wytrzeszczając oczy.-Harry? Harry Potter?
  -Eee...no...tak...-rzekł Harry.
          Przywykłam do tego, że wszyscy zawsze ekscytowali się przy poznawaniu mojego brata. nastolatek przyzwyczaił się, że wszyscy przyglądają się jego bliźnie, jednak tym razem wyjątkowo go to krępowało dlatego wkroczyłam do akcji.
  -Miło pana poznać.-powiedziałam wyciągając rękę w stronę mężczyzny i  tym samym odciągając jego wzrok od złotego chłopca. Czarodziej odwzajemnił uścisk dłoni, a ja usłyszałam od bliźniaka ciche dziękuję.
  -Musimy się pośpieszyć.-powiedział pan Weasley.-Mamy tylko minutę. Trzeba tylko dotknąć świstoklika, to wszystko, wystarczy jednym palcem.
          Zgromadziliśmy się wokół starego buta, który trzymał ojciec Cedrika. Staliśmy tak w ciasny  kręgu, gdy na szczycie wzgórza powiał zimny wiatr.
  -Trzy...-mruknął pan Weasley wciąż patrząc na zegarek.-dwa...jeden...
          Zaledwie usłyszałam "jeden" gdy poczułam, jakby w okolicy pępka coś szarpnęło mnie mocno do przodu. Oderwaliśmy się od ziemi, ramionami wyczuwałam obok siebie Harry'ego i Cedrika. W końcu uderzyliśmy stopami o coś twardego. Stałam pewnie obok puchona w trakcie gdy Ron i Harry leżeli na ziemi. 
          Rozejrzałam się dookoła. Wylądowaliśmy na jakimś zamglonym wrzosowisku.
* * *
          Gdy ustawiliśmy namioty i rozpaliliśmy ognisko postanowiliśmy rozejrzeć się po tym miejscu. Wzięłam ze sobą sakiewkę z pieniędzmi. Obejrzeliśmy wspaniałe, bogato zdobione namioty kibiców Bułgarii i Irlandii. Na koniec zatrzymaliśmy się przy sprzedawcach pamiątek. Kupiliśmy tam kilka drobiazgów. Kiedy mieliśmy wracać przypomniałam sobie, że Draco wspomniał iż wybiera się na te mistrzostwa. Poprosiłam towarzyszy, żeby zanieśli moje zakupy do naszych namiotów, a sama wyruszyłam na poszukiwania ślizgona. 
          Przemierzałam pole namiotowe już dziesiąta minutę gdy usłyszałam znajomy głos. Rozmawiał z... Wyjrzałam zza namiotu, nie pomyliłam się. Draco rozmawiał z Pansy. Nie tylko z nią rozmawiał. całowali się! Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Ta zdzira całowała się z moim chłopakiem! Chciałam być teraz jak najdalej stąd, jednak nie było mi to dane. Wycofując się strąciłam jakiś posąg. na szczęście ukryłam się w ostatniej chwili.
  -Co to było?-spytał Malfoy.
  -Pewnie szczur.-zabrzmiał gong.-Czas na mecz Drakusiu.-odpowiedziała dziewczyna.
          Nie mogłam dłużej na to patrzeć. Pobiegłam w stronę naszego obozowiska. Łzy napływały mi do oczu, ale nie zamierzałam uronić ani jednej przez tą idiotkę.
          Kiedy dobiegłam na miejsce wszyscy zbierali się do wyjścia. Uśmiechnęłam się sztucznie i ruszyliśmy na mecz.
          
