niedziela, 28 lutego 2016

Rozdział 4

           Obudziłam się o szóstej trzydzieści. Śniadanie miałam o ósmej, ale wiedziałam, że dzisiaj już nie zasnę. Niechętnie zwlekłam się z łóżka i udałam do łazienki. Wszystko robiłam całkiem wolno. Umycie zębów, ubranie się i uczesanie włosów zajęło mi kolejne pół godziny. W związku z tym, że cisza nocna skończyła się o szóstej postanowiłam wybrać się na zwiedzanie zamku.  Weszłam do pokoju wspólnego Slytherinu skąd udałam się w stronę Wielkiej Sali. Szłam powoli przyglądając się każdemu obrazowi pokolei. Nawet nie zauważyłam kiedy doszłam do Wielkiej Sali. Przy stole mojego domu siedziało tylko kilku chłopaków ze starszego rocznika, za to przy stole gryfonów zauważyłam brata i trzech rudzielców. Podeszłam do nich bez wahania, nie obchodziła mnie opinia innych na mój temat. Oczywiście poza osobami, na których mi zależało. Wcisnęłam się pomiędzy Rona i brata mówiąc:  
  -Dzień dobry wszystkim. Jestem Nel, a wy?-zwróciłam się do nieznajomych. Zawsze łatwo nawiązywałam nowe znajomości.
  -Fred i George, bliźniaki Weasley.-przedstawili się równo.-Witamy w Hogwarcie kolejnych bliźniaków.-dodali wesoło.
  -Pytanko. Jak wasza mama was rozpoznaje?-spytałam prosto z mostu.
   -Ona po prostu to czuje.-powiedział teatralnie Fred, a może to był George?
  -Wkrótce też się przyzwyczaisz.-dodał ten drugi.
  -Cóż, przynajmniej nasza mama nas nie myli.-zażartowałam po czym wszyscy wybuchliśmy śmiechem.
          Dowiedziałam się, że bliźniacy to nieźli dowcipnisie. Obiecałam, że kiedyś wspólnie wykręcimy komuś numer. Z czasem do jadalni zaczęło wchodzić coraz więcej uczniów, więc postanowiłam, że pójdę już do swojego stołu i tam zaczekam na rozpoczęcie śniadania. Dosłownie chwilę przed nauczycielami do pomieszczenia wszedł Draco w otoczeniu Crabbe'a, Goyle'a i kilku dziewczyn z naszego rocznika, w tym oczywiście Pansy. Gdy blondynowi udało się odkleić od adoratorek, wraz ze swoimi przyjaciółmi usiedli na przeciwko mnie.
  -No no Draco, pierwszy dzień szkoły, a ty już otoczony przez dziewczyny.-powiedziałam nakładając sobie tosta na talerz.
  -A od kiedy zwracać się do mnie po imieniu.-spytał z kamienną twarzą i wyższością w głosie.
  -Ma pan rację paniczu Malfoy, powinnam odzywać się tylko za pozwoleniem szlachetnego władcy.-odezwałam się udając skruchę.
          Spojrzałam na Dracona, po czym oboje wybuchliśmy śmiechem. Pewnie śmialibyśmy się tak jeszcze długo gdyby Dumbledore nie podszedł do mównicy. Odchrząknął, a gdy w sali zapadła całkowita cisza zaczął mówić;
  -Witajcie. Mam nadzieję, że godnie przyjęliście pierwszorocznych. Tak czy inaczej muszę wprowadzić bardzo ważny zakaz. Zabrania się wam wchodzenia na trzecie piętro. Złamanie tego zakazu będzie karane, a teraz smacznego!