          Naszym oczom ukazał się gigantyczny stadion. Nasze miejsca były w loży honorowej, na samej górze. Gdy tam dotarliśmy wszyscy mielismy zadyszkę. Zajęliśmy miejsca i rozejrzeliśmy się wokół. Harry zagłębił się w rozmowie ze skrzatem domowym. Przeglądałam z Hermioną program, gdy usłyszeliśmy czyjeś kroki. W naszą stronę szedł Minister Magii i jakiś bułgarski czarodziej. Knot przedstawił mu nas i znów usłyszeliśmy czyjś głos.
  -Ach, jest i Lucjusz.-powiedział zadowolony Knot.
          Przysięgam. Słyszałam jak moje serce ponownie kruszy się na milion maleńkich kawałeczków. Nie dałam tego po sobie poznać. Obróciłam się wysoko unosząc głowę i zakładając rękę na rękę. Dorośli zagłębili się w rozmowie na temat ministerstwa, a my staliśmy nic nie mówiąc. Pierwsza odezwała się Pansy, której nawet wcześniej nie zauważyłam.
  -Co, sierotki przyplątały się do Wiepszlejów?-spytała głupio się uśmiechając. Blondyn już otwierał usta kiedy się odezwalam.
  -Zamknij się Pansy, a ty się nawet nie odzywaj Malfoy.
          Wzrok wszystkich był zwrócony ku mnie. "Najgorętsza para Hogwartu się rozpadła."-najlepszy nagłówek do gazety. Spojrzałam w hipnotyzujące oczy chłopaka. Zawsze potrafiłam z nich wyczytać każdą emocję, ale teraz wydawały się zupełnie obce. Zamglone. Jakby wogóle nie było w nich Draco.
  -Spadajcie stąd.-powiedziałam wciąż nie odrywając wzroku od jego stalowych tęczówek.
          Kiedy odeszli poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Oczy mi się zaszkliły więc zamrugałam szybko aby odpędzić łzy.
  -Wszystko w porządku?-spytał Harry.
  -Tak.-powiedziałam ochryple.
  -Powiesz mi co się stało?-kontynuował czarnowłosy.
  -Patrzcie!-krzyknęła Miona.-Drużyny wchodzą na boisko!
          Przyjaciółka uratowała mnie od niechcianej rozmowy. Posłałam jej dziękujące spojrzenie, a ona tylko posłała mi pocieszający uśmiech i zajęła się kibicowaniem swojej ulubionej drużynie.
* * *
            Po długim, wspaniałym meczu udaliśmy się do namiotu. Obiecałam bratu i przyjaciółce, że opowiem im wszystko po powrocie do Nory. Położyłam się między Hermioną, a Ginny. Zasnęłam bardzo szybko.
          Obudził nas pan Weasley potrząsając nami. Usłyszałam krzyki i hałasy dobiegające z zewnątrz.
  -Co się dzieje?-spytała przerażona Ginny.
  -Szybko, wstawajcie, to bardzo pilne.
          Narzuciłam kurtkę na piżamę i wyszliśmy z namiotu. Zobaczyłam tłum zamaskowanych czarodziejów. Już wyciągałam różdżkę kiedy bliźniacy pociągnęli mnie w przeciwną stronę. Pan Weasley, charlie i Bill ruszyli na pomoc innym kiedy my biegliśmy w inną stronę
  -Musimy się ukryć-krzyknęłam do Golden Trio pokazując ręką na pobliskie zarośla. Schowaliśmy się w ostatniej chwili. Ktoś wystrzelił w niebo zielony promień. Po chwili przybrał postać wielkiej czaszki. Z pomiędzy jej szczek wysunął się wąż.
  -To Mroczny Znak!-pisnęła Hermiona.
          Chwyciła nas za ręce. Gdyż już mieliśmy biec Harry krzyknął:
  -Padnij!
           Położyliśmy się na ziemi w ostatniej chwili. Nad naszymi głowami przeleciały zaklęcia. Gdy uniosłam głowę zobaczyłam biegnącego w naszą stronę pana Weasley'a i Crough'a.
  -Wszystko w porządku dzieciaki?-spytał pierwszy.
  -Odsuń się Arturze.-powiedział drugi zimnym głosem.-Jesteście na miejscu zbrodni, które z was wyczarowało Mroczny Znak?
  - Żadne z nas!-krzyknęłam.-Byli tu ludzie w maskach, ktoś skradał się przez las, a pan obwinia nas!?
  -Ona ma rację.-pan Weasley stanął po mojej stronie.-Poszukajcie śladów, a my dzieciaki wracamy do Nory.
* * *
  -Całowali się rozumiesz?-płakałam w ramię przyjaciółki.-Nie odezwał się przez całe wakacje, a teraz to!-łzy lały mi się z oczu strumieniami.
  -Będzie dobrze, zobaczysz. Nie wierze, że mówię to o Malfoy'u, ale nie sądzę, żeby zachował się tak wobec ciebie. Mógłby być chamski dla wszystkich, ale nie dla ciebie. Za bardzo cię kocha. Sam nie pocałowałby Pansy.
  -W takim razie jak wytłumaczysz to, że nie dostałam od niego żadnego listu, ani odpowiedzi na moje?
  -To akurat mogę wyjaśnić ja.-Harry stanął w drzwiach. Podniosłam się przecierając oczy.
  -Co masz na myśli?-spytałam bliźniaka.
  -To moja wina.-przyznał.-Przechwytywałem wszystkie jego listy i paliłem je, abyś ich przypadkiem nie znalazła.-wyznał patrząc na swoje buty.
  -Co!?
  -Byłem wkurzone, że pomimo iż ja i tata zabroniliśmy ci się z nim spotykać, ty nadal to robiłaś, a na dodatek zostaliście parą.
  -Nie mówisz poważnie?!-zebrało mi się na jeszcze większy płacz.
  -Mówię całkiem serio.-kontynuował wybraniec.- Byłem przekonany, że cię skrzywdzi, ale kiedy zobaczyłem, że przy tobie jest innym człowiekiem... Ugh... Nie wierzę, że to mówię, ale zgadzam się z Mioną. On naprawdę cie kocha.
  -Pozostaje tylko pytanie.-odezwała się Ginny, która ciągle mnie pocieszała.-Dlaczego ją pocałował.

Notka od autorki
Jak myślicie, dlaczego Draco całował się z Pansy. Jak to wszystko się skończy? 
Na wasze odpowiedzi czekam w komentarzach. 
Nel Malondale 

sobota, 9 kwietnia 2016

Rozdział 15 cz.2

  -Czemu jeszcze ich tu nie ma?-spytałam sama siebie.
  -Pewnie znowu ratują świat.-powiedział Draco próbując mnie rozśmieszyć, ale kiedy spiorunowałam go morderczym wzrokiem natychmiast się poprawił.-Na pewno nic im nie jest.
  -Powinnam z nimi iść. Czemu tak nie zrobiłam?
  -Ponieważ Hermiona powiedziała ci, że dadzą sobie radę, a ty jej uwierzyłaś. I dodatkowo musiałaś zaprowadzić Weasley'a do skrzydła szpitalnego.-Blaise odpowiedział na pytanie retoryczne.
  -Spokojnie to Potter i Granger. Poradzą sobie.-uspokajał mnie blondyn.
  -A jeśli nie!? Od tego zależy życie Syriusza, a dodatkowo oni mogą być w niebezpieczeństwie!-zestresowałam się
          I wtedy znowu to się stało. Ogień w kominku urósł tak wysoko, że prawie lizną sufit, a fotel na którym nikt nie siedział, poleciał do tyłu z taką siłą, że walną w ścianę, od której oddzielało go kilkadziesiąt metrów.
          Ślizgoni patrzyli na mnie szeroko otwartymi oczami. Pierwszy odezwał się smok:
  -Czy...? Ty...? Właśnie...?
  -Bez pomocy różdżki...-dodał diabeł, jednak ja stałam w bezruchu wciąż obserwując przewrócony mebel.