          Od razu do mojej głowy przemknęła myśl - "Co jest na tym piętrze?" Odruchowo spojrzałam w stronę brata i zauważyłam, że on też mi się przygląda. Popatrzyłam na niego wzrokiem w stylu "Myślisz o tym samym co ja?" Uraczył mnie tylko kiwnięciem głowy, po czym wrócił do rozmowy ze swoimi znajomymi. Odwróciłam wzrok w stronę blondyna. Przełykał właśnie spory kawałek jajecznicy.
  -Jaką mamy pierwszą lekcję?-spytałam.
  -Historie Magii.-odpowiedziała mi dziewczyna siedząca obok. Była blondynką z brązowymi oczami i jeżeli się nie myliłam miała na imię Iris.
  -Czy ktoś pytał Cię o zdanie?-powiedział Draco złośliwie. Kopnęłam go pod stołem w nogę, po czym zwróciłam się do ślizgonki:
  -Dzięki Iris. Nie zwracaj na niego uwagi.-wskazałam ręką na Malfoy'a.-Złośliwy charakterek.-dodałam uśmiechając się pod nosem.- Wiesz może co mamy potem?
  -Eliksiry, Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami i Zaklęcia.-odpowiedziała dziewczyna uśmiechając się.
  -Ostatnie pytanko Iris. Wiesz może, o której mamy pierwszą lekcję?
  -O dziewiątej, więc mamy jeszcze chwilkę czasu.-powiedziała, po czym odwróciła się do koleżanki.
  -W takim razie widzimy się na lekcji.-rzuciłam do chłopaka popijającego sok pomarańczowy. Ten pokazał mi kciuka w górę, a ja udałam się do swojego dormitorium po potrzebne rzeczy. Po drodze minęłam Blaise'a, który "troszeczkę" zaspał na śniadanie.
          Weszłam do pokoju. W domu zawsze miałam bałagan, ale tutaj panował względny porządek. Spakowałam książki do torby i powolnym krokiem ruszyłam w stronę sali od Historii Magii.
  -Nel! Czekaj!-usłyszałam za sobą głos Draco. Podbiegł do mnie zdyszany i powiedział.-Pomóż ukryć mi się przed Pansy.
  -Schowaj się za tamtą zasłoną.-powiedziałam.-Tylko tak, żeby nie było widać nóg. Chłopak ukrył się w ostatniej chwili, bo zza rogu wyszła Pansy.
  -Widziałaś mojego Dracusia?-spytała rozglądając się na boki.
  -Tak. Przed chwilą tu był, mówił chyba, że musi się iść na błonia, żeby się przewietrzyć. Jest już pewnie w połowie drogi.-skłamałam.
  -Dzięki.-rzuciła szorstko i  ruszyła we wskazanym przeze mnie kierunku. Gdy była już odpowiednio daleko dałam blondasowi znak, że może wyjść.
  -Wielkie dzięki.-powiedział z wyraźną ulgą wypisaną na twarzy.-Uratowałaś mi życie. Dobra z ciebie przyjaciółka.
  -Przyjaciółka?-spytałam nie kryjąc zdziwienia.-Przecież znamy się dopiero dwa dni.
  -Mam w zwyczaju szybko nawiązywać przyjaźnie z fajnymi osobami.-powiedział, a na jego twarz wstąpił typowy dla niego, figlarny uśmieszek.-Dziewczyny będą zazdrosne, że to o mnie wspaniały Draco Malfoy śni po nocach.-dodałam udając rozmarzenie.-Ale i tak musisz mi o sobie jeszcze sporo opowiedzieć.
  -Wyciągnęłaś mi to prosto z ust, a teraz chodź na lekcje, bo nie wiem jak ty, ale ja nie chciałbym spóźnić się pierwszego dnia szkoły.-powiedział chłopak, po czym ruszyliśmy w stronę sali lekcyjnej.