"Jakieś dziesięć minut później."

    
           Staliśmy przed wejściem  do gabinetu dyrektora.
  -Czekoladowe żaby.-powiedziałam.
          Kiedy gryf otworzył nam wejście, wbiegliśmy po schodach na górę.
  -Panie dyrektorze.-zaczęłam stając przed biurkiem dorosłego.-Możemy porozmawiać?
  -Oczywiście Nel.--odpowiedział.-Widzę, że przyszłaś z obstawą.-wskazał na moich przyjaciół.-O co chodzi?
  -Chcielibyśmy wiedzieć czy można używać czarów, albo wpływać na różne przedmioty bez pomocy różdżki.-wyprzedził mnie Blaise.
  -Owszem można.-staruszek spoważniał.-Ale jest to bardzo potężna magia i tylko najlepsi czarodzieje są w stanie jej używać. Sam Merlin nią władał. Po co jest wam to wiedzieć?-spytał nie ukrywając szczerej ciekawości.
          Już miałam powiedzieć, że to tylko z ciekawości, ale ktoś uprzedził mnie wszystko wyjaśniając. Draco nigdy nie umiał trzymać języka za zębami.
  -Podejrzewamy, że Nel może nią władać.-powiedział Malfoy.
  -Pamięta pan nasze pierwsze Boże Narodzenie tutaj?-pokiwał lekko głową, więc mówiłam dalej.-To, co stało się ze świecami, ścianami i szachami zdarzyło się dokładnie w momencie, w którym okropnie się zdenerwowałam.
  -Teraz tak samo.-kontynuował Draco.-Wystrzeliła ogień z kominka i rzuciła fotelem o ścianę nawet nie podnosząc ręki.
          Dyrektor wstał i zaczął przechadzać się po pomieszczeniu.
  -Telekineza... telekineza... i to bez pomocy rąk...-powtarzał szeptem sam do siebie.-Tak. To wyjątkowy dar. Posiadają go tylko najlepsi z najlepszych. Nie można się go nauczyć, trzeba go odziedziczyć, albo jakimś cudem go zdobyć. A telekineza bez używania rąk to już zaawansowany etap.-przystanął na chwilę.-Chłopcy moglibyście zostawić nas na chwilę samych?
          Pokiwałam głową na znak, że się z tym zgadzam, a oni wyszli mówiąc tylko, że na mnie poczekają.Dumbledore wrócił do swojego wywodu: 
  -Telekineza jest bardzo przydatna, ale może także narobić wiele szkód. Najgorsze jest to, że kiedy nie umiesz nad nią panować, negatywne emocje mogą użyć jej w nieodpowiedni sposób. Dlatego na twoim czwartym roku nauki zaczniemy prywatne lekcje. A do tej pory proszę, abyś starała się trzymać emocje na wodzy. Jednak muszę cię uprzedzić. Twoi rodzice nie mieli takich zdolności, więc nie wiemy jakie zdolności jeszcze posiadasz. Proszę abyś była ostrożna.
          Chwilę zajęło mi oswojenie się z tą informacją. Po krótkiej ciszy, która zapadła w pomieszczeniu zabrałam głos:
  -Dobrze, postaram się.
  -Musisz jednak pamiętać, że powinnaś to zaakceptować. To najłatwiejszy sposób, aby nad tym zapanować.
          Kiwnęłam tylko głową i ruszyłam w stronę wyjścia. W drodze do lochów opowiedziałam całą rozmowę ciekawym przyjaciołom.
  -Nel! Nel!-usłyszałam za sobą krzyk. Odwróciłam się i ujrzałam Neville'a.-Harry prosi żebyś do niego przyszła. Mówi, że chodzi o n i e g o  , ale kompletnie nie wiem o co mu chodzi.
  -Za to ja tak.
           Rzuciłam chłopakom szybkie:
  -Zobaczymy się w pokoju wspólnym. 
           I pobiegłam za gryfonem. Biegliśmy w stronę wieży Gryffindoru. Chłopak wypowiedział hasło i Gruba Dama otworzyła nam drzwi. Gdyby do wieży wszedł jakiś inny ślizgon zapewne rozpętałaby się bójka, ale ja byłam tu dość częstym gościem. Ruszyliśmy do dormitorium chłopaków. Seamus'a nie było, a Ron leżał w skrzydle szpitalnym, więc Harry siedział sam. Poprosiłam Neville'a żeby zostawił nas samych i podeszłam do brata. Usiadłam na jego łóżko na przeciwko niego.
  -Udało się?-spytałam z nadzieją w głosie.-Uratowaliście go?
          Harry miał ponurą minę więc pomyślałam, że pewnie coś poszło nie tak, jednak po chwili uśmiechnął się pod nosem i powiedział:
  -Uratowaliśmy go. Przy jeziorze zaatakowali nas dementorzy. Obudziłem się w skrzydle szpitalnym. Okazało się, że dementorzy mają zamiar złożyć swój pocałunek.
  -I cofnęliście się w czasie?-spytałam podnosząc pytająco brwi.
  -Skąd wiedziałaś? O zmieniaczu czasu?
  -Domyśliłam się po tym, jak Hermiona zaliczyła wszystkie dodatkowe przedmioty. Ale mów dalej.
  -Cofnęliśmy się w czasie. Uratowaliśmy Hardodzioba, a potem Syriusza i wyczarowałem patronusa.-pochwalił się.-Najważniejsze jest, że łapa żyje.
          Odetchnęłam z ulgą i przytuliłam się do niego nic nie mówiąc.
* * *
          Wbiegłam  do pokoju wspólnego Slytherinu i rzuciłam się Draconowi na szyję mówiąc szeptem:
  -Uratowali go.
          Chłopak zakręcił mną po czym złączyliśmy się w długim pocałunku.
 * * *
          Siedzieliśmy na obiedzie. Nagle do pomieszczenia wleciały dwie sowy, których nigdy na oczy nie wiedziałam. Niosły dwie duże paczki. Jedna wylądowała tuż przed Harrym, a jedna przede mną. Popatrzeliśmy po sobie z bratem i rozpakowaliśmy prezenty. W środku znalazłam Błyskawicę - najszybszą i najlepszą miotłę na świecie i pióro ewidentnie ze skrzydła Hardodzioba. Od razu wiedziałam, że paczka jest od Syriusza.
  -To Błyskawica powiedział Blaise. 
  -Muszę ją wypróbować.-powiedziałam kiwając głową do brata.
          Razem wybiegliśmy ze szkoły ciągnąc za sobą tłum uczniów. Wzniosłam się w powietrze i znów poczułam się szczęśliwa. Byłam wolna.