=^^= =^^= =^^= =^^= =^^= 
          
          Przez całą drogę do sali opowiadałem jej o mojej rodzinie. W sumie nie było tego dużo. Nie posiadałem zbyt dużo wesołych wspomnień z dzieciństwa, więc szybko przyszła jej kolej. Przyjemnie słuchało się, gdy opowiadała o swoich przygodach z bratem. Potrafiła wspaniale opowiadać. Zdobyła tę umiejętność zapewne poprzez czytanie książek, które tak uwielbia. Lekcja była tak nudna, że przez cały czas rozmawialiśmy. W końcu zdecydowałem się zapytać o rzecz, która zastanawiała mnie od początku:
  -Naprawdę jesteś siostrą Harry'ego Potter'a. Tego, który ma pokonać Czarnego Pana.-spytałem
  -Tak.-odpowiedziała spokojnie choć zauważyłem, że napinają się jej mięśnie.-Harry to mój brat bliźniak.
  -Więc ja to możliwe, że trafiliście do innych domów?-spytałem nie kryjąc zaciekawienia.
  -Podejrzewam, że ma to związek z dwiema rzeczami.-zniżyła głos do szeptu, a ja nachyliłem się ku niej, żeby lepiej słyszeć.-Jeden.-zaczęła wyliczać na palcach.-Podejrzewam, że po prostu więcej cech odziedziczyłam po ojcu, a Harry po matce. Tak jak ci już mówiłam, niektórzy uważają, że powinien być w Slytherinie.-dodała, a ja byłem zaciekawiony coraz bardziej.-Dwa. Możliwe, że może mieć z tym coś wspólnego to co stało się w domu Black'ów dziesięć lat temu.-opowiedziała mi całą historię ze wszystkimi szczegółami. Na koniec pokazała mi swoje znamię, jako dowód na autentyczność tych wydarzeń.

=^^= =^^= =^^= =^^= =^^=

  -Ja to Snape jest twoim ojcem chrzestnym?-spytał Draco wytrzeszczając oczy ze zdziwienia.
  -Normalnie.-odpowiedziałam.-On i moja mama się przyjaźnią. Dlatego bardzo chciała, aby to on nim został.-wyjaśniłam.-Ale udawaj, że nic nie wiesz.-dodałam otwierając drzwi sali od eliksirów.

 Notka od autorki:
Kiedy będą pojawiały się takie znaczki =^^= oznaczać to będzie zmianę osoby opowiadającej. Zrobiłam tak dlatego, że pisanie cały czas z punktu widzenia jednej osoby nie oddało by wszystkich szczegółów tej historii.
 Zapraszam również do komentowania.
PS: Przepraszam, że taki krótki.   
N.H.M 

piątek, 26 lutego 2016

Rozdział 3

           Kolejne trzy tygodnie spędziłam na zabawach z bratem i sową, mini meczach quidditcha i od czasu do czasu uczeniu się zaklęć. W końcu nadszedł 1 września. Dopakowałam ostatnie rzeczy do kufra i zniosłam go na dół.
          Kilkanaście minut później byliśmy już w Londynie, na dworcu King Cross. Rodzice szukali odpowiedniej ściany, podczas gdy ja głowiłam się jak ją rozpoznają podczas gdy wszystkie inne wyglądały tak samo.Kiedy w końcu dotarliśmy do przejścia, postanowiłam iść pierwsza. Zaczęłam biec prosto w ścianę. "Działaj."-myślałam.-"Działaj." Nie trwało to nawet sekundę, a ja znalazłam się na peronie dziewięć i trzy czwarte. To miejsce było naprawdę magiczne. Wszędzie latały sowy, rodzice żegnali się z dziećmi wyglądającymi z pociągu. Zaczynałam czuć magię tej szkoły, chciałam jak najszybciej ją zobaczyć.
          Obejrzałam się do tyłu. Harry z rodzicami właśnie wkroczyli na peron.
  -Ach, jak wspaniale jest tutaj wrócić, nieprawdaż Lily?-spytał mężczyzna.
  -Prawda James.-kobieta wtuliła się w ukochanego.-A wyobrażasz sobie jak bardzo odpoczniemy kiedy ich nie będzie?-zażartowała
          Ojciec uśmiechnął się i spojrzał na zegarek, po czym powiedział do nas:
  Za pięć minut odjeżdżacie, radziłbym wam już wsiadać.-odrzekł
          Przytuliłam każde z nich i jako pierwsza weszłam do pociągu. Wychyliłam się przez okno, aby ostatni raz pomachać rodzicom na pożegnanie. Mama nie powstrzymywała łez wzruszenia. Ruszyliśmy do Hogwartu.
          Zaczęliśmy z Harrym szukać wolnego przedziału. Wszystkie były zajęte. Gdy już mieliśmy się poddać, w ostatnim przedziale, do którego zajrzeliśmy siedział Ron. Przysiedliśmy się do niego bez zbędnych pytań. Po krótkiej pogawędce rudzielec spytał nieśmiało:
  -Harry? To prawda? To,że jesteś wybrańcem i że masz pokonać Sam-Wiesz-Kogo?
  -Tak. Podobno tak ma być.-chłopiec spojrzał w okno.-Dziwię się, że w przepowiedni nie ma nic o tobie.-zwrócił się do mnie.-W końcu przeżyliśmy to razem.-złapał mnie za rękę.
  -Więc ty też tam byłaś?-zapytał mnie Ron.
  -Tak.-odpowiedziałam.-Zaatakował nas oboje, choć zapewne nawet nie wiedział o moim istnieniu. Mamy nawet własne pamiątki.-uśmiechnęłam się pod nosem.
  -Serio?!-Weasley otworzył usta ze zdziwienia.
  -Pokażemy mu?-spytałam brata leniwie.
  -Nieewieem.-powiedział przeciągając każdą literę.
  -No nie zgrywajcie się.-chłopak był coraz bardziej niecierpliwy.
  -Już dobrze. Spokojnie.-powiedział Harry
          Mój brat odsłonił grzywkę, ukazując bliznę w kształcie pioruna, a ja odsłoniłam przedramię ukazując znak większy niż ten Pottera. Przypominał trochę węża.
  -Voldek to niezły artysta.-powiedziałam parskając śmiechem, a potem wróciłam do tematu.-Rodzice zawsze mówili, że chciałam go w ten sposób chronić przed Voldemortem. Podobno niektórzy czarodzieje potrafią czarować bez pomocy różdżek. Za pomocą myśli i rąk.
  -Nie boisz się wymawiać jego imienia?-spytał zaciekawiony chłopak
  -Nigdy tego nie robiłam. To, że wszyscy boją się wymówić to imię, pewnie daje mu niezłą satysfakcję. O ile wogóle jeszcze żyje.