środa, 6 kwietnia 2016

Rozdział 15 cz.1

          Nadeszła kolejna lekcja wróżbiarstwa. Dzisiaj pisaliśmy egzamin. Całkiem dobrze radziłam sobie z tym przedmiotem, ale widziałam, że Draco ma problem z napisaniem testu. Kiedy nauczycielka się odwracała podawałam mu odpowiedzi. Gdy znowu spojrzałam w stronę biurka, Trelawney stała nieruchomo. Zupełnie jakby była w transie.
  -Wszystko w porządku pani profesor?-spytałam, a ona zaczęła mówić wpatrując się w pustą przestrzeń:
  -Czarny Pan spoczywa samotny, bez przyjaciół, porzucony przez swoich wyznawców. Jego sługa był uwięziony przez dwanaście lat. Dzisiaj, przed północą, sługa rozerwie łańcuchy i wyruszy w drogę, by połączyć się ze swoim panem. Czarny Pan  powstanie z jego pomocą, jeszcze bardziej potężny i straszny niż przedtem. Dziś... przed północą.. sługa... wyruszy... by połączyć się... ze swoim.. panem...-skończyła.
          Podeszłam do niej i chwyciłam ją za barki.
  -Pani profesor, proszę pani...-mówiłam, ale nauczycielka mnie nie słyszała. Ciągle była w transie.-Niech ktoś biegnie po dyrektora!-krzyknęłam, a z miejsca zerwało się kilka osób.
          Próbowałam posadzić nauczycielkę na krześle, ale nie chciała się ruszyć. Około pięć minut później do sali wbiegł Dumbledore, a za nim profesor McGonagall.
  -Co się stało?-spytał mężczyzna.
  -Zachowuje się jakby była w transie.-powiedziałam.-Przepowiedziała coś.
  -Co takiego?-dopytywała się kobieta.
  -Że sługa Czarnego Pana zerwie łańcuchy dzisiaj przed północą.
  -Chodź Sybillo.-dyrektor zwrócił się do czarownicy .
           Wyszli z sali. McGonagall powiedziała tylko:
  -Odwołuję wam resztę lekcji.-i ruszyła za dorosłymi.
* * *
          Siedzieliśmy na brzegu jeziora. Hagrid stał w wodzie i puszczał kaczki.
  -Jak poszło przesłuchanie w ministerstwie?-spytała Hermiona.
  -Jestem niewinny.-powiedział pół-olbrzym.
  -To chyba dobrze.-powiedział Ron.
  -Wcale nie.-rozczulił się Hagrid.-Ojciec Malfoy'a się wkurzył... Dziobka skazali na śmierć.
* * *
          Siedzieliśmy w chatce gajowego i wspieraliśmy go. Miona chciała zrobić mu herbatę . Kiedy otworzyła kredens wyskoczył z niego Parszywek, cały i zdrowy.
  -Chyba komuś należą się przeprosiny.-powiedziała dziewczyna do rudzielca.
  -Masz rację. Przeproszę krzywołapa jak tylko go spotkam.
          Brunetka już miała mu odpowiedzieć, kiedy wazon sam się rozbił.
  -Ała.-powiedziałam kiedy dostałam czymś w głowę.
          Odwróciłam się do okna i na zewnątrz dostrzegłam zmierzających w naszą stronę pracowników ministerstwa.
  -Idą tu.-powiedziałam.-Musimy stąd iść.
  -Powodzenia.-powiedział Harry do Hagrida .
          Kiedy czarodzieje wchodzili przednimi drzwiami my wymknęliśmy się tylnym wejściem. Przebiegliśmy ogródek i schowaliśmy się za dyniami. Hermiona odwróciła się w stronę drzew mówiąc:
  -Chyba coś słyszałam.
  -Co takiego?-pytanie zadał Ron.
 -Chyba mi się wydawało.
          Podczas gdy gajowy odwracał uwagę dorosłych, wbiegliśmy na wzgórze prowadzące do szkoły. Schowaliśmy się za kamieniami obserwując całe zajście. Kat wyszedł z domku, podszedł do zwierzęcia, uniósł topór i uderzył. Hermiona wtuliła się w mojego brata, a ja nie odrywałam wzroku.
          Kiedy mieliśmy wchodzić do zamku Ron zaczął biec w przeciwnym kierunku krzycząc:
  -Parszywek! Wracaj!
          Nie zdążyłam go powstrzymać. Chłopak biegł za zwierzęciem przez pół błoni. Złapał go przy bijącej wierzbie.
  -Ron! Uważaj!-krzyknęła Hermiona, jednak chłopak nie wstał. Pokazał ręką na coś za nami i krzyknął:
  -Uważajcie!
          Odwróciliśmy się. Za nami stał czarny pies. Moja pierwsza myśl-Syriusz. Czarodziej warczał głośno, a po chwili rzucił się w stronę Rona. Złapał ucznia za nogę i zaciągnął go do dziury pod bijącą wierzbą. Pobiegliśmy za nimi. Pierwsza wskoczyłam do szpary. Szliśmy powoli korytarzem. Z góry ciągle dobiegały nas krzyki Rona.
  -To wrzeszcząca chata.-powiedziała Hermiona.
  -Raczej tak.-odpowiedziałam jej, a do brata zwróciłam się w myślach.-To Syriusz, prawda?
  -Tak mi się wydaje, ale pewności nie mamy.
          Zaczęliśmy wspinać się po schodach. Weszliśmy do starego, zniszczonego pokoju.
  -Ron.-podbiegliśmy do przyjaciela.-Ron żyjesz?-pytała Hermiona.
  -Pies. Gdzie jest?-spytał Harry.
  -Harry za tobą. To nie pies tylko animag.
          Obróciliśmy się. Za nami stał brązowowłosy mężczyzna w starych, podartych ubraniach.
  -Syriusz?-spytałam cicho.-Wujku to ja, Nel.-na dźwięk mojego imienia od razu zareagował.
  -Nel?-spytał cicho.-Harry?
          Podeszłam do niego i przytuliłam go. Odwzajemnił uścisk, a zaraz potem dołączył do nas Harry.
  -Co wy robicie?! Przecież to morderca!-krzyczała Miona.
  -On nie jest mordercą.-do pomieszczenia wszedł profesor Lupin.-Syriuszu.
  -Remusie. Jak dobrze cię widzieć.-odpowiedział Black.
  -Ja już nic z tego nie rozumiem.-powiedział Ron.
  -Syriusz jest ojcem chrzestnym Harry'ego.-mówił nauczyciel.-Nigdy nikogo nie zabił, nie jest mordercą.