          Nikt nie dodał nic więcej bo do naszego przedziału weszła dziewczyna o brązowych włosach i równie brązowych oczach.
  -Mogę się dosiąść?-spytała.
  -Jasne.-odpowiedziałam za chłopaków pokazując dziewczynie wolne miejsce na przeciwko mnie.
  -Jestem Hermiona Granger, a wy?-spytała wesoło.
  -Jestem Nel, to mój brat Harry, a to jest Ron Weasley.-przejęłam inicjatywę.-Ty też pierwszy raz do Hogwartu?
  -Tak o szczerze mówiąc trochę się tego obawiam.-wyznała.
  -Dlaczego?-spytałam ze szczerym zaciekawieniem.
  -Jaki macie status krwi?-spytała prosto z mostu.
  -Półkrwi.-odpowiedzieliśmy równo
  -Czysta.-dodał Weasley
  -Bo widzicie.Ja jestem mugolakiem. Wprawdzie nie przeszkadza mi to, ale podobno są w Hogwarcie osoby, którym może to przeszkadzać.-przyznała Granger
  -Nie martw się.-pocieszyłam ją.-Nam to nie przeszkadza.-uśmiechnęłam się ciepło, wyglądają przez drzwi przedziału i wyciągając kilka galeonów.-Macie na coś ochotę?-spytałam.
          Gdy wózek podjechał, każdy wybrał sobie co tylko chciał, a ja zapłaciłam. Zajadaliśmy się czekoladowymi żabami. W pewnym momencie wstałam i wyszłam mówiąc, że muszę się przewietrzyć.
          Szłam korytarzem podziwiając krajobraz za oknem. Przechadzałam się już z pięć minut, kiedy zauważyłam blond czuprynę wychylającą się przez okno. Chłopak nie zauważył mnie, więc od razu wykorzystałam sytuację. Podeszłam do niego jak najciszej i szturchnęłam go w plecy krzycząc"Bu!". Blondyn odskoczył wyraźnie wyrwany z równowagi.
  -Coś czułam, że jeszcze się spotkamy.-powiedziałam opierając się o ścianę wagonu.
  -Też miałem takie przeczucie.-chłopak uśmiechnął się złośliwie.-Jestem Draco.
  -Nel.-odpowiedziałam odwzajemniając złośliwy uśmieszek.
  -Gdzie chcesz trafić?-spytał smok.
  -Sama nie wiem. Myślę, że zdam się na Tiarę.-odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
  -Ja na pewno trafię do Slytherinu.-powiedział pewnie nastolatek.-Cała moja rodzina w nim była. A twoja?
  -Wszyscy raczej trafiali do Gryffindoru, chociaż kilka osób, w tym mój ojciec chrzestny uważają, że mój ojciec powinien być w Slytherinie.-wyznałam.-Miło mi się z tobą rozmawiało Draco, ale brat na mnie czeka. Podejrzewam, że będziemy mieli okazję jeszcze porozmawiać.
  -Też tak myślę.-powiedział Dracon, po czym dodał.-A i powinnaś przebrać się już w szatę, zaraz będziemy na miejscu.
          Uśmiechnęłam się do niego i wróciłam do przyjaciół. Ku mojemu zdziwieniu, wszyscy mieli już na sobie szaty. Tylko ja stałam w zwyczajnym stroju. Raz dwa założyłam na siebie ubranie i z powrotem opadłam na siedzenie. Końcówkę drogi spędziliśmy na opowiadaniu o sobie. W końcu pociąg stanął. Wszyscy zaczęli wysiadać, więc poszliśmy w ich ślady. Kiedy wyszliśmy na zewnątrz było już ciemno. Nie mielibyśmy pojęcia gdzie iść, gdyby ktoś nie wołał: "Pirwszoroczni do mnie! Tutaj!" Odnaleźliśmy drogę, po czym przyjrzeliśmy się stojącej przed nami postaci. Był to pół-olbrzym Hagrid. Wiedziałam to, bo kiedyś nas odwiedził.
  -Witaj Hagridzie.-powiedzieliśmy równo z Harrym.
  -Witajcie moi drodzy.-mężczyzna uśmiechnął się i poklepał nas po głowach.-Gotowi na podbicie Hogwartu?
  -Oczywiście.-odpowiedzieliśmy.
  -W takim razie ruszamy.-powiedział a potem krzyknął.-Pirwszoroczni za mną! Idziemy!
          Płynęliśmy łódkami do ogromnego, pięknie oświetlonego zamku. Byłam zachwycona. Właśnie tak wyobrażałam sobie Hogwart.
          Kiedy profesor McGonagall otworzyła drzwi Wielkiej Sali, naszym oczom ukazała się ogromna sala, oświetlona latającymi świecami, z dachem zaczarowanym tak, aby widać było niebo i flagami czterech domów powieszonymi na suficie. Na środku pomieszczenia, za stołami stała mównica i stół dla nauczycieli. Dzisiaj wyjątkowo na środku podwyższenia umieszczono taboret i starą czapkę.
          Dyrektor Dumbledore wygłosił krótką przemowę, a następnie profesor Minerwa McGonagall rozpoczęła przydział. Wyczytywała nazwisko, kładła tiarę na głowie delikwenta, a ta przydzielała go do jednego z domów. Ron i Hermiona trafili do Gryffindoru, a Draco do Slytherinu. Nadeszła pora na Harry'ego. Usłyszałam w tłumie szepty typu: "To naprawdę on?" "To t e n Harry Potter?" Ucichły, gdy tiara po dłuższym zastanowieniu wykrzyknęła: "GRYFFINDOR!!" Ze stołu gryfonów rozległy się okrzyki radości i gromkie brawa. Niektórzy od czasu do czasu krzyczeli "Wybraniec do Gryffindoru!!" 
  -Nel Potter.-gdy McGonagall wymówiła moje nazwisko wszyscy umilkli.
          Podeszłam do stołka, spoglądając na gapiów, usiadłam pewnie. Przez chwilę wsłuchiwałam się w szepty na mój temat. "Potter?" "Czy to możliwe?" To on ma siostrę?"
          Gdy w końcu tiara opadł mi na głowę, zaczęła swój monolog:
  -Hmm... Cechy bardzo zróżnicowane... Odwaga, spryt, inteligencja, lojalność... Jednak tajemnica o wszystkim zadecyduje. Naznaczona do wielkich czynów, przez samą śmierć. Czarny Pan nie wie czego dokonał.-chwile milczała po czym wykrzyknęła:
"SLYTHERIN!!!"
          Wstałam i podeszłam do stołu ślizgonów lekko się uśmiechając. W końcu każdy dom jest sobie równy. Spojrzałam na brata, ale ten obdarzył mnie tylko krzywym uśmiechem. Dopiero po chwili zorientowałam się, że cały Slytherin bije brawo gdyż dołączyła do nich kolejna osoba. Usiadłam wciąż patrząc na Tiarę. Z zamyśleń wyrwał mnie dobrze mi już znany głos.
  -Widzisz, nasze przeczucia się sprawdziły.-odezwał się Malfoy.-Gratulacje.-dodał tylko po czym uśmiechnął się cynicznie. Odwzajemniłam ten chytry uśmieszek i dodałam:
  -Tobie też.
          Cały posiłek spędziliśmy na miłej pogawędce. Poznałam Blais'a Zabini'ego i Pansy Parkinson, która mówiąc szczerze - okazała się kompletną zdzirą. Przedstawił mi się także Marcus Flint-kapitan ślizgońskiej drużyny quidditcha. Pochwaliłam się jak dobrze gram w tę grę i  zostałam zaproszona na przyszłoroczne eliminacje. Czułam się w tej atmosferze bardzo dobrze(nie zaliczając Pansy, ale na nią nie zwracałam uwagi). Po skończonym posiłku udaliśmy się na spotkanie z naszym nowym opiekunem. Po zejściu do lochów, ukazał nam się nie kto inny, a Severus Snape. Wspomniałam Wam już, że to właśnie on jest moim ojcem chrzestnym? Wybrała go moja matka ze względu na ich przyjaźń. Przechodząc do rzeczy. Snape przedstawił nam zasady takie jak regulamin, godziny posiłków i ciszy nocnej, po czym rozdzielił nas na dormitoria. Byłam wniebowzięta kiedy Pansy trafiła do pokoju z innymi ślizgonkami. Entuzjazmu dodawał mi też fakt, że dostałam jedyne pojedyncze dormitorium jakie przypadało Slytherinowi.. Weszłam do swojego nowego pokoju. Ściany pomalowane były na zielono i srebrno. W rogu pokoju stało białe łóżko z baldachimem. Z prawej strony mieściło się biurko, biblioteczka, komoda i regał zrobione z jasno-brązowego drewna. Przy przeciwległej ścianie mieściła się duża szafa i drzwi do łazienki. Na środku pokoju pomieszczenia ulokowano dużą, czarną sofę, fotel w tym samym kolorze oraz drewniany stolik. Zamknęłam za sobą drzwi, położyłam kufer obok szafy i rzuciłam się na łóżko. Zerknęłam na zegarek. Dochodziła dwudziesta pierwsza, a nie zamierzałam spóźnić się w pierwszy dzień szkoły. Wzięłam więc szybki prysznic i przebrałam się w piżamę złożonej z koszulki na krótki rękaw i krótkich spodenek. Ułożyłam się wygodnie i bardzo szybko odpłynęłam do krainy Morfeusza.