  -To dlaczego był w Azkabanie?-krzyczał Ron.
  -Został niesłusznie oskarżony.-tłumaczył Harry.
  -Rozumiem.-powiedział brunetka po czym zwróciła się do rudzielca.-To teraz ich jedyna rodzina.
  -Jj... jak to? A Lily... James?-spytał zdezorientowany Black
  -Syriuszu...-zaczął mężczyzna, ale to ja skończyłam zdanie.
  -Bellatrix ich zabiła. Zapewne na polecenie Voldemorta.
          Zapadła chwila ciszy. czarodziej najwyraźniej trawił to czego się przed chwilą dowiedział.
  -Wszystko w porządku?-spytałam.
  -Tak. Remusie on tu jest.
  -Wiem.
  -Musimy go zabić.
  -Nikogo nie zabijecie!-krzyknęła Hermiona.
  -Nic nie rozumiesz Hermiono.-mówił Lupin.
  -Ona ma rację.-wtrącił się Harry.-Nikt tu nie zginie.
  -Posłuchajcie.-próbował dalej Remus.
  -Nie będziemy słuchać wilkołaka!
  -Stop!-krzyknęłam.-Syriusz nie jest mordercą, a profesor Lupin jest wilkołakiem i najwyraźniej mają coś do powiedzenia.-zwróciłam się do nich.-Wyjaśnijcie proszę o co chodzi. A reszta siedzi cicho.-powiedziałam stanowczo.
  -Kiedy byliście mali Voldemort was zaatakował. Zastanawialiśmy się kto zdradził mu gdzie jesteście. Teraz już wiemy. To był Peter Pettigrew.
  -Ale on nie żyje.-powiedział Harry.
  -Też tak myślałem.-mówił dalej wilkołak.-Dopóki nie zobaczyłeś go na mapie, a ta mapa nigdy nie kłamie.
  -A kochany Peter jest tu dzisiaj z nami.-powiedział animag nieco szaleńczym tonem.-I siedzi tam!-wskazał na Rona.
  -To nieprawda! Ja nie...-zaczął uczeń, ale mężczyzna mu przerwał.
  -Nie ty! Twój szczur!
  -Parszywek? Niemożliwe. Jest w mojej rodzinie od...
  -Dwunastu lat?! Zaskakująco długo jak na zwykłego szczura!
  -Ron.-mówił Harry do przyjaciela.-Oddaj im Parszywka.
          Chłopak posłusznie spełnił prośbę wybrańca. Dałam Black'owi swoją różdżkę, aby obaj byli uzbrojeni. Mężczyźni położyli zwierzę na podłodze i zaczęli miotać w nie zaklęciami. Zdrajca już miał uciec kiedy w ostatniej chwili trafiło go jedno z nich. Momentalnie ze szczura zrobił się pulchny człowieczek. Rozglądnął się po pomieszczeniu i rzucił ku mnie. Nie wiedziałam czego mogę się po nim spodziewać, ale w ramach samoobrony wyciągnęłam do przodu prawą rękę zamykając oczy. Kiedy je otworzyłam Pettigrew wisiał w powietrzu za sprawą mojej dłoni. Opuściłam go wprost w żelazny uścisk dwóch mężczyzn.
  -Wydałeś Voldemortowi Potterów tak czy nie?-mówił Lupin.
  -Ja n... nie chciałem. I tak nie zginęli.-tłumaczył się Pettigrew.
  -Ale ich zdradziłeś!-krzyczał Black.-Oddamy cię dementorom, a oni już się tobą zajmą.
          Czarodzieje wywlekli zdrajcę przez tunel, a ja wraz z Harrym pomogliśmy wydostać się Ronowi.
  -Przepraszam Ron.-mówił Syriusz.-Za mocno ugryzłem, ale musiałem dorwać szczura.
          Wyszliśmy na dwór. światło księżyca spowijało błonia. niechcący wpadłam na Syriusza. Patrzył to na swojego przyjaciela to na pełnię księżyca wychylającą się zza chmur. Zrozumieliśmy o co mu chodziło kiedy było już za późno. Rozległo się ohydne warczenie. Głowa Lupina zaczęła się wydłużać. Ramiona zwisły. Gęste włosy wyrastały na twarzy i dłoniach, które zakrzywiły się w zakończone pazurami łapy. Kłapały długie szczęki wilkołaka.
  -Uciekajcie!-krzyknął Black przekazując Hermionie Pettigrew,a sam podbiegł do przyjaciela.
          Uciekinier także się przemienił. Olbrzymi pies skoczył do przodu. Wilkołak miotał się i skręcał próbując odepchnąć od siebie Syriusza. Pies chwycił go za kark i odciągnął od nas Zwarli się, pysk przy pysku,drapiąc wściekle pazurami.
          Staliśmy w bez ruchu pochłonięci tą walką, przez co nie dostrzegliśmy innej rzeczy. Zaalarmował nas dopiero krzyk Hermiony.
          Pettigrew odrzucił ją na bok i rzucił się na ziemię po różdżkę, którą upuścił Lupin. Coś huknęło, rozbłysło światło.
  -Expelliarmus!-krzyknęłam celując różdżką w różdżkę Petera. Różdżka Lupina wystrzeliła w powietrze i zniknęła z pola widzenia.-Nie ruszaj się!-krzyknęłam biegnąc ku niemu.
          Za późno. Pettigrew zdążył przemienić się w szczura. Zobaczyłam tylko łysy ogon szczura śmigający po trawie.
          Wilkołak zawył przeraźliwie i rzuciła się do ucieczki. Pomknął do Zakazanego Lasu.
  -Syriusz on uciekł! Pettigrew zmienił się w szczura!
          Black leżał w trawie, z pyska i karku leciała mu krew. na słowa Harry'ego poderwał się jednak i po chwili stłumiony odgłos jego łap zniknął w ciszy, gdy biegł przez błonia. Brunetka i ja podbiegłyśmy do Rona, którego wciąż podtrzymywał Harry. Z powrotem chwyciłam chłopaka pod ramię. Wybraniec rozejrzał się dookoła z rozpaczą. Black i Lupin zniknęli.
  -Musimy odprowadzić Rona do zamku.-powiedziałam.
          Lecz w tej samej chwili dobiegł nas żałosny skowyt. Skowyt zranionego psa.
  -Syriusz.-mruknął Harry wlepiając wzrok w ciemność.
          Czarnowłosy rzucił się w stronę jeziora, a Miona za nim mówiąc mi tylko:
  -Damy sobie radę. Zajmij się Ronem.
          O nic nie pytałam tylko poprowadziłam Weasley'a w stronę zamku.