Notka od autorki:

Chciałabym bardzo podziękować mojej przyjaciółce Agnes za to, że pomaga mi pisać 

w momentach kiedy nie mam pojęcia co napisać dalej. Dziękuje także Wam, moim czytelnikom

za to, że wogóle chcecie czytać moje opowiadanie. I tak Michał, miałeś rację - Slytherin. 

 

  

niedziela, 21 lutego 2016

Rozdział 2

 

           Tydzień minął jak pstryknięcie palcem. Deportowaliśmy się z rodzicami na Pokątną, po czym udaliśmy się do Banku Gringotta skąd wybraliśmy pieniądze na potrzebne zakupy. Mieliśmy tam z Harrym własna skrytkę, którą rodzice zostawili nam na wypadek, gdyby coś im się stało. Wraz z bratem błagaliśmy rodziców, aby pozwolili nam chodzić samemu. Gdy w końcu się zgodzili, uzgodniliśmy, że oni idą po książki, kociołki, pióra itp. a my po całą resztę. Oddzieliłam się od brata. Postanowiłam najpierw udać się do Madame Malkin. Wchodząc do sklepu zapatrzyłam się na przechodzących czarodziei i niechcący wpadłam na blondyna o platynowoszarych oczach (zawsze zwracałam uwagę na oczy w końcu tylko one się nie zmieniały).
  -Uważaj jak chodzisz.-powiedział podając mi rękę. Złapałam ją i podnosząc się powiedziałam tylko:
  -Dzięki.
  -Jedziesz do Hogwartu, prawda?-spytał
  -Tak, a ty?
  -Ja także.-odpowiedział z szelmowskim uśmiechem, po czym spojrzał w dal. Odwróciłam się i ujrzałam dwoje dorosłych, o włosach tak samo jasnych jak te chłopaka. "To pewnie jego rodzice"-pomyślałam i jakby na potwierdzenie tych słów blondyn powiedział:
  -Muszę już iść, do zobaczenia w Hogwarcie.-puścił do mnie oczko i odszedł. Czułam, że to jeszcze nie koniec naszej znajomości. Weszłam do sklepu by zakupić szaty. Po około trzydziestu minutach ruszyłam do Olivandera. Wypróbowałam chyba z piętnaście różdżek, aż w końcu natrafiłam na tą jedyną - sztywna, 
10 cali, jabłoń, pióro feniksa - idealna dla mnie. Wyszłam ze sklepu z różdżkami i zorientowałam się, że nie umówiliśmy się, gdzie i kiedy się spotkamy. Zaczęłam się rozglądać. W końcu zobaczyłam rude włosy mojej matki i ruszyłam w tamtą stronę. Po chwili przekonałam się, że obok mojej matki stoi jeszcze jedna kobieta z rudymi włosami. Podeszłam i przywitałam się z nią.
  -Nel, poznaj panią Molly Weasley.-powiedziała moja matka
  -Witaj, miło mi Cię poznać.-powiedziała wesoło kobieta
  -Syn pani Weasley-Ron będzie chodził razem z wami do szkoły.-wyjaśniła pani Potter
          Nie zdążyła nic więcej powiedzieć, ponieważ dołączyli do nas James, Harry i chłopiec z rudymi włosami. Niewątpliwie był Ronem Weasley.   
  -Cześć.-przywitałam chłopaka wyciągając do niego rękę.-Jestem Nel, a ty zapewne musisz być Ron?
  -Tak,zgadza się.-odparł chłopiec z uśmiechem od ucha do ucha.
  -Dzieci, mamy jeszcze coś do załatwienia .-odezwał się ojciec.-Jest coś czym moglibyście się zająć?-spytał.
  -Sam nie wiem.-odparł szczerze Harry.
  -A ja wiem!-powiedziałam z entuzjazmem.-Po drodze widziałam sklep z Markowym Sprzętem do Quidditcha.
  -Twoja siostra gra?-Ron zwrócił się do Harry'ego.
  -I to lepiej od niego.-pochwaliłam się wskazując brodą na brata.
  -Wcale nie!-bronił się Harry.
  -Nie?-spytałam ironicznie.-A kto wygrał nasze małe mecze około pięćdziesiąt razy z rzędu?
  -No nieźle.-Ron popatrzył na mnie z aprobatą.
  Oboje są wspaniali.-wtrącił się mój ojciec.-A teraz zmykajcie, spotkamy się za piętnaście minut w Lodziarni Floriana Fortescue.
          Pokiwaliśmy głowami i ruszyliśmy w stronę sklepu sportowego. Po drodze Ron opowiedział nam, że ma szóstkę rodzeństwa w tym pięciu braci i jedną siostrę. Zaczęłam współczuć dziewczynie, ale nie miałam czasu więcej się nad nią użalać, bo prawie walnęłam twarzą w szybę. Zachwyciłam się Nimbusem 2000. Moim marzeniem było dostać się do szkolnej drużyny. Chłopcy podziwiali piłki i dyskutowali o tym, w którym domu chcieliby się znaleźć. W drodze do lodziarni rudzielec spytał mnie o to samo:
  -A ty? Do którego domu chciałabyś należeć?
  -Wiecie co? Nie zastanawiałam się nad tym szczególnie. Każdy dom ma w sobie coś wyjątkowego. Tiara na pewno wie co robi.-stwierdziłam
  -Chciałbym należeć do Gryffindoru.-rozmarzył się Harry, a ja zaśmiałam się, gdyż tym razem to on prawie wpadł na witrynę sklepu.
          W środku roiło się od ludzi. Wśród nich dostrzegliśmy rodziców. Przy ich stole ujrzałam dwie klatki z sowami w środku. Jedna była śnieżnobiała z czarnymi oczkami, a druga czarna jak smoła ze lśniącymi piórami i czekoladowymi oczami. Pożegnaliśmy się z Ronem, który musiał iść jeszcze po szatę i dosiedliśmy się do rodziców. Opiekunowie przedstawili nam zwierzęta. Śnieżnobiała-Hedwiga, była dla Harry'ego, a czarna-Verena dla mnie. Od razu ją polubiłam. Po pysznym deserze nadszedł czas aby wracać do domu. Deportowaliśmy się z powrotem do Doliny Godryka. Kupiliśmy tyle rzeczy, że zaczęłam się zastanawiać "Jak ja to wszystko spakuję?" Na szczęście na uporanie się z tym problemem miałam jeszcze trzy tygodnie, więc póki co byłam spokojna. Cały wieczór spędziłam na zabawach z Vereną. Okazała się posłusznym, energicznym i sprytnym pupilkiem. Gdy poczułam, że powieki zaczynają mi opadać, nie minęła chwila, a już byłam w krainie Morfeusza.