Notka od autorki:
Ten rozdział wyszedł mi dość długi więc postanowiłam podzielić go na dwie części. Druga może będzie trochę krótsza, ale będą dwie. Mam nadzieję, że wam się podoba.
ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA!! 

sobota, 2 kwietnia 2016

Rozdział 14

          Nadeszła Noc Duchów. Jak zwykle świetnie się bawiliśmy. Cały dzień spędziłam u boku Dracona. Z samego rana wybraliśmy się do Hogsmeade, nie było problemu bo zgody podpisał nam Dumbledore. Wieczorem żartowaliśmy i tańczyliśmy ze sobą. Harry czasami patrzył na nas morderczym wzrokiem, ale na szczęście nie wszczął żadnej awantury. Obejrzeliśmy ciekawe i zabawne scenki odgrywające przez duchy w Wielkiej Sali. Myślałam, że dzisiaj nie wydarzy się już nic ciekawego. Myliłam się. Gdy szliśmy do pokoju wspólnego ślizgonów podbiegł do nas Harry.
  -Jest tutaj! Nel on tu jest! W Hogwarcie!
  -Mówisz poważnie?
  -Jak najpoważniej.-odpowiedział mi brat z cieniem radości w głosie.
  -Co teraz zrobimy?
          Nie zdążył mi odpowiedzieć bo zza rogu wyszła profesor McGonagall mówiąc, że do zamku wdarł się Syriusz Black (to już wiedziałam, ale Draco wydawał się być przejęty). Udaliśmy się do Wielkiej Sali. Dumbledore wyczarował nam śpiwory po czym wraz z pozostałymi nauczycielami ruszyli przeszukiwać zamek. Leżałam obok blondyna.
  -Czemu Harry cieszył się z obecności Black'a?-spytał ślizgon. Westchnęłam.
  -Umiesz rozmawiać w myślach?-spytałam.
  -Nawet.-odpowiedział. Odwróciłam się przodem do niego i zaczęłam opowiadać.
  -Syriusz Black jest ojcem chrzestnym Harry'ego.-jego oczy błyskawicznie się powiększyły.-Był przyjacielem moich rodziców. Pewnie nadal by nim był, gdyby nie...- nie skończyłam. Na pewno wiedział co miałam na myśli.-Został zamknięty w Azkabanie, ponieważ niesłusznie oskarżyli go o morderstwo. To nasza jedyna rodzina.-skończyłam, patrząc mu prosto w oczy.
          Szczerze, to nie wiem czego dokładnie się spodziewałam, ale na pewno nie tego. Chłopak przytulił mnie i powiedział do mnie w myślach:
  -Nic mu nie będzie, na pewno już uciekł, przecież wszyscy go szukają.
  -Dziękuję.Za to, że jesteś.-powiedziałam już na głos.
          Zasnęliśmy przytuleni do siebie.
* * *
          W ostatnim tygodniu przed końcem semestru (od. autorki.-W sensie przed świętami.) miało odbyć się jeszcze jedno wyjście do Hogsmeade. Wyszliśmy z Draconem z Hogwartu, całą drogę trzymając się za ręce. Szliśmy przez wioskę oglądając wystawy sklepów. Zatrzymałam się na chwilę przy jednej z nich. Na wystawie wisiała przepiękna sukienka. Odsunęłam się jednak kiedy zobaczyłam jej niebotyczną cenę. Draco obserwował mnie, ale nic nie powiedział. Gdy przechodziliśmy obok Trzech Mioteł zaprosił mnie na kremowe piwo. (Dozwolone od lat 13 ;-P) Zgodziłam się. Usiedliśmy przy oknie. Rozmawialiśmy ze sobą i śmialiśmy się. Do rzeczywistości przywołał mnie głos mojej przyjaciółki.
  -Witajcie gołąbeczki.-powiedziała, a ja odwróciłam się w jej stronę. Otworzyłam szeroko oczy kiedy zobaczyłam ją przytuloną do Blaise'a.
  -Czy? Wy?-pokazywałam palcem raz na krukonkę, raz na ślizgona. Spojrzałam na Dracona, ale on zaaragował tak samo jak ja. Wstałam, podeszłam do Amandy i mocno ją uścisnęłam.
  -Nareszcie.-powiedziałam.-Wiecie ile się naczekaliśmy?
  -Wypijmy za... Jak to będzie? Blaimanda?-spytał blondyn.
  -Dokładnie.-powiedziałam.-Za Blaimande.
  -I za Dranel.-dodał brunet.
          Wszyscy zamówiliśmy sobie po kuflu kremowego piwa. To był wspaniały dzień.

     * * *
          W końcu nadszedł poranek bożonarodzeniowy. Obudziłam się wcześnie. Migusiem się ubrałam, zeszłam do pokoju wspólnego i usiadłam na kanapie wpatrując się w ogień. W pewnym momencie ktoś zasłonił mi oczy mówiąc cicho "Wesołych Świąt". Uśmiechnęłam się do Dracona. Pocałował mnie, a do mojej ręki włożył zawiniątko. Odpakowałam je. W środku była sukienka, która tak mi się podobała.

  -Draco, ja... ja nie mogę tego przyjąć.-powiedziałam.
  -Ależ oczywiście, że możesz. Moja dziewczyna musi porządnie wyglądać kiedy będę tańczył z nią na balu.
          Skoczyłam mu na szyję i ucałowałam.
  -Jest wspaniała.-powiedziałam.
  -A teraz mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę.-powiedział blondyn.
  -Ja też coś dla ciebie mam.-powiedziałam.
  -To później.-odpowiedział.-Chodź.
          Pociągnął mnie do wyjścia, po drodze wchodząc do mojego pokoju po kurtkę. Szliśmy w ciszy. Chłopak wyprowadził mnie na dwór. W końcu się zatrzymaliśmy. Rozejrzałam się dookoła. Staliśmy w samym centrum błoni.
  -Pamiętasz co tu się stało?
  -Oczywiście, że tak.-powiedziałam tylko.
          Przyłożyłam dłonie do jego twarzy i pocałowałam go. Kiedy odsunęłam się od niego śnieg lekko prószył.
  -Jak na zawołanie.-powiedziałam, a chłopak zaczął kręcić mną wśród śniegu.
* * *
          Do balu zostało tylko pół godziny. Amy ubrała się w granatową sukienkę i pomogła mi uczesać pięknego warkocza. Z chłopakami umówiłyśmy się pod Wielką Salą.
  -Trochę się denerwuję.-powiedziała Amanda.
  -Czemu?-spytałam.
  -To mój pierwszy bal z Blais'em.
  -Mój i Draco też.-odpowiedziałam lekko się uśmiechając.
  -Ale wy chodzicie ze sobą już od roku, a my...-nie dałam jej skończyć.
  -I co z tego? Jeśli naprawdę się kochacie to czas nie ma znaczenia.-przytuliłam ją.-Będzie wspaniale, zobaczysz. Patrz.-wskazałam głową na chłopaków czekających przed drzwiami.-Czeka tylko na ciebie.
          Zeszłyśmy po schodach. Przyjaciółka podeszła do swojego chłopaka, a ja ruszyłam w stronę blondyna w dopasowanym czarnym garniturze, białej koszuli i w czarnym krawacie.
  -Wyglądasz pięknie.-powiedział.
  -Ty też jesteś niczego sobie. Idziemy?
  -Panie przodem.-powiedział przytrzymując mi drzwi. Wkroczyliśmy do pięknie wystrojonej sali. Kiedy zebrali się wszyscy głos zabrał dyrektor:
  -Witajcie moi drodzy. Zgodnie z tradycją ktoś musi rozpocząć bal tańcem. Oczywiście można będzie dołączyć się w trakcie. Jacyś chętni?
          Spojrzałam na Dracona chytrym wzrokiem, uśmiechając się przebiegle.
  -Nie podoba mi się ta mina.-rzucił.
  -My bardzo chętnie dyrektorze.-powiedziałam na całą salę.
  -Fantastycznie.-odrzekł Dumbledore.-Pierwszy raz nasz bal rozpoczną uczniowie trzeciego roku. Zapraszam!
  -Nel, nie wiem czy to jest dobry pomysł.-zwrócił się do mnie smok.
  -Spokojnie.-odparłam.-Lubię wyzwania. Damy radę. Będzie fajnie.
  -Mam nadzieję, że znasz kroki.-powiedział gdy stanęliśmy na środku parkietu.
  -Trochę.-powiedziałam śmiejąc się.
          Nie więcej nie dodałam, bo zaczęła grać muzyka. Wirowaliśmy po całym parkiecie. Z czasem zaczęły przyłączać się do nas inne pary. Wśród tańczących dostrzegłam bliźniaków z gryfonkami, Blaise'a z Amandą, a nawet profesor McGonagall tańczącą z... Dumbledorem.
          Po pięciu utworach miałam dosyć. Draco też już wymiękał więc postanowiliśmy zrobić sobie chwilę przerwy. Nagle usłyszałam ciche wycie dochodzące z dworu. Natychmiast skierowałam wzrok w tamtą stronę.
  -On tu jest.-powiedziałam do Malfoy'a w myślach.
  -Kto?-spytał.
          Nie odpowiedziałam mu tylko ruszyłam biegiem w kierunku wyjścia ze szkoły. Wybiegłam na dwór i popędziłam w stronę Zakazanego Lasu skąd wydobyło się kolejne wycie. Jednak kiedy stałam kilkanaście metrów od jego granicy, moim oczom nie ukazał się animag, a wilkołak. Szedł powoli w moją stronę. Szybko zaczęłam się cofać, ale potknęłam się o korzeń i upadłam na ziemię, wykręcając przy tyn kostkę. Stwór był już prawie przy mnie gdy usłyszałam:
  -Conjunctivitis (czyt. Konjunktiwitis).-krzyknął Snape.
          Czar oślepił wilkołaka. Stwór cofnął się, a gdy nauczyciel podszedł bliżej wycofał się do lasu. Profesor ruszył w stronę lasu, a ja poczułam jak ktoś łapie mnie za barki. Odwróciłam się gwałtownie. Uspokoiłam się kiedy zobaczyłam blondyna.
  -Co to miało być?
  -Usłyszałam wycie. Myślałam, że to Syriusz.-powiedziałam.
  -Podejrzewam, że już dawno stąd uciekł.-odrzekł.-A teraz chodź, wracamy do środka.
  -Nie mogę. Chyba skręciłam kostkę.-wyjaśniłam.
          Wtedy podszedł Snape mówiąc: 
  -Uciekł. Wszystko w porządku?-zwrócił się do mnie.
  -Oprócz skręconej kostki, tak.-odpowiedziałam.
  -Zabiorę ją do skrzydła szpitalnego.-zasugerował Draco.
  -Tylko się pośpiesz Malfoy.
          Chłopak wziął mnie na ręce i ruszyliśmy w stronę zamku.
  -Szybko powinni to wyleczyć. Kilka zaklęć i po sprawie.-rzekł.
          Miał rację. Kiedy dotarliśmy do skrzydła szpitalnego, pani Pomfrey rzuciła na moja kostkę kilka zaklęć uzdrawiających i po dwudziestu minutach znów mogłam chodzić.
          Tego wieczora Draco postanowił pilnować mnie przez całą noc. Próbowałam nakłonić go do powrotu do swojego dormitorium, ale on tylko powiedział, że nie będzie chciało mu się znowu mnie gonić, położył się na łóżku i zasnął. Chwilę później do niego dołączyłam.