Rozdział 1



                 Siedziałam w pokoju czytając książkę o historii magii, a właściwie próbowałam. Patrzyłam niewidzącym wzrokiem na litery, tak naprawdę zastanawiając się dlaczego historia potoczyła się tak, a nie inaczej.
                 Około dziesięć lat temu byliśmy z rodzicami i bratem w domu rodzinnym naszego wujka - Syriusza. Nikt nie wie jak to się stało, ale nagle do posiadłości wkroczył Lord Voldemort. Wszyscy podejrzewali, że to sprawka Bellatrix Lestrange, ale tego nigdy nie ustalono. Voldemort chciał zabić mojego brata, ponieważ uwierzył w jakąś głupią przepowiednię. Nie wpadło mu jednak do głowy, że Harry może nie być sam. Syriusz opowiedział wszystko naszym rodzicom, a oni nam. Czarny Pan obezwładnił naszych opiekunów i udał się po mojego bliźniaka. Black próbował nas chronić, jednak nie udało mu się to. Widział tylko, że w momencie, w którym Voldemort wycelował w nas Avadę, zasłoniłam sobą brata. Nikt nie wie jakim cudem wyszliśmy z tego bez szwanku. No prawie, zostały nam tylko blizny, albo znamiona jak to nazywam. Mojemu bratu na czole, a mi na przedramieniu. W sumie najlepsze z tego wszystkiego jest to,że opisali to zdarzenie w gazetach. Zatytułowali je "Bliźniaki Potter, które przeżyły," Oczywiście ze względu na przepowiednię i to jaki rozgłos miała w Świecie Magii, to mój brat został gwiazdą, a o mnie zapomniano. Myślicie, że komukolwiek mówi coś Nel Potter? Oczywiście, że nie, ale Harry Potter to już inna sprawa. Zawsze jakaś część mnie mu tego zazdrościła.
                  Z rozmyślań wyrwał mnie głos mamy dobiegający z kuchni:
  -Nel! Harry! Kolacja!
  -Już idę!-odkrzyknęłam i odkładając książkę wstałam.
                  Wychodząc na korytarz, w przeciwległych drzwiach dostrzegłam Harry'ego. Mieliśmy pokoje na przeciwko, więc często zdarzały nam się takie sytuacje. Spojrzałam na niego, wyglądaliśmy niemal identycznie-kruczoczarne włosy po ojcu i piękne, zielone oczy po matce. Podeszłam do niego i przytuliłam go.
  -Ścigamy się na dół.-powiedziałam uśmiechając się chytrze, po czym wepchnęłam go z powrotem do pokoju, zamknęłam drzwi i popędziłam w stronę schodów. Byłam sprytniejsza od brata, więc przeważnie wygrywałam nasze gierki. Wskoczyłam na poręcz w momencie, kiedy Harry otworzył drzwi od pokoju. Zjechałam po niej machając mu na pożegnanie. Teraz została mi ostatnia prosta, aby wygrać wyścig.


Rzuciłam się biegiem w stronę drzwi kuchennych. Wbiegłam przez nie krzycząc:
  -Kolejna wygrana!-wyrzuciłam ręce w górę i czekałam na brata, patrząc w jego stronę. Gdy wreszcie dobiegł, potargałam jego i tak już rozczochrane włosy, po czym odwróciłam się w stronę rodziców.
  -Wszystkiego Najlepszego!-krzyknęli równo. W myślach pacnęłam się w ręką  w głowę. Jak mogłam zapomnieć o naszych urodzinach. Uśmiechnęłam się promiennie widząc na stole tort z zapalonymi świeczkami. Odwróciłam się z powrotem do brata.
  -Wszystkiego najlepszego braciszku.-powiedziałam, przytulając się do niego. Ten odwzajemnił uścisk mówiąc:
  -Sto lat siostrzyczko. Tylko tym razem nie wypchnij mnie za drzwi.-dodał
  -Tego nie obiecuję.-powiedziałam z ironicznym uśmieszkiem.-Choć zdmuchniemy te świeczki zanim się zestarzejemy.-zażartowałam. Zdmuchnęliśmy je jednocześnie.
  -W salonie czekają na Was prezenty, ale my mamy dla was coś szczególnego.-rodzice uśmiechnęli się do siebie i wyciągnęli ręce, które (jak wcześniej nie zauważyłam), chowali za plecami.
               Były to dwie koperty z czerwonym znaczkiem. Otworzyłam swoją i zaczęłam czytać. Dzisiaj oficjalnie zostałam uczennicą Szkol Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Popatrzeliśmy po sobie z bratem i wyściskaliśmy rodziców. Dostaliśmy gratulacje od obojga, po czym poszliśmy rozpakowywać prezenty. Dostałam mnóstwo książek, w tym kilka o Hogwarcie. Do tego parę ubrań i prześliczną bransoletkę. Żałowałam tylko tego, że nie ma z nami wujka Syriusza. Został oskarżony o morderstwo i pomoc Voldemortowi i choć wszyscy wiedzieliśmy, że to brednie-nie byliśmy w stanie nic zrobić. Po zjedzeniu tortu i przejrzeniu listy rzeczy, których potrzebujemy na pierwszy rok nauki postanowiliśmy, że za tydzień udamy się na Ulicę Pokątną. Przez resztę wieczoru rodzice opowiadali nam historie z dzieciństwa, których ani ja ani mój brat nie pamiętaliśmy. Nim się zorientowaliśmy było dobrze po dwudziestej drugiej. Po wieczornej toalecie, położyłam się do łóżka. Zasnęłam zastanawiając się co przyniesie najbliższy rok.

Notka od autorki:
Mam nadzieję, że ta historia Wam się spodoba. I zdaje sobie sprawę, że moje opowiadanie nie jest zgodne z książką ale jak widać w tytule jest to nowa historia. 
    N.M